piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 9.

Obudziłam się obolała.
—Chyba spanie na kanapie nie służy moim plecom - pomyślałam przeciągając się.
Ciepłe promyczki słońca wpadające przez okno ogrzewały przyjemnie moją twarz.
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam.  W oczy rzuciła mi się jednak beżowa kartka na stole, na której pięknym kaligraficznym pismem napisanebyło moje imię.
Bez wahania ją otworzyłam.       
  
Droga Bello! 


Nie mogę cię odwieźć do domu z powodu pogody. Bardzo żałuję, ale słońce popsułonam plany.
                                                                                                                                               Edward Cullen

—No pięknie! - powiedziałam sama do siebie przesiąkniętym frustracją głosem -teraz muszę sama zasuwać do domu!
Wstałam z kanapy przeciągając się jeszcze bardziej czego rezultatem było głośnestrzykanie w kręgosłupie.
Stanęłam przed lustrem i oniemiałam gdy zobaczyłam swoje ubrania.

Byłam ubrana w komplet składający się z : rurek których kolor podchodził po zgniły róż, białej luźnej koszulki, troszkę przyciasnawej jeansowej kurtki i wysokich szpilek.
Zaraz zaraz czy Alice (bo na pewno ona to zrobiła) założyła mi szpilki do snu!? Ona jest nienormalna!

—To ja się nie dziwię,  że jestem obolała, skoro w takich rzeczach spałam- powiedziałam z ironią do swojego odbicia.
Przydałoby się im podziękować za opiekę. Hmm… jakby im tu przekazać wiadomość…
I wtedy wpadłam na wspaniały pomysł! ”Napiszę do nich list, tak jak oni domnie”.
Jeny, muszę sobie te przebłyski mojej inteligencji notować w jakimś zeszycie:Ranek, godzina bliżej nieznana, dom Cullen’ów. Bella wpadła na pomysł.
Uśmiechnęłam się do swoich myśli chwytając długopis i kartkę ze stołu.


Drodzy Cullen’owie!
Dziękuję, że się mną zaopiekowaliście podczas mojej niedyspozycji. Bardzo sięcieszę, że mnie wysłuchaliście i po usłyszeniu czym jestem nie zabiliście mnie,co uczyniłby każde inne wampiry. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
                                                                                                         BellaSwan
  Położyłam kartkę na szklanym stoliku stojącym tuż obok kanapy, po czymwyszłam z domu.

Rozglądnęłam się dookoła. Wszędzie był las. I nawet nie wiem jak dotrzeć do domu.
Weszłam w gęstwinę drzew przeobrażając się w wilkołaka.
Lubiłam przebywać w tym stanie, choć punkt widzenia na świat tak czy tak się nie zmieniał.
Biegłam dosyć szybko i powoli rozpoznawałam niektóre ze starych drzew rosnących w Forks.
Nagle zaburczało mi w brzuchu.
—Hmm… przydałoby się polowanko.- powiedziałam.
Biegłam jeszcze kilka metrów, gdy wyczułam stado saren pasących się w górach inie zastanawiając się długo, ruszyłam w stronę swoich potencjalnychofiar. 
Schowałam się za krzakami wyczekując na odpowiedni moment, i gdy miałam jużskoczyć na jedną z saren, coś uderzyło we mnie z prędkością i siłą pociągutowarowego, odrzucając mnie kilka metrów dalej. Uderzenie zdezorientowało mniedo tego stopnia, że znów zmieniłam się w człowieka.
Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, co spowodowało kaszel, przez który małonie wyplułam płuc.
Gdy nagły napad kaszlu się skończył, zaczęłam szacować inne straty. Miałamrozciętą górną wargę, przez co po moich ustach spłynęła mała strużka krwi.Wstałam powoli ze ściółki i otrzepałam się z upierdliwych igiełek sosny.
—Juhu, wreszcie dałem popalić temu wilkołakowi!- krzyczał radośnie Emmett doJazza i Edwarda, odwrócony do mnie tyłem.
 Trójka mężczyzn zaczęła się śmiać nie zwracając na mnie uwagi.
—Emmett! Do jasnej cholery, jeżeli jeszcze raz zepsujesz mi polowanie, to ukręcę ci kark! - wydarłam się wściekła, grożąc mu palcem. Misiek odwrócił się w moją stronę z miną prawdziwego osła.
Mina towarzyszy też raptownie zrzedła i patrzyli się na mnie zdziwieni.
—Bella…- wykrztusił osiłek.
—Emmett, spłoszyłeś całe stado! I co ja teraz mam upolować!?- krew dosłowniegotowała mi się w żyłach.
Emmett już miał coś wystękać, lecz moją uwagę zwróciło zachowanie Jazza.
Nachylił się do skoku tak, jak na polowaniu i zawarczał głośno.
Wściekłość i złość zastąpił strach o własne życie.
Jazz rzucił się na mnie, ale nie zdołał mnie sięgnąć bo w ostatniej chwili zareagowali jego bracia.
—Bella, uciekaj!- krzyknął Edward.
Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Biegłam, ile miałam sił w nogach. Wkońcu dotarłam do domu, zamykając drzwi na klucz i upewniłam się jeszcze, czy aby na pewno wszystkie okna są pozamykane i zwiałam do swojego pokoju wczołgując się pod łóżko.
Zdyszana wytarłam krew z ust. Próbowałam  uspokoić swoje szaleńczo bijące serce i gdy już prawie mi się to udało, ktoś zastukał głośno w moje okno.
Przestraszona ścisnęłam szczeble utrzymujące materac mało ich nie wyłamując.
—Bella?
Usłyszałam głos miedzianowłosego.
—Wyjdź, wiem że tu jesteś! Słyszę twój oddech.
—Cholera!- powiedziałam w złości wypełzując spod łóżka.
Edward uśmiechnął się do mnie.
—Wpuścisz mnie?- spytał.
—A jaką mam pewność, że mnie nie zjesz tak, jak próbował tego przed paroma minutami twój brat? - stanęłam naprzeciwko niego po drugiej stronie okna.
— Jakbym chciał cię zjeść, to bym wybił okno i nie pytałbym cię o zgodę-powiedział poważnym głosem, a ja na samą myśl o wysysaniu ze mnie krwi wzdrygnęłam się.
—Właź.- powiedziałam zrezygnowana otwierając mu okno.
Nic nie mówiąc zeszłam na dół. Słyszałam jak Edward kroczy za mną.
Usiadłam na kanapie wskazując towarzyszowi miejsce obok.
—Więc po co przyszedłeś?- spytałam
—Przeprosić za Jazza.- powiedział.
Przyjrzałam się mu uważnie.
—A drugie dno?
—Jakie drugie dno?- popatrzyłam na niego z dezaprobatą. 
—Jazz mógłby sam przyjść mnie przeprosić, a nie wysyłał by brata na posyłki.-spojrzałam na niego jak policjant na przestępcę, który próbował wymigać się od prawdy. 
—No czekam. Mów.- zażądałam.
—Dobra, dobra już mówię, bo jak wcielisz się w rolę złego gliny, to będzie ciężko.- zrobił pauzę biorąc głęboki oddech- A więc…
—Nie zaczyna się zdania od „A więc”
—Chcesz żebym ci powiedział, czy nie?- zbulwersował się.
—Już nie przeszkadzam.- powiedziałam już zwyczajnym głosem, znów stając sięsobą, zwykłą Bellą.
—Przyszedłem sprawdzić, czy nic ci nie jest.- powiedział.
Uśmiechnęłam się i mogę przysiąc, że na moje twarzy pojawiły się już rumieńce.
—Miło z twojej strony.
Chłopak zamyślił się na chwilę przez co na jego czole powstały głębokiezmarszczki.
—Co?- żadnej odpowiedzi- Edward?!- spytałam przestraszona
—Ty wiedziałaś od samego początku, że jestem wampirem?
—Tak, dlaczego pytasz?
—I ty pozwoliłaś mi wypić kubek z gorącą czekoladą !?
—I piankami.
—I piankami?!
—Tak.-uśmiechnęłam się szyderczo.
—O ty diablico!- krzyknął rzucając się na mnie ze śmiechem. 
Zaczął mnie łaskotać jak szalony, a ja próbowałam się odgryzać, ciągnąc go zawłoski na rękach.
Edward piszczał jak mała dziewczynka, aż w końcu cała szamotanina przeobraziłasię w walkę zapaśniczą, w której jakimś cudem zostałam przyparta do łóżka.
—Poddajesz się?- spytał Edward trzymając jedną ręką oba nadgarstki nad mojągłową i łaskocząc mnie w ucho wydychanym powietrzem.
—Nie ma mowy! Nie będziesz mi rozkazywał.- krzyknęłam bezskutecznie próbującsię uwolnić.
No dobra, wcale nie próbowałam się tak skutecznie uwolnić.
Przecież Edward nic złego mi nie robił, tylko łaskotał jak głupi, no i leżał na mnie całą swoją powierzchnią ciała.

Wcale ta bliskość między nami mi nie przeszkadzała. 
Przyznaję się bez bicia: te motyle w brzuchu gdy go widzę, zaczerwienione policzki gdy powie mi coś miłegoi przyśpieszone bicie serca do którego nigdy się nie przyznaję, to chyba nie jest reakcja na stres, tylko na uczucie, które tak rzadko od śmierci rodziców odczuwałam. To była miłość…- Dobra nie będę się nad tobą znęcała, po prostu zadzwonię na policję. Przyjadą i skopią ten twój uroczy 

tyłek.
—Uroczy? Uważasz że mój tyłek jest uroczy?
—Może- odpowiedziałam wymijająco, powstrzymując uśmiech próbujący wpełznąć na moje usta.- Co jednak nie znaczy, że nie zadzwonię po policję żeby ci go skopali.
—To może zamknę ci usta żeby nie mogła tego zrobić.- pozwiedzał chwytając coś spoza mojego zasięgu wzroku. Po chwili gdy ze mnie zeszedł oberwałam poduszką w twarz.
—I to mnie ma powstrzymać?- spytałam.
—No cóż, można  przynajmniej spróbować.- powiedział uśmiechając się łobuzersko.-Ale to na sto procent uniemożliwi ci zadzwonienie po pomoc-powiedział bawiąc się moją komórką.
—Oddawaj!
—Nie.
—Oddaj to po dobroci albo…
—Albo co?
Nie usłyszał odpowiedzi, ale za to oberwał w twarz poduchą, przez co komórka wyleciała mu z ręki.
—To tak chcesz się bawić.-krzyknął łapiąc drugą poduszkę.
Po paru minutach naszej wojny na poduchy w pokoju fruwało miliony małych, białych piórek.
Leżeliśmy na podłodze.
Ja byłam zdyszana i zmęczona, a on  nawet chyba niczego nie odczuł.
Popatrzyłam rozmarzona na latające piórka.
—Te wirujące w powietrzu piórka wyglądają jak śnieg.- powiedziałam chwytając jedno do ręki.- Tylko że jak złapiesz je w rękę to się nie topi.
Usiadłam bawiąc się małym piórkiem .
—Czy ja wiem- usiadł tuż obok mnie, przez co nasze twarze zbliżyły się do siebie-to co jest ulotne też jest piękne-uśmiechnął się wyciągając z moich włosów zapewne jedno z wielu piórek.
Przysunął się do mnie jeszcze bliżej i pocałował mnie w usta.
Byłam zaskoczona, ale nie odepchnęłam go. Dobrze całował. Nie żebym była podtym względem bardzo doświadczona, ale wiedziałam że byłabym bardzo szczęśliwa,gdyby pocałował mnie jeszcze raz. Ostatecznie to on odsunął się ode mnie przez co troszkę się zarumieniłam.
—Jesteś dla mnie ogromną pokusą- wymamrotał, brzmiąc tak, jakbym zrobiła coś złego.
Nikt się nie odezwał i nie miał zamiaru też przerwać tej ciszy.
Przytuliłam się do Edwarda przez co znów wylądowaliśmy na miękkim dywanie.
—Oj Bella, Bella..- wymamrotał całując mnie we włosy.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę i żadne z nas nie chciało zmienić tego stanu, alemój żołądek miał inne zdanie.
Zaśmiałam się cicho i powiedziałam:
—Czasem, tak jak teraz, mam ochotę się do ciebie przytulić i tak jak małedziecko udawać, że się do ciebie przykleiłam- popatrzyłam mu w oczy- ale mójżołądek ma inne plany.
Uśmiechnęłam się dając mu nieśmiałego całusa w usta.
Wstałam i pomaszerowałam w kierunku kuchni otrzepując swoje ubrania z piór.
Zaglądnęłam do lodówki, w której jak zwykle nic nie znalazłam. 
Z jękiem przeszukałam szafki i okazało się, że nie mam nawet czekolady, a to był zły znak…
—Coś się stało? - usłyszałam głos Edwarda za plecami.
—Nie mam nic do jedzenia, a co gorsze skończyły mi się zapasy czekolady. Muszę jechać do sklepu. 
—Nie ma nic gorszego, niż brak czekolady- zażartował opierając się o szafkę kuchenną.
—Dla mnie to koniec świata.
Uśmiechnął się obejmując mnie w talii, i gdy miał mnie pocałować wyrwałam się.
—Co się stało?- spytał zdezorientowany.
—Nie ma czekolady!- krzyknęłam chodząc tam i z powrotem po kuchni.
Edward zaśmiał się głośno i nie dając za wygraną powtórzył poprzedni ruch, tymrazem na tyle szybko, żebym nie zdołała znów mówić o czekoladzie.
Pocałunek był długi i mogę powiedzieć, że tak zamącił mi w głowie, że od razu zapomniałam o czekoladzie i głodzie.
Gdy Edward odsunął się ode mnie, popatrzyłam na niego wściekła.
—No jedź.
—Gdzie? –spytałam.
—Po czekoladę- uśmiechną się do mnie.
—A no tak, tak czekolada.
—Ja też już muszę iść.- poszedł w kierunku drzwi frontowych zatrzymując się przy wejściu do kuchni.- do zobaczenia jutro w szkole?- spytał odwracając się.
—Do jutra w szkole- uśmiechnęłam się do niego.- Do zobaczenia.
Edwarda już nie było, dosłownie jakby rozpłynął się w powietrzu. 
Wpakowałam do torebki portfel i komórkę, po czym pojechałam do sklepu.
                     
                                          *                 *             *

Wędrowałam pomiędzy regałami wrzucając do koszyka potrzebne artykuły spożywcze.
Kiedy zapełniłam koszyk po brzegi, poszłam do kasy płacąc za towar.
Droga do domu była krótka w szczególności jak ktoś jedzie po wyżej 100km/h.
Wchodząc do domu ściągnęłam buty maszerując prosto do kuchni, gdzie zaczęłamswoją nieudolną walkę z garami i jedzeniem.

1 komentarz:

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4