piątek, 31 maja 2013

Rozdział 29.

Tada ! Nowy rozdział :D Wena mnie przygniata i musiałam się wyprodukować ;] To chyba największe dzieło mojego życia. Znaczy opublikowane największe dzieło XD
Kocham was. No normalnie kooochammm... I wiecie co? Chyba jednak przedłużę tego bloga XD Wena zmienna jest. Dokładnie jak kobiety XD Ale o tym w nn :D
Z dedykacją dla wszystkich czytających a w szczególności dla Mlodej i Kisielka :*
Katarzyno. Trzymam cię za słowo, że mi pomożesz wymyślać zakończenie jak się zatnę :P Miłego czytania !

         Wszyscy zebraliśmy się na jakiejś polanie zarośniętej trawą.  Pod czujnym okiem wujka, udało mi się uporać z chwastami i zmniejszyłam je do wysokości trawy podwórkowej.
         Stanęłam przyglądając i przysłuchując się dokładnym instrukcjom Jaspera. Mówił o różnych skutecznych chwytach. Czego unikać, a czego wręcz przeciwnie. Lecz ciągle nawiedzało mnie dziwne uczucie. Dosłownie jakbym była obserwowana. Włoski jeżyły mi się na karku jak w Tedy na spotkaniu z Laureatem.
Dziwne.
- Bella. Bella!- Usłyszałam wrzask Emmett przy uchu.- Obudź się śpiąca królewno.
- Ja nie śpię.- Odparłam hardo- czy wy też czujecie to dziwne uczucie? Dosłownie jakbyśmy byli obserwowani.
- Wydaje ci się.- Szepną Edward całując mnie w dłoń.
- Ej no.. Nie przy ludziach…- powiedział Em ze skwaszoną minę.
- Z tobą i Rosalie nie dało się wytrzymać jakieś trzy lata.- Edward popatrzył na niego spod wilk.
- Oj dobra, dobra. Nie przesadzaj braciszku.- Powiedział ciągnąc mnie za rękę.
- Chodź Bells sprawdzimy cię.
- Czemu mnie?!- krzyknęłam zapierając się nogami, przez co zrobiłam rowki w ziemi.- Czemu z tobą?!
- Chodzisz głowa w niebie.
- Nie niebie tylko chmurach!- Powiedziałam wyrywając się.
- Mniejsza z tym. Jasper cię wywołał do walki ze mną!
Stanieliśmy na środku.
- Jasper?- Spojrzałam błagalnie na szwagra.
 - Nic nie poradzę. Em nalegał.
Westchnęłam i niespodziewanie zostałam rzucona do góry jak szmaciana lalka. Wylądowałam na drzewie i po chwili gryzłam ziemię.
- Emmett!- Krzyknęłam- baranie ogarnij się! To tylko przyjacielska potyczka.
- Przyjacielskie potyczki nie istnieją!- Krzykną do minie z oddali.
- Nie?
- Nie!
- Sam tego chciałeś.
Wstałam otrzepując się z piachu. Przykucnęłam i przybrałam pozycję obronna. Emmett przyjął to, jako wyzwanie i ruszył na mnie z mocą pociągu towarowego.
Gdy był już blisko zwinnie zrobiłam unik i podkosiłam go tak, że osiłek jadł trawę.
Oddaliłam się odrobinkę i znów przykucnęłam.
Mój szwagier podniósł się na łokciach i zaczął wypluwać ziemię z ust. Wszyscy zaczęli się śmiać i chyba tylko ja byłam śmiertelnie poważna czekając na kolejny ruch osiłka.
- Zabiję!- krzykną nacierając na mnie.
Uderzył we mnie a ja przyjęłam ten ruch. Odepchną mnie kilka metrów do tyłu, a później rzucił nad siebie trzymając za dłonie. Nie puszczałam. Z uporem trzymałam jego rękę, przez co zrobiłam salto i teraz z osiłkiem staliśmy do siebie plecami.
Zrobiłam piruet wykręcając mu ręce i uderzyłam nim z całej siły o ziemię.
- Jeden zero dla mnie.- Powiedziałam rozbawiona kładąc na nim nogę jak na trofeum.
- Żądam dogrywki.
- Nie Emciu. Teraz walczą inni.- Pomogłam mu wstać.
Usiadłam wygodnie na starym i spróchniałym pniu drzewa, który przyniósł Emmett i przyglądałam się dalszym walkom. Edward zaczął walczyć z Carlisle. Zaczęli z rozbiegu. Przybrany tata Edwarda chciał go podkosić, ale mój ukochany przeskoczył nad nim zwinni, po czym wymierzył salwę uderzeń. W końcu powalił lekarza i dumnie popatrzył na Jaspera.
- Pierwsza zasada, której nie wolno łamach- zrobił przerwę a Edward wylądował na ziemi przygnieciony przez Carlisle- nigdy nie odwracaj się od wroga tyłem.
Wybuchnęłam śmiechem. Nieopanowanie zaczęłam rechotać wywołując śmieszną minę u osiłka. Przez przypadek przechyliłam się do tyłu i upadłam na ziemię tak, że tylko nogi zostały mi na kłodzie. Zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej.
- Co? Jednorożce zaczęły ci patatajać w głowie w stronę morza?( nie mogłam się oprzeć kisielku XD przyp.aut.) Potrzebujesz lekarza?- spytał Em ze śmiertelną powagą.
Przetarłam oczy z rozbawiania i przełknęłam ślinę.
- Em. Na pewno w stronę morza? A nie słońca?- przerwałam- Mniejsza o to. Pomóż mi tylko wstać, a będzie dobrze.
Osiłek opodal mi rękę i podciągną mnie od góry.
Para walczących zmieniła się. Teraz był to Jasper i Alice.
Chłopak zrobił ruch nakazujący Alice zaczynać. Moja bratowa zwinnie wykonała kilka ciosów, które odparował jej mąż. Po chwili złapał ją za rękę i wykonał nią kilka piruetów, po czym przyciągną do siebie.
Gdy ich twarze były już blisko, Alice wyrwała się i uciekła na drzewo. Zdezorientowany Jasper zaczął nerwowo rozglądać się do dokoła i w tym samym momencie, gdy dziewczyna zeskoczyła na niego, on popatrzył w górę. To wyglądało bardziej jak taniec a nie walka.
Następnie walczył Harry i Rosalie. To były serie uderzeń podobnych do precyzyjnych i zabujczych wystrzałów z karabinu maszynowego.  Nagle poczułam jak moje mięsnie samoistnie się kurczą, a w gardle staje kula nie do przełknięcia.
Zobaczyłam jak zza krzaków zerka na nas kilka par błyszczących ślepiów.
Akcja potoczyła się nagle i bez ostrzeżenia.
Zza drzew wyłoniła się Swora wilkołaków, może z dziesięciu. Jeden, zdecydowanie największy rzucił się na Harryego.
Nie panując nad swoimi odruchami przemieniłam się i ruszyłam do walki. Uderzyłam w napastnika, gdy ten miał już zacisnąć swoje szczęki na gardle mojego wujka. Odepchnęłam go na znaczą odległości. Byłam o wiele większa, chyba o jakiś metr. Złoto brązowy wilk zaskamlał i otarł łapą pysk, po czym obnażył zęby i ruszył na mnie.
Odparowałam atak z mocą nadjeżdżającego pociągu.
Gryzłam i drapałam. Wydzierałam kępki futra i skóry napastnika. Po pewnym czasie poddał się i zmęczony upadł na ziemię, a ja przygniotłam go do ziemi . Moja biała sierści była wręcz czerwona od krwi. Widziałam przerażenie w oczach całej Swory. Bali się o przywódcę.
- Nawet nie próbujcie atakować! Bo skręcę mu kark jednym ruchem.-warknęłam- czego chcecie?- Krzyknęłam w myślach nawiązując z nim wszystkimi kontakt.
Użyłam głosu alfy, co nie było zbytnio bezpieczne.
-Weszliście na nasze terytorium. I zabijacie ludzi! Musieliśmy zareagować!- Usłyszałam głos złoto brązowego wilkołaka.
- My nie zabijamy ludzi! Ludzi zabijają ci, których my chcemy zabić.- Krzyknęłam rozwścieczona
Atmosfera stawała się odrobinę lżejsza.

-Jak nie wy zabijacie, to kto?- Warkną- Jesteście wampirami! Wampiry piją ludzką krew!
- Są to wampiry, które chcą zabić nas. Za niedługo tu przyjdą. Właśnie się przygotowujemy.

- Dlaczego potrafisz przemienić się w wilkołaka?- Usłyszlam czyjś głos.

- Mój ojciec był wilkołakiem. Matka wampirem. Stąd ta umiejętność- przerwałam- Za niedługo odbędzie się bitwa. Te wampiry zabijają ludzi z okolicznych miast. A wam zależy na ludziach z miasta. Prawda?
- Tak. Ale czym wy się żywicie?
- Zwierzętami.  Wracać. Pomożecie nam czy będziecie patrzeć jak nas pokonują by później wybić cały Londyn?- spytałam.


- Kiedy przybędą? 
- Za jeden dzień.
- Staniemy przy waszym boku.-Przerwał- ale pod jednym warunkiem.
Moje mięśnie zesztywniały.

- Edward, co się dzieje?- Usłyszałam za swoimi plecami głos Carlisle.
- Powiedzieli, że staną przy naszły boku podczas walki pod jakimś warunkiem.- wytłumaczył.
- Wyłaź z mojej głowy pijawko!- Krzykną przywódca w myślach próbując się mi wyrwać.
Zareagowałam automatycznie obnażając ostre jak brzytwa zęby i przyciskając go masywną łapą do podłoża.
- Nawet nie próbuj.- Rzekłam głośno i wyraźnie- Jakie warunki?

- Nie będziecie polować na naszym terenie, ani zmieniać ludzi. A jeśli złamiecie to prawo odejdziecie, albo was zabijemy.
- Jego warunkiem jest nie żywienie się ludźmi na ich terenie i nie przemienianie ich.- Powiedział ostrożnie Edward.
- Przystajemy na te warunki.- Powiedział spokojnie Carlisle.
Wycofałam się ostrożnie przyglądając się jak Głowa naszej rodziny rozmawiała z przywódcą.
- Brawo, brawo.- Szepną Emmett
- Miamlam pozwolić by skrzywdził mojego wujka? Nigdy.- fuknęłam.
Edward obiją mnie ramieniem.
***
Wilkołaki pozostały nieufne w stosunku do nas. Nie przemieniły się w ludzi w naszym towarzystwie i przyglądały się naszym treningom i słuchali rad. Po pewnym czasie Harry wziął mnie na małą lekcję. Dowiedziałam się, że to ja wzywam te duszki. Nieświadomie.
Opanowałam tę sztukę z niemałym trudem. Nauczyłam się panować nad ogniem i potrafiłam spalać kępy traw i drzewa. Ale za nic na świecie nie mogłam podpalić żadnej osoby! Próbowałam nawet na Emmecie! Skończyło się to tym, że wylądowałam w jeziorze.
- Nigdy więcej nie próbuj takich rzeczy na mnie!- Krzykną śmiesznie rozdrażniony.
Wszyscy śmiali się z całej sytuacji i słyszałam ciche poszczekiwanie wilkołaków.
- Masz Edwarda! Jego torturuj!
- Sory. Ale i tak wiedziałam, że mi się nie uda. Nie rzucaj się!- zaśmiałam się głośno, po czym podniosłam się z wody i stanęłam w niej. Wyciągnęłam z włosów jakieś paskudztwo i rzuciłam go gdzieś
Warto poćwiczyć też i nad tym rzywiołem.
Na moją twarz wpełzł chytry uśmieszek. Skoncentrowałam się na jeziorze. Tafla wody zadrżała lekko płosząc ze swojej powierzchni wszystkie owady. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie mackę wodną pełznącą po trawie.
- Bella, co ty robisz?- Usłyszałam zaniepokojony głos Edwarda.
- Testuję coś.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam cieniutką przeźroczystą „mackę” Pełznącą przez trawę.
Kierowałam ją w stronę osiłka. Pełzła powoli, a Emmett stał jakby nigdy nic.
Po chwili dotarła do niego i owinęła się wokół jego kostki.
Zdezorientowany chłopak zaczął trzepać nogą.
Szarpnęłam ręką do góry i Em wyleciał w górę zawisając, kilka metrów, nad jeziorem głową w dół, trzymany za kostkę przez mojego stworka.
- Cholera! Puść mnie! Mała, wredna, brązowowłosa istoto!- krzykną do mnie wywołując śmiech zebranych.
- Na pewno?
- Tak!
- Dobra. Sam tego chciałeś.- Westchnęłam i opuściłam rękę od niechcenia.
Wodna „macka” roztrysnęła się tworząc małą mgiełkę a osiłek z łoskotem i szumem spadł w dół wprost na środek jeziora.
Uderzenie o taflę spowodowało wielką falę, która oblała mnie od stóp do głowy.
Wymyło mnie na brzeg. Kiedy woda opadła zobaczyłam Emmett siedzącego po szyję w wodzie. Jego głupia i lekko groźnawa mina była przezabawna. Zaczęłam się nieopanowanie śmiać.
- Zapłacisz mi za to!- krzykną, a ja przestałam się chichrać i spojrzałam na niego.
W tym samym momencie na jego głowę wskoczyła wielka i obrzydliwa ropucha.
Mój śmiech znów opanował las ogromnym echem.
- Zabiję!- Usłyszałam krzyk osiłka i plusk wody.
Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam uciekać.
Pierwsza linia obrony- Edward. Schowałam się za nim i wyglądałam zza jego pleców jak małe przestraszone dziecko.
- Oddawaj ją!- krzykną przemoknięty chłopak.
- Nie.- powiedział rozbawiony Edward.
- Dawaj!
- Dobra.
Mój narzeczony odsuną się zostawiając mnie bezbronną.
- Że co? Zostawiasz mnie?!
Krzyknęłam i zacząłem uciekać dalej. Wślizgiem wpadłam pomiędzy krzaki.
Słyszałam ciężki bieg Emmett. Był blisko. Zbyt blisko.
Po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.
Spanikowana zapanowałam nad drzewem i uderzyłam go z całej siły gałęzią. Potem kolejną i kolejną.
Obejrzałam się za siebie. Emmett nie było, za to kilka metrów ode mnie stał wielki zielony potwór z rogami. Groźnie sapał i warczał. Zaczęłam krzyczeć z przerażenia, a z polanki dobiegł mnie śmiech.
Puściłam się pędem w tamtą stronę. Z krzykiem wpadłam na polanę, tym razem chowając się za Jasperem.
- Ratuj.- Szepnęłam- goni mnie potwór leśny!- spanikowana zacisnęłam mu dłonie na ramionach.
Po chwili usłyszałam głośne warczenie, dyszenie i sapanie.
Przełknęłam ślinę i cofnęłam się od Jaspera.
Usłyszałam jak wśród wilkołaków rozniósł się groźny pomruk. Cullenowie przestali się śmiać i przybrali pozycje obronne.
Nagle drzewa zaczęły się lekko chwiać a spomiędzy nich wyszła zielona poczwara, która z tej perspektywy nie wyglądała już tak strasznie.
Zieleń jej skóry to były liście, a poroże to dwie ogromne gałęzie. Czekaj…. To nie żadna poczwara tylko Emmett!
Gdy wszyscy mieli się na niego rzucić on z piskiem małej dziewczynki zaczął strzepywać z siebie liście. Wolałam go jednak w wersji z liśćmi. Teraz był cały ubabrany błotem.
- Co ci się stało?- Spytała go Rosalie.
- To ona! To nie kobieta! To diabeł! Nasłała na mnie drzewa! Co chwilę dostawałem z liścia od jakiejś rośliny! W końcu się przewróciłem! I to akurat w błoto. Wszystkie liście przylepiły się do mnie, a gdy Bells mnie zobaczyła znaczyła piszczeć jak dziewczynka.- powiedział uhahany od ucha do ucha.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie jestem dziewczyną. I mam prawo piszczeć jak dziewczynka.
- A kiedy ja piszczalem jak mała dziewczynka?- powiedział zakładając ręce jak rozkapryszony bachor.
- Jakieś trzy minuty temu!
- Ahh..- Powiedział i wyglądał jakby duma uciekała z niego jak z dziurawego balonika powietrze.- Misia na zgodę?
Spytał, gdy wyszłam zza Jaspera.
- Nie zbliżaj się.- Warknęłam oddalając się od niego.

- No nie bądź taka.- powiedział ściskając mnie w misiowatym uścisku.
- Puść mnie!
- Chłopak ze śmiechem wypuścił mnie z ramion i dumnie spojrzał na mnie.
Moja bluzka była cala ubabrana w błocie.
- I co? Z-a-d-o-w-o-l-o-m-y?
- I to bardzo.- powiedział śmiejąc się.
- Bello chodź. Nam już chyba wystarczy tych atrakcji jak na jeden dzień.
Edward objął mnie w pasie i przyciągną do siebie.
- Zgadzam się z tobą. Miłego treningu!- krzyknęłam na odchodne i już nas nie było.
***
Byliśmy sami. W salonie. Edward grał miłą i spokojną piosenkę na fortepianie, a ja przyglądałam mu się wygodnie usadowiona na sofie, bawiąc się ściągaczem szarawej, wełnianej tuniki. (http://tuniki.pl/photos/k1304gy-modna-welniana-tunika-z-kimonowym-rekawem-2638002556.jpg) Po chwili przestałam i oparłam głowę na ręce i spoglądnęłam intensywnie na swojego ukochanego. Chłopak zatracony w muzyce nawet nie zwrócił na to uwagi.
Czy to możliwe, że możemy nie przeżyć jutrzejszego dnia? Możliwe jest to, że nigdy nie poślubię tego jedynego i nie będę z nim żyć długo i szczęśliwie? A co z moim wujkiem? Dopiero, co zasmakował życie i już musi je narażać. Dla osoby, którą ledwo zna. Powinnam była zostawić Cullenów zanim doszło do czegokolwiek pomiędzy mną i Edwardem. Jak mogłam być tak samolubna? Najlepiej dla wszystkich było by gdybym poszła naprzeciw nim sama. Zginęłabym i nikt inny by nie ucierpiał…
Nagle i niespodziewanie Edward uderzył w klawisze z taką mocą, że jeden pękł. Po pokoju rozniosła się kakofonia dźwięków.
- Nawet o tym nie myśl!- krzykną rozwścieczony i wstał.- Nie możesz mi tego zrobić!- krzyczał klękając przede mną, po czym otulił moja twarz swoimi dłońmi.- Obiecałaś, że już nigdy mnie nie zostawisz!- w jego oczach widać było wściekłość, strach i ból. Ból przed ponowną utratą.
Zszokowana patrzyłam mu prosto w oczy i pogłaskałam go po policzku.
- Obiecałaś!
- I dotrzymam obietnicy.- powiedziałam z niechęcią.- Skąd wiedziałeś, o czym myślę?
- Myślałaś? Nie powiedziałaś?- spytał zdziwiony wciąż trzymając moją twarz.
- Myślałam.- zesztywniałam i odciągnęłam jego dłonie od mojej twarzy, ściskając je swoimi delikatnie.
- Jak to zrobiłeś?
-Co?
- Jak wkradłeś się do mojego umysłu?
- Nie wiem. Grałem, a po chwili usłyszałem jak mówisz o tym, że najlepiej dla wszystkie było by gdybyś poszła, naprzeciw nim, sama. Zginęłabyś i nikt inny by nie ucierpiał…
Zesztywniałam patrząc na niego przepraszająco.
- Cieszę się, że to usłyszałem. Nie mam pojęcia, jak, ale przynajmniej mogę odwieść cię od tego głupiego pomysłu.
Wtuliłam się w niego chlipiąc.
- Jak zwykle narażam na niebezpieczeństwo osoby, które kocham. Dlaczego śmierć idzie za mną jakby była mi przeznaczona od zawsze?- szeptałam szlochając.- Edwardzie ja nie chcę umrzeć. Chcę żyć. Z tobą z Alice, Rosalie, Esme, Emmet’em, Carlisle i Jasperem! Ze swoim wujkiem i jego żoną! Chcę żyć i być z tobą. Wyjść za ciebie. Pozwolić ci nawet wywlec mnie nie wiadomo gdzie na podróż poślubną. Nawet w miejsce, którego nie ma na mapie świata.
Edward objął mnie mocno i pocałował namiętnie. Jak nigdy.
- Wszystko będzie dobrze.- wyszeptał w moje usta, po czym wznowił pocałunek. Uniósł mnie i ruszył po schodach na górę.
Jakimś cudem zamkną na klucz drzwi do naszego „salonu”, po czym przeszedł do sypialni.
Ułożył mnie delikatnie na łóżku i zaczął jeździć dłońmi po moim ciele. Nie zastanawiając się długo zarzuciłam mu ręce na szyję i nogi na biodra przyciągając go do siebie.
Poczułam jak jego zwinne ręce wsuwają się pod sukienkę i delikatnie masują skórę brzucha.
Wiedziałm, co chce zrobić. Złamać postanowienie… Nagle ogarnęła mnie panika paraliżująca cale moje ciało.
Przestałam go całować i odepchnęłam go lekko od siebie.
-Edwardzie. Nie.- powiedziałam stanowczo patrząc mu w oczy.
- Myślałem, że tego pragniesz.
- Pragnę, ale chyba wolę poczekać z tym do ślubu. Nie chcę aby doszło do tego tylko dla tego, że chcesz poprawić mi humor.- szepnęłam wtulając się w jego tors.- na przekór swojemu postanowieniu.
Edward westchnął głośno i przytulili mnie do siebie głaszcząc po włosach.
- Ehh… kobieta zmienną jest.- zaśmiał się całując mnie w czubek głowy.- i właśnie dla tego was kochamy.
       Zachichotałam cicho i zamknęłam oczy wtulając się w niego mocniej.
 
______________
Moje kochane dzieci! Z wyprzedzeniem. UDANEGO DNIA DZIECKA !! :D

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 28.

 Z dedykacją dla najlepszych !

- Livkiii - za to, że jesteś i że we mnie wierzysz :*
- Molda- za to że jesteś moim kochanym robaczyskiem, które wspiera mnie mentalnie i mówi, że plama czerni i zieleni na ścianie w moim pokoju nie wygląda tak strasznie :* XD

- Wampirzycy Darii- Z pogróżką! Za to że nie poinformowałaś mnie o nn na twoim blogu! Masz mnie informować :D
- Zwariowana Natalia- Mój kochany świrze XD Dziękuję za to że chciałaś mnie, jako pomocnicę XD Było to dla mnie szaloną przyjemnością ci pomóc ^^
- Asia Dabkowska- Jesteś po prostu cudna z tym swoim "OMG" :D Aż chce się Cb schrupać na śniadanie XD
- Zwariowana11- Za to że znów obdarzyłaś mnie tak długim i motywującym  komentarzem :* <3
- Kisielek- Musimy w końcu pogadać XD Tylko kiedy?
- Bloody Moon- Nie mogłam czytać. Ale, postaram się jakoś nadrobić zaległości :*
- Wampirzyca Wiki- Dzięki za ostatni komentarz :* <3
- Isabella- Za to, że jesteś i podtrzymujesz mnie na duchu swoimi komentarzami.

Jezu mogła bym wymieniać w nieskończoność! Ale jak bym tak wymieniała to Dedykacje były by dłuższe od rozdziału XD Dobra tu już nie przynudzam. Idę przynudzać pod nn XD MIŁEGO CZYTANIA !

      Noc. Cicha i spokojna. Niczym niezakłócona. Dzięki niej czuje się jakby nic, co złe, nie miałoby prawa nastąpić. Idealny czas by oderwać się od w rzeczywistości i uspokoić zawarowane i poplątane myśli.
      Leżę wygodnie wyciągnięta na łóżku w moim pokoju, wtulając się w narzeczonego. Jedną nogę wygodnie i prowokacyjnie wyłożyłam na biodro Edwarda przytrzymując go przy sobie. Muszę przyznać, że się trzyma i jak widać nie ma zamiaru złamać swojego postanowienia, co do sexu przed ślubem.
Staromodny i słodki. Co jest gorsze? Chyba tylko staromodny i uparty…. No cóż. On też kwalifikuje się do tej grupy, ale przecież nikt nie może być idealny.
Chłopak bawił się pierścionkiem zaręczynowym na moim palcu a ja drugą wolna ręką gładziłam jego aksamitne włosy, co chwile obdarowując go delikatnym i subtelnym pocałunkiem w szyję i usta.
Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego tors.
Zwolniłam swój oddech.
- Czasami chciałabym być normalna.- szepnęłam- nawet taka jak kiedyś.- przerwałam- chciałabym tu nie przyjeżdżać. Być człowiekiem i zasmakować ludzkiego życia.
- I tym samym nie mogłabyś poznać mnie.
- Tak. TO by była ogromna strata.  Dlatego nie cofnę niczego.
Cmoknęłam go w usta i popchnęłam go tak, że leżał teraz na plecach.
Wygodnie usadowiłam się okrakiem na jego biodrach i położyłam się na nim całą powierzchnia ciała, opierając głowę na rękach.
-Może, spotkalibyśmy się.
- I najprawdopodobniej bym cię zignorować.
- Pewnie tak.- zagryzłam wargę- ale powiem ci coś w sekrecie.- uśmiechnęła się przybliżając się do jego ucha.- Nie zamieniłabym możliwości zostania człowiekiem gdybym nie mogła z tobą być.- wyszeptałam przegryzając opłatek jego ucha.
Chłopak ni pozwolił mi się oddalić i pocałował mnie w zagłębienie szyi zjeżdżając odrobinkę niżej na dekolt.
Uśmiechnęłam się szeroko.
Edward pociągną mnie mocno i teraz to ja leżałam pod nim.
Zaczął jeździć rękoma po całym moim ciele.
Jego dłonie dostały się pod bawełnianą koszulkę muskając brzuch i okolice kręgosłupa.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Materiał zdawał mi się teraz denerwującą przeszkodą do upragnionej rozkoszy.
Chłopak zaczął obdarowywać mnie gorącymi i namiętnymi pocałunkami. Oddawałam je z ogromną przyjemnością mrucząc jak kot.
Moje dłonie powędrowały na jego plecy i brzuch badając dokładnie ich fakturę.
Powoli zbliżyłam się do klatki piersiowej w poszukiwaniu guzików od koszuli.
Sweter. Czy on zrobił to specjalnie? Nie tracąc wigoru złapałam za rąbek swetra oraz bluzki z krótkim rękawkiem i podciągnęłam je, odrobinę odsłaniając umięśniony brzuch. Gdy miałam już rozpinać swoją koszule Edward zesztywniał i przestał mnie całować.
- Wiem, wiem. Nie chcesz- jęknęłam. Moja głowa opadła bezsilnie na puchowa poduszkę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chcę. Ale nie teraz.
Położył swoje czoło na moim i zamkną oczy wdychając mój zapach.
-Kobieto jak ty na mnie działasz?
- Tak jak powinnam.- zachichotałam i pocałowałam go we włosy.

***

Słońce powoli wschodzi przebudzając cała okolicę z błogiego snu. Jego promienie wymywały ze mnie cały mój spokój i opanowanie. Chodziłam jak, żywa bomba ludzka.
Żeby nie zrobić nikomu krzywdy weszłam do garderoby zamykając się na klucz.
Ściągnęłam krótkie szorty i bluzkę zostając w samej bieliźnie. Rozczesałam włosy i związałam je w niedbałą kitkę.
Zaczęłam przewalać ubrania z jednej kupki na drugą, próbując znaleźć coś luźnego.
W końcu zdecydowałam się na dopasowane, czarne rurki, które wbrew swojemu wyglądowi były rozciągliwe, Czarną rozpinaną bluzę i podkoszulkę z nadrukiem.
Usiadłam przed zdobiną złotymi ornamentami komódką i przyglądnęłam się swojemu lustrzanemu „ja”.
Nie było to jednak moje odbicie. Było to odbicie kobiety, którą się stałam. Lekko opaloną cerę zastąpiła wręcz chorobliwa bladość, Czekoladowe włosy pociemniały i sięgają mi aktualnie z dwa centymetry za łopatki.
Rysy twarzy są zaostrzone a usta uwydatniły. Nie pozostało już nic po starej szarej myszce Swan i to chyba dopiero teraz zaczyna do mnie dochodzić. Zaczynam dostrzegać wszystkie minusy mojej przemiany.  Paląca rządza zabicia kogoś i wysuszenia jego ciała z ostatniej kropli krwi prześladuje mnie krok w krok. Nie mogę zjeść niczego innego, by zaraz tego nie zwrócić. Już zapomniałam jak smakują jabłka! A co dopiero mówić o czekoladzie?! Tęsknie za łzami, które dawały upust moim emocjom, za o wiele słabszym odczuwaniem złych emocji.
Jezu? Co się ze mną dzieje?! Czemu ja się nad sobą użalam?! Mam kochającą rodzinę… Przyszłego męża, który nie widzi nic poza mną. Odnalazłam swoich krewnych! Czego mogę chcieć więcej!? 
Skrzywiłam się do swojego odbicia i rozwiązałam włosy zakrywając swoją twarz.
Swan kończ z tym. Zbierz się w garść.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i poklepałam się pobudzająco, dłońmi, po policzkach.
Na stopy założyłam wygodne trampki i zbiegłam na dół.
Wszyscy byli w bojowych nastrojach.
Cicho oparłam się o łuk wejściowy do salonu przeglądając się jak Emmett spiera się z Jasperem.
Do treningu została jeszcze jakaś godzina.
Nagle poczułam jak coś stanowczo i delikatnie przyciąga mnie do siebie, a po chwili na moim ramieniu poczułam miękki i aksamitny dotyk ust.
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy dojrzałam kątem oka trochę miedzianej czupryny.
Schwyciłam go mocno za rękę i uśmiechnęłam się zniewalająco.
Carlisle rozmawiał z Esme, na której twarz wykrzywiał grymas strachu.
-O czym oni rozmawiają?- spytałam szeptem na tyle cicho by tylko Edward mógł mnie usłyszeć.
- Carlisle próbuje uspokoić Esme. Mama chodzi wciąż zdenerwowana i przestraszona. Nawet Jasper nie daje rady jej uspokoić.
Nie skomentowałam tego, lecz zaczęłam przyglądać się przybieranym rodzicom.
Ehhh…. Gdyby panowanie nad duchem mogło odebrać jej smutki i zawody. Gdyby mogło chodź na chwilę ją pocieszyć. Spróbujmy. Westchnęłam i wezbrałam w sobie wszystkie pozytywne emocje. Spięłam wszystkie mięśnie.
- Bello, co ty robisz?- usłyszałam głos Edwarda.
- Próbuję czegoś- szepnęłam
 Wzięłam głęboki oddech i ze świstem wypuściłam go z płuc. Ze zdziwieniem ujrzałam jak włosy Esme unoszą się na tym podmuchu chodź byłam oddalona od niej w znacznej odległości. Przybrana matka Edwarda zesztywniała leciutko, po czym jej twarz rozchmurzyła się emanując szczęściem. Na jej ustach samoistnie ukazał się szeroki i serdeczny uśmiech, który tak bardo w niej ceniłam.
Rozanielona pocałowała Carlisle w policzek i przytuliła się do niego. Dy zauważyła, że przyglądam się jej obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech.
-Co zrobiłaś?- spytała Esme zwracając na nas uwagę zgromadzonych.
- Wypróbowałam czegoś.-powiedziałam tajemniczo obdarzając wszystkich zebranych chytrym uśmiechem.- idę na polowanie. Idzie ktoś?
- Ja pójdę- odpowiedział Jasper nastawiając ramię- idziemy?
- Tak. – uśmiechnęłam się szeroko i podałam mu swoją rękę.
Wyszliśmy wolnym krokiem przekraczając granicę lasu.
Mój przyszły szwagier zachowywał się trochę sztywno.
- O co chodzi?- spytałam przyglądając się mu.
Jasper ruszał ustami jak ryba bez wody.
- Szwagier wykrztuś to!
- Jak to zrobiłaś?- wydukał po chwili.
- Co?
- Pomogłaś Esme.
- Nie wiem.
-Próbowałem uspokoić jej uczucia. Cały dzień.- przerwał zatrzymując nas.- jak?
- Twój dar oddziałuje na emocje.
-To powinno pomóc.- jego twarz była wykrzywiona w grymasie smutku.
- Powinno. Ja nie zmieniałam jej uczuć. Spotęgowałam tylko te dobre, które posiadała. – przerwałam- tak sądzę.- przegryzłam wargę i puściłam się pędem do najbliższego źródła pożywienia.
- Sądzisz?!- usłyszałam za sobą krzyk Jaspera.
- Tak!- odkrzyknęłam.
Po chwili już go nie słyszałam. Moje zmysły ogarnęła żądza krwi i zabijania.
Sarny padały jedna po drugiej a później unosiły się jak gdyby nigdy nic i biegły lekko zachwianym krokiem jak najdalej ode mnie.
Skończyłam dopiero, gdy poczułam, że zaraz pęknę.
Weszłam na polanę. Tę samą, na której byłam ostatnio z Edwardem.
Przejeżdżając czubkami palców po główkach niezapominajek i dzwonków spowodowałam, że ich pyłki gwałtownie uniosły się do góry obsypując mnie jak złoty, magiczny pył.
Podeszłam do drzewa gładząc okaleczoną korę.
W ranach, które wyżłobiliśmy nożem pojawiła się gruba, połyskująca jasnobrązowa żywica.
Przez przypadek opaćkałam sobie nią palce, przez co zaczęły się do siebie kleić.
Nagle usłyszałam łamiącą się gałązkę a z pobliskiego drzewa uciekło stado polnych ptaków.
- Kto tam?!- krzyknęłam przybierając obronną pozycję.
Czułam, że ktoś jest w krzakach.
- Przepraszam. To, tylkoo ja. Twój kochany szwagier.- usłyszałam z innej strony głos Jaspera- zaczynasz mieć chyba paranoje.- uśmiechną się do mnie.
Zmieniłam postawę na bardziej wyluzowaną i usiadłam na ziemi rozmasowując brzuch.
- Może odrobinkę.- szepnęłam speszona.
Może rzeczywiście mój mózg zaczyna emitować w mojej głowie obrazy i dźwięki, których tak naprawdę nie ma? Szkoda, że nie ma psychiatry dla wampira…
- Jak tam polowanie?- spytałam.
- Dziwnie. Niektóre sarny, które złapałem był prawie puste! Tak jakby nie potrzebowały krwi do życia!
- Złapałeś mój obiad.- zaśmiałam się.- zauważyłam pewną zależność. Ja zjadam i zabijam.
A one się budzą i sobie odchodzą jak gdyby nigdy nic.- zachichotałam.
- Przerażasz mnie.- chłopak pomógł mi wstać.
-Ale zawsze napełniają się świeżą krwią.- uśmiech nie schodził mi z warzy.
Zaczęłam strzepywać ziemię ze spodni, gdy znów to usłyszałam. Niespokojny oddech i łamiącą się gałązkę.
- Słyszałeś to?!- krzyknęłam przestraszona i nastawiłam uszu jak kot.
- Wydaje ci się coś.- mruknął.- wracajmy.
- Ok.
Bez zbędnych protestów ruszyliśmy do domu.
W salonie siedziała cała bliska mi rodzina.
Edward brzdąkał cos na fortepianie.
Em przegrywał z Harrym w szachy. Elizabeth, podobnie jak Rosa, opierała się na swoim mężu i rzucała jakieś podpowiedzi.
Carlisle czytał gazetę. Z resztą chochlik też.
A Esme, znalazła sobie twórcze zajęcie. Haftowała. A może szyła, albo dziergała? Ciul z tym, dla mnie to, to samo.
Usiadłam na ciasnym stołku tuż obok Edwarda i wcisnęłam pojedynczy klawisz.
- Cii!- skarcił mnie.
- Nie cichaj na mnie.- powiedziała ze śmiertelna poważnością dwulatki, po czym wcisnęłam kolejny klawisz na chybił trafił.
Potem kolejny i kolejny…
Zdenerwowany chłopak trzepną mnie delikatnie mnie po dłoni.
Za złością wcisnęłam kilka na raz powodując kakofonie dźwięków.
Lubiłam denerwować Edwarda. Ma w tedy taką słodką minę naburmuszonej dziewczynki.
- Widzę, że humor ci dopisuje.- zaprzestał grania oparł się o klawisze łokciem i oderwał się na chwilę by postukać nerwowo palcami o drewniane wieko fortepianu.
- Owszem- uśmiechnęłam się figlarnie i położyłam obie dłonie na białych klawiszach- a tobie, jaki mija dzień?
Moje palce samoczynnie zaczęły przesuwać się po klawiaturze tworząc wesołą melodię.
- Dzień, jak co dzień.- uśmiechną się obejmując mnie jedną ręką w pasie i pocałował w szyję.
Przestałam grać.
- Tak… Dzień, jak co dzień. Przygotowanie do bitwy. Masz racje. U nas to chleb powszedni-zaśmiałam się ponuro i pozwoliłam przejąć Edwardowi kontrole nad instrumentem.
- Mówiąc o przygotowaniach.- usłyszałam za sobą głos Carlisle.- Musimy się zbierać.
 Odwróciłam się w jego stronę przerzucając nogi przez stołek.
- Yhymmm…- przyznałam głupkowato racje.
_____________________
JESTEM ! :D I przynudzam dalej ^^
A wiec mam dylemat życiowy. Ale na serio
nigdy takiego nie miałam :( Nwm co powinnam zrobić. Bo niby piszę to kolejne opowiadanie, ale na to też mam jakiś dalszy pomysł. I chyba skusze się żeby prowadzić tego dalej XD A sposób na zakończenie jakiś znajdę :P

Serducho mi się krajało gdy czytałam wasze komentarze i muszę się przyznać że lekko się poryczałam :* Nigdy w życiu nie przypuszczałam że tak wielu osobom zależy na tym jak piszę i w ogóle że piszę tego bloga :D KOCHAM WAS !! I DO NASTĘPNEGO NAPISANIA!!

Ps. Przy okazji zapraszam na tego bloga. Może przypadnie wam do gustu :) ( Piszę tam z Mlodą, którą znów serdecznie pozdrawiam XD)

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 27.

Kochane moje :d Kocham was ;] Wiecie? A za co? A za to że jesteście :D Komentujecie, dajecie dużo, bardo dużo otuchy :D Dzięki wam dostaje przypływów weny twórczej XD

Z dedykacją dla:
- Mlodej- za to że jesteś. Dajesz mi potężne kopniaki adrenaliny i pozytywnej weny oraz emocji :D  Pozwalasz mi się wygadać i mi nie przerywasz ;]
- Blody Moon- tobie nie powinnam dawać dedykacji bo wpędzasz mnie w kompleksy związane z pisaniem XD
- Zwariowana Natalia- Za to że jesteś świrnięta i zdrowo zakręcona :D A ja cienię to w ludziach :D No i oczywiście dedykacja za to że chciałaś egzorcyzmować mój komputer razem ze mną XD
- Katherina53503- za to, że zaczęłaś komentować i czytać mojego bloga nie oczekując, że ja zacznę czytać twojego ( co tak czy tak się stało bo go znalazłam i przeczytałam :D). Wiesz, że o mały włos przez cb nie uruchomiłam swoich kontaktów, które umożliwiły by mi znalezienie Cb i zabicie za ten Epilog?! Ale w ostatnim momencie zauważyłam zakładkę z księgą II XD
- Paulineee- gdy czytam twoje wywody dłuższe od nn i twoje komentarze to słaniam sie po podłodze ze śmiechu XD
- Aniołek B.- twoje komentarze podnoszą mi samoocenę :D
- Asia Dabkowska- twój stały tekst pozwól że zacytuję "OMG:)!!!!!!!!!! bomba rozdział" po prostu mnie rozwala i jak go widzę to od razu śmieją mi się oczy ;] Jesteś boska :*
- Zwariowana11- twoje komentarze są chyba najdłuższe i podnoszą moją samoocenę ponad stan nad wyjątkowy :D Zawsze rumienię się podczas ich czytania :D
No dobra Ja już nie przynudzam :D Zapraszam na nn!!!


     Dzień, jak co dzień. Emocje odrobione opadły, ale ja jeszcze niczego sobie z Edwardem nie wytłumaczyłam. I nie mam zamiaru! 
     W Solonie panowała sielankowa atmosfera, która psuły jedynie teorie, co do ataku.
Edward brzdąkał coś na fortepianie, co chwilę spoglądając na mnie, a Alice i Esme ustawiały kwiaty. Tylko ja czułam się jak niepasujący nigdzie puzel. Nawet Harry znalazł dla siebie miejsce i jest wraz z Elizabeth w swoim domu.
Usiadłam po turecku na kanapie. Na kolana położyłam dużą poduszkę i zaczęłam bawić się jej rogami.
Niby, co ja mam robić przez ten czas, kiedy ich nie będzie? Gdybym mogła wylewałabym hektolitry łez, którymi mogłabym nawodnić pola w Afryce! Ale teraz jedyne, co mogę zrobić to wysuszyć sobie oczy na wiór!
Z wściekłością pociągnęłam za wystającą nitkę.
Nagle Alice przestała oddychać, a o ziemię z hukiem uderzył wazon z fioletowymi dzwonkami.
Przestraszona zerwałam się na równe nogi.
Jasper opiekuńczo przytulił do siebie lekko rozdygotaną dziewczynę. Jej oczy wciąż były za mgłą.
Edward przestał gwałtownie grać, wciekając kilka klawiszy na raz, tworząc kakofonie dźwięków.
Na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości, a zarazem bezradności.
- O co chodzi?- spytałam się go.
- Nie jedziemy tam. Oni przyjdą do nas.
Uśmiechnęłam się szeroko, lecz widząc miny zgromadzonych powstrzymałam się od wydania odgłosu zachwytu.  Edward nie ma już nic do gadania.
Odchrząknęłam spoglądając na Alice, która powoli zaczęła wracać do świadomości.
- Kiedy?
- Za niecałe trzy dni.- przerwałam- Widziałam wiele młodych wampirów, ale były też starsze.- jej głos się łamał- Będą szli od wschodu.
- Dokładnie ile?- spytał Jasper ściskając ją za dłoń.
Alice podkuliła nogi i schowała twarz w dłoniach.
- Ok. trzydziestu.- powiedział Edward.- Ale niektóre wampiry są naprawdę stare. I wyglądały dosłownie jak by ktoś wykopał ich spod ziemi.
Moje oczy wyszły mi na wierzch. Czy to możliwe?
 - Bello?- usłyszałam zaniepokojony głos Edwarda.
- Czy to może być możliwe, że on nie przyszedł w tedy po mnie? Tylko po wsparcie?
- Do czego zmierzasz?- spytał Carlisle.
-  Kiedyś… Kiedyś znalazłam pamiętnik. Najprawdopodobniej mojego dziadka. Było tam opisane, że zabijali oni wampiry i wymyślili oni sposób na ich uśpienie. Sztylety. 
Harryego i Elizabeth ukrył w piwnicy zanim moja matka go zabiła, a z resztą wampirów rozprawił się w inny sposób. Zakopał ich gdzieś głęboko pod ziemią w lesie.- Przerwałam.- Edwardzie pamiętasz ten sztylet, który znalazłam nad jeziorem?- wstałam i zaczęłam gorączkowo chodzić po pokoju.
- Pamiętam. Taki sam, jaki użył do zasztyletowania Harryego i Elizabeth.
- No właśnie. Jeśli znalazł, przed zaatakowaniem mnie, te wampiry i wyciągną z ich serc sztylety to całkiem możliwe jest to, że one też chcą zemsty. I otrzymają ją trzymając się z nim.
- Jest nas za mało żeby dać im radę. Przypada trzech na głowę. Doświadczony, czy nie, nie da rady z trzema na raz..- Powiedział Jasper.
- Nie mamy wyjścia musimy stanąć do walki.- mrukną zaniepokojony Carlisle.
- Przydało by się małe przyszkolnie.- Powiedział Emmett uderzając pięścią w otwartą dłoń.
- Zarządzam trening. Jutro popołudniu- powiedział Carlisle.
- Pojdę zawiadomić Harryego i El.- powiedziałam podnosząc się z kanapy.
- Pójdę z Tobą.- usłyszałam głos Edwarda.
- Nie trzeba.- powiedziałam szorstko.- Nie zgubię się po drodze.
- Ale ja nalegam.
Wszyscy przyglądali się nam z zaciekawieniem, a Emmett strzelał jakieś głupie miny.
Westchnęłam poddając się i ruszyłam do drzwi nie patrząc czy chłopak ruszył za mną.
 Ciepłe, wilgotne powietrze otuliło mnie jak kaszmirowy sweter. Było przepełnione zapachem deszczu, ziół i lasu. Gdy przedarłam się przez zarośla na małą ścieżkę, przy moim boku ukazał się mój ukochany.
- Nadal jesteś na mnie zła?- spytał przyglądając mi się.
- Nie oczywiście, że nie.- fuknęłam sarkastycznie.
Chłopak złapał mnie za dłoń i zmusiłbym się zatrzymała.
-  Przepraszam. Przepraszam za to, że nie pozwoliłem ci pojechać.- przerwał..- Wybaczysz mi?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i ruszyłam do przodu.
- Co się stało!?- krzykną za mną.
Znów złapał mnie za rękę, ale ja skutecznie wyrwałam ją. Tym razem Edward nie opanował się i złapał mnie za ramię przygważdżając do pobliskiego drzewa.
- O co chodzi?
Pchnęłam go lekko, przez co chłopak odleciał ode mnie. Nagle całym moim umysłem zawładnęła wściekłość.
- Przepraszasz mnie za to, że nie pozwoliłeś mi jechać?!- krzyknęłam na tyle głośno, że ptaki z pobliskiego drzewa, z potężnym szumem, wyleciały spomiędzy gałęzi.- Nie za to jestem na ciebie wściekła! Podejmujesz za mnie decyzje! Nie pozwalasz mi pomóc! Ubezwłasnowolniasz mnie! Trzymasz mnie pod kloszem, który odbija według ciebie całe zło tego świata! A tak nie jest! Przez to jest jeszcze gorzej!- krzyczałam podchodząc do niego coraz bliżej.- Nie możesz mi niczego zabraniać ani nakazywać. Nie jesteś moim panem i władcą!- zaczęłam uderzać pięściami w jego klatkę piersiową.
Mój gniew i złość powoli przerażała się w smutek i rozżalenie.
- Myślisz, że potrafiłabym siedzieć na jednym miejscu wiedząc, że gdzieś tam któreś z was może umrzeć?- moje oczy zaczęły robić się suche a z mojego gardła wydobył się głośny szloch. Łapiąc spazmatyczne oddechy przytuliłam się do niego.- nie możesz mi tego robić.- wyjąkałam.- Nie mogłabym później normalnie żyć…
Chyba dopiero teraz dotarło do mnie powód, przez który jestem, a raczej byłam na niego zła.
Edward pogłaskał mnie po włosach, a ja jeszcze mocniej wtuliłam głowę w jego tors.
Po chwili schwycił mnie za podbródek uniemożliwiając mi jakikolwiek manewr obronny przed spojrzeniem w jego złote oczy.
- Przepraszam cię za wszystko.- przerwał dziwne ruszając ustami, jakby brakowało mu słów- Nie chciałem. Kocham cię i martwię się o ciebie. Nie mogę znieść tego, że moja mała, krucha Bella mogłaby walczyć z jakimś wampirem na śmierć i życie.
- Edwardzie ja nie jestem taka krucha jak ci się wydaję. Wyrosłam z tego.- jęknęłam zarzucając ramiona na jego szyję.
- Wiem. I to też nie może znaleźć swojego miejsca w mojej głowie.-  chłopak z westchnieniem wpił się w moje usta przyciskając mnie do siebie. Ochoczo oddałam pocałunek.
Chyba dopiero teraz dociera do mnie jak bardo tęskniłam za pocałunkami, jego dłońmi, które z czcią głaskały moje włosy, jego słodkim i otumaniającym zapachem.
Naparłam na niego całym ciałem, a nieprzygotowany chłopak zachwiał się i upadł na ziemię jak kłoda pociągając mnie za sobą. Zaśmiałam się w jego usta nie przerywając pocałunku.
Po krótkiej chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Jeszcze nie jesteś moim mężem, a już mną rządzisz.- zaśmiałam się wyciągając kilka listków paproci z jego włosów.

- Przepraszam.- wyszeptał odgarniając kilka kosmyków włosów z mojej twarzy.- spróbuję trzymać się w ryzach.
Obdarzyłam go szerokim figlarnym uśmiechem, pocałowałam krótko w usta i pomogłam mu wstać.
- Przyjmuję przeprosiny.
Nagle coś trzasnęło, jakby łamiąca się sucha gałązka.
Oderwałam się od narzeczonego rozglądając się dookoła.
Cisza. Nieprzenikniona i przeszywająca na wskroś. Powodująca gęsią skórkę na szyi.
- Chodźmy stąd.- szepnęłam ciągnąc Edwarda za dłoń.- nie czuję się ostatnio bezpieczna w tym lesie.
- Kto by pomyślał? Dzielna i odważna panna Swan się boi.- zaśmiał się gardłowo i przyciągną mnie do siebie.- Przepraszam to powinno zabrzmieć przyszła pani Cullen.
Dałam mu sójkę w bok i rozluźniłam się.
Zapominając o całej tej sytuacji ruszyliśmy w kierunku domu Elizabeth i Harryego.
Powoli spomiędzy drzew wyłaniał się jednopiętrowy, biały domek obrośnięty bluszczem i winoroślami. 
Przez duże okna było widać urządzone ze smakiem pomieszczenia oraz ich domowników, którzy siedzieli uśmiechnięci w salonie, wręcz z szaleńczym zapałem rozmawiających o czymś.
Edward zapukał do drzwi. Na moją twarz wpełzł nikły uśmieszek, gdy w drzwiach pojawił się mój wujek.
- Hej!- krzyknęłam przytulając się do niego lekko.
- Witaj Bello, Edwardzie.- uśmiechną się do nas.- wejdźcie.- zaprosił nas przyjaznym gestem dłoni do środka.
Moim oczom ukazał się duży salon, na którego środku stały duże i wygodne skórzane kanapy przykryte włochatymi kapami.
- Coś się stało?- spytała zatroskana Elizabeth.
- Tak.- powiedział Edward oficjalnym tonem.- Alice miała wizję. Nie będziemy już jechać do tego miasta. To oni przyjdą do nas.
Harry i Elizabeth popatrzyli na siebie przelotnie.

- I możliwe, że mają ze sobą starych „przyjaciół” naszej rodziny.- powiedziałam zdenerwowana.
- Co?
- W wizji Alice nie byli sami nowonarodzeni. Było też dużo, dosyć starych wampirów, które wyglądały dosłownie jak by ktoś wykopał ich z ziemi albo wyłowił z jeziora.- Wyjaśnił Edward.
- Na dodatek znalazłam ostatnio sztylet w jeziorze. Taki sam jak te, które wyciągnęliśmy z was.
- Będzie ich około trzydziestu.
- Zapowiada się dosyć trudna walka.
- I chcemy zrobić mały trening. Jutro popołudniu.
Mówiłam na zmianę z Edwardem. Dziwnie to brzmiało, ale dało się skleić z tego logiczną całość.
Na twarzach mojego wujostwa ukazała się lekka nutka paniki i strachu. 
- Wychodzi trzy wampiry na głowę!
- Z jednym walczysz, dwóch cię rozszarpuje.- zasnuła Elizabeth.
- Przestań.- jękną Harry przytulając się do niej.- Stawimy im czoło razem z wami.
- Przypuszczam, że te stare wampiry będą tu szły z rządzą zemsty.- powiedział Edward- i to waszą trójkę będą najbardziej atakować. Myślę, że lepiej będzie żebyście…
- Nie kończ tego zdania, bo cię spoliczkuję.- warknęłam na niego.-miałeś już tego nie robić.
 Znów chce rozporządzać moim życiem?! Znów chce zamknąć mnie z daleka, pod jego niewidzialnym kloszem?!
Co to, to nie!!
- Przepraszam.- jękną żałośnie.
- Przyjdziecie?- spytałam nie zwracając uwagi na swojego narzeczonego.
- Przyjdziemy.- odpowiedzieli chóralnie. 
 Schwyciłam Edwarda za dłoń i pożegnaliśmy się z moja rodziną.
W czasie drogi było dużo wygłupów, śmiechu i dziwnych pomysłów.
Po chwili trafiliśmy na dużą polanę pokrytą fioletowymi dywanem z dzwonków i niezapominajek, a na środku rosło duże rozłożyste drzewo liściaste.
- Łał.- nabrałam powietrza do płuc by po chwili wypuścić go ze świstem.
- Znalazłem to miejsce wczoraj.- pocałował mnie w zagłębienie szyi.

- Moja polanka też była ładna.- uśmiechnęłam się do niego.
Nagle w moje oczy rzuciły się dwa błyszczące punkciki pomiędzy zacenionymi drzewami. Wyglądały dosłownie jak oczy!
-Co to?!- krzyknęłam, lecz po chwili niczego już nie było.
-Ja niczego nie widziałem.-oświadczył.
Edward obrócił mnie do siebie twarzą.
- Czy uważasz, że brak mi piątej klepki?
- Tak na to wygląda.- westchną oplatając mnie rękoma w pasie.- odbiło ci, zbzikowałaś, dostałaś fioła.- zaczął się śmiać- ale nie bój się. Tylko wariaci są coś warci.-  zaśmiał się głośno i wpił się w moje usta.

Nie przerywając pocałunków wziął mnie na ręce. Zapiszczałam głośno śmiejąc się i objęłam go za szyję.
- Co ty robisz?- spytałam roześmiana patrząc w jego iskrzące się, złote oczy.
- Niespodziankę.- cmokną mnie w usta.
- Nie lubię niespodzianek.- jęknęłam robią minę naburmuszonego dziecka.
Edward zaśmiał się ze mnie i przegryzł wargę.
- Ja tu próbuję być romantyczny, a ty mi w tym przeszkadzasz.
- Twoje pojęcie romantyzmu pochodzi chyba z epoki kamienia łupanego. Wziąć dziewczynę, uderzyć ją w głowę i zawlec do jaskini. Ktoś poradził ci złą książkę.- zachichotałam.
- Nie uderzyłem cię w głowę.- przeciwstawił się mi.
- Nie… Ty mi uderzyłeś do głowy jak najlepszy szampan.- schwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w usta wciąż się śmiejąc.
Po chwili Edward oderwał się ode mnie i postawił mnie na ziemi.

- Jesteśmy na miejscu.- powiedział wesołym głosem.
Zamrugałam kilka razy.
- Drzewo.- stwierdziłam, przyglądając się miejscu, do którego przyniósł mnie mój ukochany.
- Drzewo.- potwierdził moje stwierdzenie i uśmiechną się dumny.
Popatrzyłam na niego jak na obłąkanego.
- Kochanie. Twój ojciec jest lekarzem, może powinieneś zapisać się na jakąś wizytę, bo zaczynam się o ciebie powoli martwić. 
Pogłaskałam go z czułością po policzku.
Chłopak zaśmiał się głośno ignorując to, co powiedziałam i wyciągnął z kieszeni scyzoryk.
- Co chcesz zrobić?- spytałam przyglądając mu się badawczo.
- Wiem, że to może banalne i jak za czasów hipisów, ale ja żyłem w tych czasach.- uśmiechną się figlarnie i cmokną mnie w nos.
Przystawił ostrze noża do kory drzewa i wbił je dość głęboko.
Zaczął wystrugiwać jak mniema serce, a gdy skończył podał mi nóż.
- Teraz twoja działka.- uśmiechną się.- wpisz nasze inicjały.
- Rzeczywiście. To banalne i jak za czasów dzieci kwiatów.- Uśmiechnęłam się kierując ostrze noża w jego stronę.- ale słodkie. I muszę przyznać, że romantyczne.
Przegryzłam wargę próbując skupić się na tym, co robię.
Pierwsze wygrawerowałam w drzewie dużą literkę E później plusa i na końcu B.
Z satysfakcją spojrzałam na swoje dzieło i cofnęłam się o krok oddając nóż ukochanemu.
- Póki to drzewo będzie rosnąć nasza miłość będzie trwać.- uśmiechną się chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. – a niezapominajki nie pozwolą zapomnieć.
-A jeśli to drzewo zostanie złamane przez mocniejszy podmuch wiatru? Albo uderzy w nie piorun? To, co w tedy?
- Zasadzimy nowe. Trwalsze- obdarzył mnie pocałunkiem, po czym przytulił do siebie.
- Kocham cię.- wyszeptałam
- Kocham cię.- odszeptał znów biorąc mnie na ręce.
- Przez próg przeniesiesz mnie po ślubie. A nie teraz.
      Wyskoczyłam z jego ramion i pobiegłam w kierunku domu.
___________________
Kurcze dziewczyny... koniec zbliża się ogromnymi krokami i to będzie mój pierwszy blog który napisze do końca :D Nwm czy zdecyduję się pisać kolejne opowiadanie... No dobra!! Przyznaję się bez bicia, że już zaczęłam ;] Jestem słaba co do trzymania się jednej rzeczy XD Ale nie opublikuję tego teraz... Może w wakacje :* KOCHAM WAS !!! PAPA !!! DO NAPISANIA!!

Ps. Czy wy też uważacie, że maj to magiczny miesiąc ? :*

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4