wtorek, 18 września 2012

Rozdział 14.


Z dedykacją dla wszystkich czytających a szczególnie Ameli :*
Tak tak Olik,, dla cb głównie ;]
Zapraszam wszystkie czytelniczki ( Jeśli będziecie mieć ochotę) Do przeczytania bloga Ameli która ciągle uważa że nie pisze fajnie i mnie delikatnie mówiąc, denerwuje.


Miłego czytania!
                                                            Wasza Wampirzyca Magda

Pobudka nie była przyjemna. Czułam się, jakby moje ciało było podpalane, a kości łamane i składane od nowa.


Trudno było zasnąć, gdy nie było przy mnie Edwarda. 
Tych na swój sposób ciepłych i silnych ramion, pocałunków we włosy i cichego szeptania do ucha.

Przełykając ślinę, wstałam z łóżka i przeciągnęłam się… Wyglądnęłam  przez okno.
Pogoda płatała figle. Raz świeciło ciepłe słońce, a raz na niebie pojawiały się pojedyncze chmurki z których spadał zimny deszcz.
Otworzyłam drzwi na balkon i usiadłam w hamaku-cebuli. Wtuliłam głowę w kolorowe poduszki, które niedawno kupiłam.

Spojrzałam w ścianę lasu. 
Tak cicho i spokojnie, ale Victoria gdzieś tu jest. Musi być…

Wyszłam z balkonu zostawiając za sobą otwarte drzwi i wdrapałam się po schodach do przedpokoju, jeśli można to tak nazwać.
Zasłoniłam drzwi obrazem, no bo po co ktoś miałby wiedzieć gdzie jest moje królestwo?
Uśmiechnęłam się i zbiegłam po schodach na dół.

Kuchnia. Meble i ściany nie były w tak opłakanym stanie, jak w moim pokoju gościnnym. Lodówkę, kuchenkę gazową i inne sprzęty zakupiłam wczoraj i bardzo się z tego cieszę, bo niemiałabym gdzie schować jedzenia. Najbardziej w tej kuchni podobał mi się wielki kominek tuż przy stole z zabytkowymi krzesłami. Najwidoczniej cała nasza rodzina miała słabość do ognisk w domu.
Szczerze mówiąc, to gdybym nie miała kominka, to bym rozpaliła ognisko w wannie. Uśmiechnęłam się na samą myśl.

Zjadłam naleśniki, które sobie usmażyłam, wypiłam butelkę krwi. Tak, butelkę, bo dziś idę na łowy na rudą wiedźmę.

Po zakończeniu posiłku wbiegłam po schodach do swojego „pokoju”.
  Hmm… jak to nazwać… przedsypialnia? No to weszłam do swojej przedsypialni "głupio to brzmi, ale cóż".

Wracając… Wyjęłam z szafy ubrania czarne luźne spodnie, fioletową  koszulkę na szelkach, czarną, skórzaną kurtkę
szarą czapkę , wygodne buty sportowe, odpowiednie do skakania po drzewach, biegania i cokolwiek innego, co musiałabym robić, by wyśledzić Victorię, albo uciec od niej. Do kieszeni schowałam komórkę i wyruszyłam.
Biegłam głęboko do lasu, coraz bardziej zostawiając za sobą cywilizację.
Wbiegłam na dość wysoką górę i stanęłam na jednej ze skalnych półek.
Wyciszyłam bicie swojego serca i oddech, po czym wsłuchałam się w odgłosy lasu.
Słyszałam stukanie dzięcioła o korę, wyjącego wilka, poruszające się wiewiórki wśród koron drzew i… człowieka. A może nie człowieka? Kroki były bardzo szybkie i zbliżały się do mnie. Przestraszona schowałam się do skalnej szczeliny.
W oddali widziałam wampirzycę.
Delikatnie wychyliłam się ze swojej kryjówki.
To była Victoria. Sama. Czyli mam większą prawdopodobność zabicia jej…
Nagle na polanę wbiegł mężczyzna.
—Victorio. Ta dziewczyna jest w Forks. Nie musisz się o nic martwić. - powiedział delikatnie owijając sobie jej rudy kosmyk na palec.
Co dziwne, ten chłopak to nie James. Gdzie ona go zgubiła…
Cofnęłam się i wstrzymałam oddech tak, aby kobieta zostawiła mnie i poszła gdzieś indziej.
—Mam złe przeczucia. Idź do reszty, zaraz do ciebie dołączę.- powiedziała władczym tonem i ruszyła przed siebie zostawiając chłopaka, który posłusznie wycofywał się do tyłu.
Rzeczywiście. Victoria udała się w głąb lasu. Normalnie skakałam ze szczęścia!
Ciągle miałam w głowie jej czerwone, przerażające oczy. Delikatnie wyślizgnęłam się ze swojej kryjówki i pobiegłam jak najciszej w kierunku swojego domu.
Na polowaniu spędziłam cały dzień, a wieczór  przy świetle świec siedząc w cebuli  z kolorowymi poduszkami na balkonie. Gdy nic nie robię, dziura w moim sercu się powiększa boląc niemiłosiernie. Z grymasem na twarzy ruszyłam do łóżka myśląc o tym, jak było kiedyś. Jak kiedyś zasypiałam w jego ramionach i było mi tak dobrze.


Następnego dnia. Chociaż bym tego tak nie nazwała, bo było strasznie ciemno!

Obudziłam się o godzinie 4:30. Nie mogłam spać. Siedziałam oparta o ramę łóżka wsłuchując się w ciemność. Nagle moja komórka zadzwoniła.
Kurde! Kto może dzwonić o tak wczesnej  porze? Spojrzałam na wyświetlacz.
Nieznany.
Nieufnie odebrałam połączenie.
—Słucham? - spytałam drżącym głosem.
—Cześć, Bella! - w uchu zabrzmiał mi głos przyjaciela.
—Hey, Jake.- uśmiechnęłam się do słuchawki.- co u ciebie słychać?
—Nic. Po prostu dzwonię, żeby zaprosić cię na ognisko!- powiedział wesoło, a w tle słyszałam chłopaków z La Push.
On o niczym nie wie.
—Jake…- jąkałam się. -Ja nie mogę- zrobiłam kwaśną minę do słuchawki.
—Czemu nie  możesz? Umówiłaś się ze swoją pijawką?- spytał wścibsko.
—Nawet jakbym się umówiła to nic ci do tego!- powiedziałam zdenerwowana- Wyjechałam. Chyba na stałe.
—Że co!?- krzyknął, przez co odruchowo odsunęłam słuchawkę od ucha.- wyjechałaś na stałe?!
—Tak.
—Ale jak?! Czemu?!
—Pojechałam autem. Sprawy osobiste.
—Bella…- westchnął- gdzie jesteś?
—W Anglii. Chcę być sama, także nie przyjeżdżajcie do mnie.
Skłamałam. Już nie mogę znieść tej samotności. Ja chcę być wraz z Cullenami. Z głupkowatym Emm’em, denerwującą Rosalie, zwariowanym chochlikiem,  spokojnym Jazz’em, Esme o złotym sercu, Carlisle’m zastanawiającym się nad problemami w pracy, oraz z moim miedzianowłosym aniołem. Poczułam mocne ukucie w sercu, przez co skręciłam się na łóżku tak, by móc objąć swoje nogi i schować głowę w kolana.
Leżałam tak na łóżku, dopóki słońce nie wzeszło i nie schowało się ponownie za chmurami.
W piżamie zbiegłam na dół do kuchni robiąc sobie w niej owsiankę oraz duży kubek ciepłej krwi - ohydnie to brzmi, nawet ja się na to wzdrygnęłam, chociaż jestem „wampirem”.
W każdym razie zjadłam wszystko i wypiłam do ostatniej kropli.
Dziś 30 październik. Jutro moje urodziny. Czy może być lepiej? Spędzę ten dzień całkowicie sama…
 Nudziło mi się i nie miałam siły ruszyć z kanapy. Dopiero wieczorem poszłam się przejść po ogrodzie.
Urzekła mnie jego wielkość. Był ogromny, a drzewa w nim rosnące jeszcze większe.
Szczególnie moją uwagę przykuła wielka, stara wierzba płacząca rosnąca nad stawem.
Pod nią  znajdowała się marmurowa ławka i posąg.
Jednak nie sądzę żebym jej używała, bo drzewo było dosyć rozgałęzione. W koronie znajdowało się wiele fajnych miejsc, w których można by się zaszyć na cały dzień.
Ściemniało się i wiał mroźny wiatr.
Usiadłam na brzegu sadzawki rysując palcem w piasku.
Znów powrócił ból po stracie ukochanego… nawet się nie zorientowałam, jak po moich policzkach zaczęły spływać słone krople łez. Wytarłam nos rękawem bluzki, którą założyłam zamiast skurzanej kurtki.
Oczy zaczęły mnie piec, co nie było normalnym zjawiskiem. Jeszcze nigdy mnie nie szczypały gdy płakałam. Uspokoiłam swoje nerwy i denerwujący dyskomfort ustał.
Wstałam z piasku otrzepując spodnie i ruszając szybkim krokiem do domu.
Drzwi zamknęłam na klucz, a kotary w używanych przeze mnie pokojach szczelnie pozasłaniałam.
Zmęczona ledwo weszłam na górę.
Otworzyłam zabytkowe drzwi do białego pokoju. Nie miałam ochoty na nic. Moim jedynym marzeniem było rzucenie się do łóżka.
Poszłam jeszcze do łazienki nalewając do wanny dużo ciepłej wody i rozmaitych olejków.
 Ochlapałam twarz zimną wodą z kranu i popatrzyłam w lustro.
Byłam dzisiaj nienaturalnie blada i nie wiem czy mam zwidy, ale moje kły tak jakby się odrobinkę wydłużyły.
Nie, Swan, to tylko omamy! Wskoczyłam do kąpieli zanurzając się aż po czubek głowy.
Kąpiel była świetna, ale byłam zbyt zmęczona by długo się nią delektować. Wyszłam z wanny owijając swój tułów ręcznikiem, co uczyniłam również z włosami. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wszystko wyglądałoby normalnie, gdyby nie krew cieknąca mi z nosa.
Przestraszona wytarłam ją i ucisnęłam nos tak, aby zatamować krwotok. Gdy w końcu się wszystko uspokoiło położyłam się do łóżka zakładając na siebie ówcześnie piżamę i susząc włosy.
Jutro moje urodziny. Najgorszy dzień w roku…

sobota, 1 września 2012

Rozdział 13.


Na samochodowym zegarku widać migające cyferki „3:20”. Nie mogę spać, a dziura w której miałam niedawno serce bolała mnie niemiłosiernie.

Właśnie jechałam swoim autem zostawiając wszystko, co do tej pory osiągnęłam za sobą…
Miłość swojego życia, przyjaciół, szkołę… Jechałam w nieznane, ale w pewnym sensie wiedziałam gdzie się udać. Pojadę tam, gdzie Victoria osiedliła się zaraz po tym, jak moi rodzice wygnali ją z Forks… Anglia.
Podróż była długa i męcząca, ale w końcu dotarłam do domu rodzinnego mojej mamy. Tak,  Poleć znajomym  moja mama pochodziła z Anglii, a jej rodzina była dosyć zamożna jak na tamte czasy.
W każdym razie byłam tu raz i pamiętam, że wtedy odnawialiśmy ten dom, ale tylko na zewnątrz.
W środku zostawiliśmy go takim jakim był. Otworzyłam lekko skrzypiące drzwi przez co owiał mnie zapach staroci. Uśmiechnęłam się pod nosem.
—Czyli tak mam teraz żyć? Mieszkać w samotni z dala od ludzi i polować na Victorię… Jednego jestem pewna. Gdy już uporam się z Victorią, powrócę do Edwarda.- na dźwięk jego imienia moje serce ukłuło mnie boleśnie wypierając z siebie cały ból.
Skrzywiłam się i ciągnąc za sobą walizkę przekroczyłam próg.
Zamknęłam drzwi frontowe i ściągnęłam buty.
Zostawiłam bagaże przy schodach i weszłam do pierwszego pokoju
Był to salon. Na meble zarzucone były folie ochronne. Na białych firankach było mnóstwo pajęczyn, a na obrazach ściennych gruba warstwa  kurzu. Na dłuższej ścianie znajdował się kominek, nad którym wisiało ogromne lustro w misternej złotej ramie.
Wyszłam z salonu i lekko stąpając po schodach wbiegłam na górę.
W oczy rzuciły mi się pięknie zdobione mahoniowe drzwi ze złotą klamką.
Delikatnie uważając, żeby niczego nie zniszczyć, otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się sypialnia.
Na ścianach położona była tapeta, która w niektórych miejscach odchodziła ukazując nagie ściany, a jedno miejsce było przysłonięte wielką czerwoną kotarą.
Na środku znajdowało się wielkie łoże. Zmęczona rzuciłam się na nie, chociaż nie wyglądało zbyt dobrze…
Łóżko zaskrzypiało głośno i coś pękło…  Przestraszona rozłożyłam ciężar ciała i szeptałam do siebie:
—Jedna noc. Tylko jedna noc na tym łóżku. Jutro kupię nowe…  I urządzę sobie ten pokój.- przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam głowę na ścianę, na której znajdował się wielki obraz przedstawiający jakiegoś starszego, grubego mężczyznę z długimi wąsami, które zapewne kręcił na wałkach, małą dziewczynkę tak na oko sześcio lub siedmio letnią o brązowych, długich włosach i chudą kasztanową kobyłkę.
 Zaciekawiona zeszłam z łóżka, uważając, żeby go jeszcze bardziej nie rozwalić, po czym podeszłam do portretu.
Podpis w prawym dolnym rogu głosił „Lord Gabriel Aplin, córka Lorda Renee Aplin, Gruba Helga, 1572r. ”
—Jak można nazwać taką szkapę grubą Helgą! - krzyknęłam z niedowierzaniem przypatrując się zwierzęciu, lecz w pewnym momencie przypomniało mi się imię małej dziewczynki. Renee Aplin.
—Czy to moja mama?- wyszeptałam przyglądając się dziecku – Tak, to na pewno ona. Byłam strasznie do niej podobna, gdy byłam w jej wieku. Uśmiechnęłam się dotykając płótna, które dziwnie  ugięło się pod moim dotykiem. Przecież nie powinno. Powinno oprzeć się o ścianę a nie wyginać się do tyłu. Zaciekawiona złapałam za misterną pozłacaną ramę i odsunęłam obraz.
Moim oczom ukazały się trzystopniowe schody i drzwi.
Zaciekawiona zdjęłam obraz i popchnęłam drzwi.
Najpierw nic nie zauważyłam, bo brzask zachodzącego słońca mnie oślepił, ale już po minucie moje oczy przyzwyczaiły się do jasności i mogłam zobaczyć tajemniczą komnatę. Był to piękny pokój, którego jedna ściana zrobiona była z okien i drzwi balkonowych umożliwiających dostanie się na ogromny balkon.
W  tajemniczym pomieszczeniu było wiele szafek z książkami  i mapy, ale nie było łóżka… Na jednej z ścian znajdowało się wgłębienie podobne do paleniska w kominku ale znajdowały się tam książki.
Hm… Tu wydaje się o wiele przytulniej, niż  w tym obskurnym pokoju, przez którego się tu dostałam. Odwróciłam się w stronę drzwi i wróciłam do pokoju z obrazem.
Swoje bagaże położyłam na łóżku otwierając walizki.
Niewiele tego miałam. Nie brałam zbyt wiele ubrań, bo postanowiłam pójść tu na zakupy. Ze sprzętu wzięłam laptopa, komórkę i wiele innych potrzebnych rzeczy. Nagle w oczy rzuciła mi się koperta z Volterry.
—To ja ją w ogóle wzięłam?- zdziwiłam się i rzuciłam ją na stolik przy łóżku, a raczej tego co kiedyś było łóżkiem.
W pokoju znajdowały się jeszcze drzwi do garderoby i łazienki w której stała zabytkowa wanna.
Gdy skończyłam rozpakowywać potrzebne rzeczy, udałam się w dalszą wyprawę.
Byłam jeszcze w kuchni i pokoju muzycznym podobnym do tego w moim domu, tylko że w tym było o wiele więcej instrumentów, a na ścianach wisiały szable i mnóstwo portretów.
W korytarzu na podłodze leżał czerwony dywan z drogo wyglądającej tkaniny, a na ścianach wisiały ręcznie malowane obrazy oprawione w złote ramy. W niektórych częściach domu stały wielkie zegary dzwoniące co godzinę i marmurowe posągi. Inne pokoje nie nadawały się do użytku.
Były całe zagracone. Hm… z drugiej strony to ciekawe. Muszę wybrać się na przeszukiwanie skarbów w tych starych przedpotopowych rupieciach.
20:02. Szczerze mówiąc to jestem głodna i śpiąca, a rany które zadałam swojemu sercu, dzień temu bolały mnie okropnie!
—Swan! Zbierz dupę i idź na polowanie! Bo z takim podejściem na pewno nie zabijesz Victorii! -Moja podświadomość wzięła górę próbując mnie motywować.
A jeśli ona miała rację i jeśli niczego nie zjem nie zdołam jej pokonać?
Zwierzęta nie smakują tu jak w Forks - mają troszkę lepszy smak, albo mi się wydaje…
Zabiłam kilka saren, ale napatoczył się też misiu, którym nie pogardziłam.
Do domu wróciłam syta. Ubrana jeszcze w ciuch z polowania rzuciłam się na łóżko, które połamało się już całkowicie, przez co materac leżał na podłodze… Nie miałam siły szukać sobie nowego miejsca do spania.
Postanowienie na jutro. Kupić sobie nowe łóżko…


Następnego dnia obudziły mnie promyki wstającego słońca. Zaspana stanęłam przed lustrem i oniemiałam. Moja skóra się iskrzyła… Przetarłam oczy ze zdziwienia, ale dziwna anomalia zniknęła.

Weszłam do garderoby wyciągając z niej: brzoskwiniowy sweter, brązowe rurki, kapelusz w tym samym kolorze co spodnie, ładne, beżowe szpilki oraz śmiesznie wyglądającą apaszkę z frędzelkami.
 Zbiegłam na dół wychodząc z domu i zamykając go na klucz.
Weszłam do mojego auta i ruszyłam na miasto.
Droga nie była taka długa jak przypuszczałam i  już po chwili mijałam domy i sklepy. W końcu dotarłam do ogromnego centrum handlowego, w którym zaopatrzyłam się w meble, farby i drobiazgi do mojego pokoju oraz ubrania. Nie wspominając o jedzeniu.
Zakupy zajęły mi dużo czasu, ale jeszcze więcej zajęło mi zmontowanie mebli! Jednak w końcu udało mi się pomalować oba pokoje (ten główny, oraz ten zza obrazu).
Obraz przeniosłam obok, tak, aby nie zasłaniał zabytkowych drzwi do mojej sypialni.
Z pokoju z balkonem zrobiłam sypialnię (http://cdn22.urzadzamy.smcloud.net/t/photos/thumbnails/16304/Sypialniane_roszady_600x0_rozmiar-niestandardowy.jpg), w  Poleć znajomym  której zostawiłam kilka starych regałów z książkami i umieściłam kilka nowych mebli min. strasznie wygodne łóżko.
Z zagłębienia przypominającego kominek wyciągnęłam książki i wstawiłam świeczki.
Ściany pomalowałam na szaro, ale tą tuż za łóżkiem, na kolor pomarańczowy, żółty i niebieski.
Na balkonie umieściłam coś na kształt przypominający cebulę, tylko o wiele większy. Był to tak jakby hamak-huśtawka. (http://www.blog.awx2.pl/wp-content/uploads/2012/05/6097287.jpeg)  Poleć znajomym
A, i mówiłam że w tym pokoju znajdowały się jeszcze jedne drzwi prowadzące po schodach w dół? Prowadziły one do salonu. Co dziwne wychodziło się zza wielkiego lustra wiszącego nad kominkiem. Będę miała super drogę ucieczki w razie czego.
W pokoju w którym spałam, poumieszczałam regały z mojej nowej sypialni oraz te dokupione. Usunęłam z niego łóżko i umieściłam wygodną białą kanapę z kolorowymi poduszkami. Z zaciekawieniem zdzierałam wielką i masywną czerwoną kotarę, którą wcześniej zauważyłam, a moim oczom ukazało się wielki okno z miejscem do siedzenia.
Do pokoju wpadło mnóstwo światła. Teraz czuję się tu jak u siebie…
Rzuciłam się na kanapę bez obaw, że zawali się tak jak poprzednie łóżko.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i patrzyłam ze strachem na skrzynkę nieodebranych wiadomości. Piętnaście od Edwarda i nieskończenie wiele od Alice, która zapewne chciała mnie opieprzyć. Rzuciłam komórką w fotel i zamyślona popatrzyłam w sufit.
A którego my właściwie dzisiaj mamy? Złapałam się za kieszeń w zamiarze wyciągnięcia mojej komórki, ale jej nie było. Bo jestem na tyle mądra, aby rzucić komórkę daleko, daleko!
Popatrzyłam z grymasem na fotel i komórkę.
—Komórko. Chodź tu do mnie.- powiedziałam do niej, jak do kota- Co ja robię!? –zganiłam się.
—Ale ona jest tak daleko.- machałam ręką próbując ją jakoś przywołać.
Nic to nie dawało, więc ściągnęłam jedną nogę, potem drugą i ześlizgnęłam się z kanapy wyciągając rękę po komórkę.
Na kalendarzu zaznaczona była data  29.10.2012r. Wow…
Czekaj, ta data coś mi przypomina… Urodziny… za dwa dni mam 18 urodziny!
Urodziłam się dokładnie w nocy z października na listopad o godzinie 23:30.
Nagle poczułam ostre pragnienie w gardle i przeszywający  ból w brzuchu.
Zgięłam się w pół i szybko zbiegłam po schodach do kuchni wlewając sobie do szklanki krew z wczorajszego polowania.
Upiłam jednego łyka i ból w brzuchu ustąpił, a pragnienie lekko się uspokoiło. Wypiłam jeszcze trzy szklanki, po czym umyłam kubek i schowałam resztę do lodówki.
Co się ze mną do cholery ostatnio dzieje?! Poczłapałam na górę i znów rzuciłam się na  kanapę włączając telewizor plazmowy, który kupiłam na zakupach.
Leciałam z kanału na kanał, a oczy powoli mi się kleiły.
 Zrezygnowana poszłam do łazienki zanurzając się w ciepłej wodzie z solami. Po odprężającej, długiej kąpieli założyłam na siebie piżamę składającą się z szortów i koszulki na szelkach,
po czym wskoczyłam do łóżka przykrywając się aż po czubek nosa.

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4