wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 24.

Z dedykacją dla Mlodej :* I Wampirzycy Dari ;]

Moje wy kochane świry!!
Miłego czytania!!

-Ale ja nie potrafię.- Jęknęłam patrzą na wujka.
Siedzieliśmy właśnie na łące, a przed nami rosły dwie duże i wysokie do kolan  kępy traw.
- Skup się!- Powiedział.- po prostu się na niej skup i zrób coś z nią.
-Ale ja nie potrafię!- powiedziałam kładąc się na ziemi. Usłyszałam ciche warknięcie i już po chwili poczułam jak wokół mojej kostki u nogi zawija się  szorstki i cienki liść trawy.
Pisnęłam głośno i do słownie świat osunął mi się spod nóg.
Wsiałam do góry nogami nad ziemią.
Wuj stał, a jego oczy były na tej samym poziomie co moje. Oceniając, jestem chyba metr dziewięćdziesiąt nad ziemią.
- Na moich lekcji nie mówi się nie wiem, nie potrafię!- zwęził oczy jak wąż- zrozumiano?
- Ale...
- Bez Ale.- uśmiechną się, a trawa rozluźniła swój uścisk i spadłam na ziemię.
- Jeszcze raz spróbuj przynajmniej zmusić ją do wzrostu.
Zdjęłam z siebie ciepłą bluzę zawieszając ją na drzewie i usiadłam po turecku na ziemi.
- Ogień jest łatwiejszy w obsłudze.- wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego i przegryzłam wargę.
- To są istoty żywe Bello. Mają swoją własną wolę. Musisz do nich dotrzeć, a ujrzysz coś, czego byś się nigdy nie spodziewała.
Uniosłam brew.
- Co takiego?
- Elfy.- powiedział uśmiechając się.
- Elfy?
- Małe skrzaty. Trudno nazwać je elfami. Może wróżki?
Skupiłam się na kępie trawy. Nigdy nie widziałam elfów. Nawet gdy mój dar się ujawnił tego dnia na polanie.
Szturchnęłam trawę palcem.
- Ale przecież tu nie ma żadnych wróż....- urwałam w pół słowa bo poczułam jak coś łapie mnie za palec. Wytrzeszczyłam oczy w zdziwieniu.
Mały człowieczek ze skrzydełkami jak ważka, trzymał mnie za koniec palca próbując odciągnąć go od trawy.
Zdziwiona przybliżyłam go do siebie, a on z zadowoleniem spojrzał jak odsuwam dłoń.
Usiadł na moim palcu i machał wesoło nogami. Na czubku głowy miał pojedyncze białe włoski, a jego oczy dosłownie hipnotyzowały swoja fioletową barwą.
- Mogą pokazać się też osobnikom nie posiadających darów jeśli tylko zechcą. Opiekują się dziko rosnącymi roślinami.
Uważnie przyglądałam się wróżce, która stojąc na moim palcu wyciągnęła ręce i oparła się o mój nos, a po chwili usłyszałam przyjemny dźwięk, który można przyrównać do dzwonienia dzwoneczków.
- Polubiła cię.- zrobiłam zeza przyglądając się małemu stworkowi.- niektóre przywiązują się mocno do innych istot, a jej najwyraźniej nie przeszkadza że dźgnęłaś palcem jej dom.
Mała istotka schwyciła pukiel moich włosów i zaczęła się na nim huśtać.
- Może pomoże ci nawiązać kontakt z naturą.
Mój wujek wstał i okrążył mnie dookoła, a  ja wodziłam za nim wzrokiem.
- No dalej, próbuj.- powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową.
Westchnęłam i zdjęłam z siebie skrzata stawiając go na trawie. Niestety stworek w zaparte wspiął się mi na kolano, a potem po włosach na czubek głowy.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Znów skupiłam się na kępie trawy.
- No rusz się!- mruknęłam zdenerwowana.
Oklapłam zrezygnowana gdy nic się nie działo.
-Dlaczego nic mi nie wychodzi? Jestem do-ni-cze-go…- pożaliłam się śmiesznie przeciągając ostatnie słowo, przy czym próbowałam strzepnąć niedbałym gestem wróżkę z czubka głowy.
Wuj nieustannie krążył dookoła mnie, jak sęp dookoła swej ofiary, po czym uniósł palec w geście „ poczekaj minutę” i  zniknął pomiędzy drzewami.
- Gdzie idziesz! Nie zostawiaj mnie tu samej.
Krzyknęłam zakładając ręce na piersi.
- No i czego chcesz?- warknęłam na stworka, który opuścił się
po  moich włosach na twarz.
- Możesz mnie zostawić?- stworek pokręcił głową i usiadł mi na ramieniu, szepcząc mi coś do ucha, co brzmiało jak srebrzyste dzwoneczki. Po czym złapał końcówkę mojego loka i zaczął się na nim (chyba z setny raz, przez ostanie pięć minut) huśtać jak Tarzan na lianie.
- Czy to co powiedziałeś, miało oznaczać, że masz ADHD?- spytałam rozbawiona.
W tym momencie wujek wszedł na polanę.  W ręku miał dosyć grubą świeczkę.
- Po co ci to? Przecież ja nawet nie umiem zmusić głupiego chwast do wzrostu.
 -Ale ze świeczką ci się udawało.- sapnął ze złością.- skup się na niej.
Bez trudu zapaliłam świeczkę.
-Widzisz? Jednak nie jesteś do-ni-cze-go.- uśmiechną się, przedrzeźniając mój głos.
Już go powoli nie ogarniam. Zwęziłam oczy.
- Do czego to ma być potrzebne?
- Niekiedy takim jak my. Podobnym. Pomaga towarzystwo innego żywiołu. – powiedział bez wdechu- a teraz spróbuj z tą roślinką.
Posłusznie skupiłam się na roślinie, próbując zignorować wróżkę, która nadal używała moich włosów jako liany.
Roślinka drgnęła i urosła o kilka centymetrów w górę.
Duma rozpierała mnie od czubka głowy do palców u stóp… A może to złe określenie??
Popatrzyłam na wujka, na którego twarzy nie znajdowało się żadne wyraźne uczucie.
- To tyle?- zaszydził – tak to nie zdążymy przez dziesięć lat.
Warknęłam cicho.
- Przecież  udało mi się zmusić ją do wzrostu! To i tak dobrze!!
Byłam wściekła, a duma uciekła ze mnie jak powietrze z przebitego balona.
- Dalej.- powiedział głosem znienawidzonego przez wszystkich nauczyciela matematyki z podstawówki.
Byłam wściekła za to, że mnie nie docenił. Wzięłam się w garść i skupiłam się na tej durnej roślince.
Poczułam jak wiatr rozwiał moje włosy, uderzając mnie w twarz świeżym, leśnym powietrzem pomieszanym z miętą rosnącą na polance nieopodal.
Zamknęłam oczy napawając się tym aromatem. Po chwili agresja i złość upłynęła ze mnie, dokładnie tak samo jak przedtem duma. Otworzyłam powoli oczy, całkiem zrelaksowana i skupiłam się na moim celu.
Roślina zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie. Jej łodyga średnicą dorównywała teraz mojej pięści, a wysokością można śmiało powiedzieć, że przewyższała mnie o dwadzieścia centymetrów. W niektórych miejscach wyrosły duże pąki, które powoli zaczęły się zabarwiać z zielonego na brązowy.
Przerwałam używanie swojego daru i oszołomiona przyglądałam się owej roślinie. Nagle pąk pękł i wyślizgną się z niego piękny, duży kwiatostan o krwistoczerwonym kolorze.
Oszołamiający zapach pyłku odurzył mnie do tego stopnia, że się zachwiałam, a wróżka jak motyl przefrunęła ze mnie na kwiat.
 - Wow… - udało mi się wykrztusić jedynie to.
- Udało ci się.- usłyszałam po dłuższej chwili głos Harry’ego- opanowałaś to. Metodą drastyczną, ale skuteczną.
Omamiona zapachem odwróciłam się do niego.
- Sposobem?
- Najpierw było placebo. Chodzi mi o tą świeczkę. A potem prowokacja.
- Czyli to o tym, że inne żywioły pomagają wampirom w używaniu drugiego żywiołu to bujda?
- Raczej tak. I wątpię, by ktoś inny miał taki dar jak ja, czy ty.
- Sprowokowałeś mnie?!- krzyknęłam z niedowierzaniem.
- Na twoją matkę też to działało.- uśmiechną się przepraszająco.- Mam pytanie.
- Tak?- uniosłam brwi.
- Mówiłaś, że twój ojciec był wilkołakiem.
- Zmiennokształtnym.- poprawiłam go odruchowo.
- Czy ty potrafiłaś się zmieniać w wilka?
Uśmiechnęłam się szeroko wydychając powietrze.
-Tak. I tęsknie za tym. Czułam się w tedy taka wolna. Tak jak by wszystkie ograniczenia się skończyły.- powiedziałam rozmarzonym głosem.
- A teraz?
- Co teraz?- spytałam się pomimo tego, że dobrze wiedziałam o co chodzi.
- Umiesz się przemienić?
- Nie wiem. Nie czuję tego. Kiedyś przychodziło to samo z siebie.
- Może to jest właśnie umiejętność panowania nad duchem?- podsunął.
- Może…
- Spróbuj.- uśmiechnął się i usiadł wygodnie na ziemi.
- Ale teraz? Ja?
- Kto jak nie ty?- uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- No dobra.
Odsunęłam się kilka kroków od tyłu i opuściłam bezwładnie ręce.
Gdzie jesteś pstryczku?- myślałam próbując dostać się do mojej wilczej strony tak jak kiedyś.
Zacisnęłam mocniej powieki.
Przypomniałam sobie skakanie z klifu, to uczucie spadania podobne do latania a potem gwałtowne uderzenie z lodowatą morską wodą. Plaże, medalion, ogniska, przyjemność z biegania po lesie w Forks. Samo miasto Forks! La push! Mama, tata, sfora, Seth, Leah, Paul, Embry, Sam, Jackob… Mój Jackob… Chłopak, z którym się wychowywałam. Osoba, która znała mnie jak nikt. Nagle poczułam to coś. Ten przypływ pozytywnej energii, w której powoli się zatracałam tak jak w pyłku nieznanej rośliny. Poczułam jak moje ciało przeszył lekki dreszcz a po policzku spłynęła samotna łza. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam ten nienaturalny, magiczny i znany mi podmuch ciepłego wiatru. Poczułam jak moje kości się zniekształcają. Bezboleśnie. Po chwili otworzyłam oczy spoglądając na mojego wujka, który stał się nagle jakiś, taki mały.
Na jego twarzy wymalował się strach, a jego pozycja nie była już tak swobodna jak przedtem.
Byłam od niego wyższa o głowę.
- Bella?
Zachichotałam co musiało zabrzmieć bardziej jak szczekanie niż śmiech.
Wyciągnęłam przed siebie masywną białą łapę zakończoną długimi, czarnymi i ostrymi jak żyletki pazurami.
Zrobiłam kilka chwiejnych kroków, po czym z zadowoleniem zrobiłam kilka  kółek dookoła polany, okrążając wujka.
Jego twarz była przerażona. No cóż nie dziwię mu się.
Znów zachichotałam i podbiegłam na swoje miejsce przeobrażając się w człowieka.
Z wielkim bananem na twarzy otrzepałam swoje zmięte ubrania i przegładziłam włosy.
- I Edward poznał cię gdy byłaś jeszcze pół wilkołakiem.
- Noo… w pewnym sensie takk…- powiedziałam zawstydzona.
- Ja na jego miejscu bym się bał.- rozczochrał moje włosy w pieszczotliwym geście.
Znów byłam od niego niższa o dobre kilkanaście centymetrów.
- Nie lubię gdy kobiety są ode mnie wyższe.
- Wracamy do domu?- spytałam błagalnie.
- Wolałbym nie. Alice nawiozła mebli, farb i nie wiadomo czego jeszcze. I chyba nawet udało się jej już wymienić podłogi w całym domu.
- No to co będziemy robić?- usiadłam na trawie wyrywając pojedyncze źdźbła.
- W takim tempie to ona skończy urządzanie obu domów już jutro. Proponuję tu zostać. Możemy zapolować. A ja mam świeczki.- uśmiechną się opiekuńczo wskazując na stertę świec, których szczerze mówiąc wcześniej nie zauważyłam i długie kominkowe zapałki.
- Zgadzam się. Nie mam zamiaru patrzeć jak Alice rujnuje mój dom.- uśmiechnęłam się smutno.- Idę co zjeść.
Wstałam rozciągając kości po czym wystrzeliłam jak z procy zostawiając za sobą polanę.
Mijałam stada saren, które w popłochu uciekały w bliżej nieokreślone strony.
 Wiatr przyjemnie owiewał mi twarz i rozwiewał niesforne włosy.
Ukształtowanie terenu zaczęło się zmieniać. Było coraz mniej drzew liściastych i przeważyła ilość sosen nadający zapachowi lasu dziwnie, ostrawy zapach.
 Zatrzymałam się wyczuwając intensywny zapach słodkiej i kuszącej krwi pumy.
Zwierze siedziało na ziemi oblizując zakrwawione łapy.
Z uśmiechem na ustach i wystającymi kłami wyszłam ze swojego ukrycia, nie przejmując się tym ze zwierze mogło by mi uciec. Gdy puma uniosła się na swoich masywnych kończynach, zareagowałam odruchowo i zwierze nawet nie zdążyło pisnąć, a już nie żyło.
Wbiłam się w jej kark łapczywie chłepcząc krew, która wręcz ogłupiała moje kubki smakowe.
Moje ciało wstrząsną lekki dreszcz rozkoszy, zatrzymujący się gdzieś u nasady kręgosłupa. Kiedy wypiłam już całą krew odtrąciłam od siebie ciało zwierzęcia i ruszyłam z powrotem na polanę.
Na środku siedział Harry z lekko brudną twarzą od krwi.
Dookoła paliły się wypalone już do większej połowy świeczki a przez drzewa przedostawały się ciemne promienie słoneczne.
Wujek podniósł nagle powieki.
- Gdzie byłaś? Nie było cię prawie przez całą noc!
Podniosłam brwi.
- To to jest wschód słońca??
- Tak.
- Hymm…. Zatraciłam się w bieganiu.- uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Wracamy teraz do domu?- spytałam z nadzieją. Stęskniłam się za Edwardem. Za jego dotykiem, miodowymi oczami i słodkim zapachem.
-Tak.- powiedział Harry wstając z ziemi, otrzepując spodnie.
- Okey. Tylko wezmę bluzę.- w podskokach ruszyłam w stronę drzewa, na którym przywiesiłam rozpinaną zieloną bluzę.
Ze zdziwieniem stwierdzałam jednak, że jej nie ma.
- Wujku? Czy…
- Harry. Czuję się staro, gdy mówisz do mnie wujku.
- Ale ty jesteś stary.- stwierdziłam fakt, a na jego twarzy wpełzł ponury uśmiech.
- Nie denerwuj mnie.
- Dobra. Nie widziałeś mojej bluzy? Mogła bym przysiądź, że ją tu powiesiłam wczoraj.
- Może powiesiłaś ją gdzieś indziej?
- Nie, na pewno tu…
Rozejrzałam się dookoła. Na polanie nie było już dowodu na nasz trening a mała wróżka tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Chodź miałam troszeczkę przerażające uczucie, że gdzieś na mnie czacha i chce pohuśtać się na moich biednych, obolałych włosach... Brrr....
Wzdrygnęłam się mimowolnie.
- Chodź. Kupisz sobie nową.- uśmiechną się i ruszył nie czekając na mnie.
- Oglądnęłam się jeszcze raz za sobą i ruszyłam w stronę domu.
_________________________________________________
A więc... Jestem strasznie pozytywnie zaskoczona ilością obserwatorów, i ZABÓJCZĄ ILOŚCIĄ KOMENTARZY!! Co prawda są tam powiadomienia, ale jak się widzi taką liczbę to się serce raduje i wyrywa do życia !!! <3 Kocham was dziewczyny... i chłopaki, jeśli jakikolwiek zagląda na takie blogi. ( A słyszałam że niektórzy tak ;] ;])
Wy też jesteście podatni na placebo? Bo ja jak cholera :D Potrafię sobie wmówić że jestem pijana niczego ni pijąc :P Przydatne to jest XD 

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4