piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 21.

Okazję na koniec świata ! XD
Znaczy nn na koniec świata!
Z dedykacja dla wszystkich, czytających mojego bloga, którzy przeżyli XD
Życzę miłego czytania nn :*
_____________________________________

Założyłam na siebie o wiele wygodniejsze czereśniowe rurki i fioletowy sweter z okrągłym dekoltem.
Podwinęłam rękawy i wsunęłam na nogi byle jakie trampki.
Wyszłam z  garderoby łapiąc pod rękę Edwarda ubranego w jeansy i niebieską koszulę.
Pewnie wyszliśmy na pole i w wampirzym tempie pobiegliśmy do starej wierzby przy jeziorze.
Słońce zachodziło i było widać coraz mniej. Chociaż mi nie powinno to przeszkadzać.
Nigdzie nie było widać ani śladu po jakichkolwiek drzwiach.
Zwinnie wspięłam się na drzewo przyglądając się odgałęzieniom.
Edward również się wspiął pomagając w poszukiwaniach.
-Nic nie widzę. – powiedziałam zrezygnowana stukając pięścią w korę.
-Bella! Tu coś jest!- krzykną Edward.
W wampirzym tempie ruszyłam do niego przeskakując z gałęzi na gałąź, jak latająca wiewiórka.
Była to krata zarośnięta korą drzewa.
Z całej siły uderzyłam w metalowe wrota nogą, przez co spadły w dół uderzając o podłoże.
W środku znajdowała się drabina.
Niepewna chwyciłam za nią.
Była nawet w dobrym stanie.
Ruszyłam zaraz za Edwardem, który nalegał by iść jako pierwszy.
Na dole było ciemno i nieprzyjemnie.
Szliśmy przez korytarz, z którego sufitu zwisały korzenie drzew.
Nagle poczułam to dziwnie przyjemne uczucie, które nakazywało mi skupić się na rzeczach w środku.
Na ścianach zauważyłam pochodnie.
Skupiłam się na nich a one po pewnej chwili zajęły się ogniem oświetlając drogę.
Edward popatrzył na mnie zszokowany a ja wzruszyłam ramionami i schwyciłam go za dłoń.
Szliśmy jeszcze dosyć długo, po czym weszliśmy do pomieszczenia z kratami.
Rozejrzałam się dookoła.
Wszędzie czuć było wampiry.
W końcu moją uwagę przykuł mężczyzna i kobieta siedzący pod ścianą. Jak przypuszczam Harry i Elisabeth*. Oboje mieli kołki wbite w klatki piersiowe.
Wyglądali jak by ktoś odparował z nich całą wodę. Pomarszczona skóra która przykrywała same kości.
Mieli otwarte oczy, którymi uwarzenie się nam przyglądali.
Podbiegłam do mojego wuja wyciągając mu kołek z serca. Edward uczynił to samo tylko że z kobietą o rudych włosach.
Oboje wzięli spazmatyczne wdechy.
-Wujku Harry?
Uśmiechnęłam się.
- Może ja wezmę jego a ty weź ją.- podsuną Edward.
Posłusznie wzięłam Kobietę na ręce. Była takiego pokroju jak Alice. Może drobniejsza. Edward zaś wziął mojego wuja pod ramię prowadząc go .
Z wielkim bananem na ustach ruszyłam do domu.
Biegłam tak szybko jak tylko umiałam.
Edward ledwo mnie doganiał.
Wprowadziliśmy dwójkę nowych do salonu usadawiając ich na starej kanapie.
- Idę po świeżą krew. Zaraz będę.- powiedziałam całując go w policzek.- pilnuj ich.
Wybiegłam z domu do lasu, w rękach trzymając dwie plastikowe butelki.
Od razu wyczułam coś smakowitego.
Były to dwa niedźwiedzie.
Szybko i bezwzględnie skręciłam im karki powalając oba stworzenia na ziemię.
Wgryzłam się w szyję jednego z misi po czym przystawiłam gwint butelki napełniając ją do większej połowy. Z drugą zrobiłam to samo i już miałam prawie dwie butelki.
Zakręcając butelki znów poczułam to dziwne uczucie i niedźwiedzie leżące na trawie podobnie jak sarna z mojego ostatniego polowania otrzepały się i zwiały z polany.
Czemu ja jestem taka dziwna?- spytałam się w myślach.
Wstałam szukając kolejnej ofiary.
Nagle wiatr przywiał smakowity zapach pumy.
Edward też musi coś zjeść. Ma czarne oczy.
Ja jeszcze wytrzymam.
Tak jak poprzednio spuściłam krew zwierzęcia do butelki i ruszyłam w stronę domu.
Gdy dotarłam do dworku wzięłam trzy szklanki i nalałam do nich po równo krwi.
-Masz Edward. Wypij.
- Nie potrzebuję.
- Potrzebujesz. Masz czarne oczy.- powiedziałam mierząc go wzrokiem.
-A ty ?
-Zjadłam podczas polowania.- skłamałam z kamienną twarzą. Szczęście jest dziś po mojej stronie. Mam jeszcze złote oczy dzięki czemu Edward nie mógł jednoznacznie sierdzić, czy kłamię.
Biorąc jeden z trzech kubków, podeszłam wpierw do wuja, który na widok krwi najwidoczniej się trochę ożywił.
Wlałam mu trochę do ust pozwalając aby powoli przełkną.
Przystawiając kolejny raz nie musiałam czekać aż przełknie.
Pił szybko i zachłannie.
Po dwóch kubkach był już w stanie sam utrzymać szklankę.
Elizabeth też otrzymała krew.
Oboje wyglądali już o wiele lepiej.
Nie było już widać kości a skóra wyglądała tak jak powinna.
Ich oczy z czerni powoli robiły się złote.
Opróżnili całe dwie butelki świeżej krwi i wszystkie moje stare zapasy.
- Gdzie Renee ?- pytał w końcu mój wuj.- Musimy powstrzymać mojego ojca! Bo Volturi się nim zajmą.-rozglądał się po pokoju rozbieganym spojrzeniem.
Próbował wstać, ale uniemożliwiłam mu jakikolwiek ruch, przygwożdżając go do kanapy.
- Moja mama nie żyje.- wystękałam troszkę zasmucona.- podobnie jak twój ojciec i rodzeństwo.
- Jesteś jej córką?- odezwała się pierwszy raz  Elizabeth.- Nie możliwe. Widzieliśmy się z nią kilka dni temu!- powiedziała oskarżycielsko.
-Chyba kilka set lat temu.- Edward powiedział troszkę zdziwionym tonem.
- Tak jestem jej córką. Mam na imię Izabella ale wolę Bella.- uśmiechnęłam się promiennie.
- Który mamy wiek?
- XI a dokładniej 2012 rok.- wytłumaczyłam powoli.
-Skąd się dowiedziałaś, że jesteśmy w piwnicy?- Spytał Harry.
- Gdy wyjechałam na kilka dni z jednego z pokoi wzięłam pamiętnik. Jak później się okazało mojego dziadka czyli twojego ojca. Było tam wszystko opisane.
- Co się stało z moją Rodziną? Z Ojcem ? Matką?
- Jak się dowiedziałam. Moja mama ich zabiła. Chciała was odzyskać a mój dziadek tego nie pojmował.- powiedziałam trochę smutna.
-Zabiła?
-Tak. Musiała jakoś zmusić dziadka do tego żeby was oddał. Ale dla niego najwyraźniej nie liczyła się rodzina.- wzruszyłam ramionami.
- Co się stało z Renee ?-  spytała rudowłosa wampirzyca.
- To jest dość długa i poplątana historia.- skrzywiłam się.- Ale nie powiem wam niczego bo najpierw musicie coś zjeść. Widać że jesteście głodni. Niestety wszystkie zapasy krwi w domu się skończyły i musimy iść na polowanie.- przerwałam- dacie radę sami zapolować?
- Charakter masz po matce.- powiedział uśmiechnięty wujek Harry.- młoda szantażystka.
-Dokładnie taki sam- uśmiechnęła się do niego  Elizabeth.
Zachichotałam cicho pod nosem i pomogłam im wstać.


                              *                *               *



-Trzymajcie się blisko domu. Mam nadzieję że znacie ten las. Nie zbliżajcie się do ludzi.

Gdy skończycie spotkamy się na polanie leśnej położonej tak z 500 metrów na zachód od domu. Na pewno traficie.
Rozdzieliliśmy się.
Ja pobiegłam za Edwardem natrafiając na stado saren na polanie, na której mieliśmy się spotkać z moim wujem i Elizabeth.
Usiadłam po turecku na środku patrząc na Edwarda, który kończył jeść.
- Czemu się tak patrzysz?- spytał obnażając swoje zęby w szerokim uśmiechu.
- A co nie mogę?- odwzajemniłam uśmiech poklepując miejsce obok siebie.
Chłopak wesoło usiadł obok mnie.
Pogłaskał mnie po policzku z ogromnym bananem na twarzy.
- Co?
- Jesteś cała we krwi. Wiesz o tym?- powiedział pokazując mi swoją dłoń na której znajdowało się odrobinkę krwi.
- Byłam brudna? Czy ty mnie wybrudziłeś.- bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Dokładnie.
Starłam sobie dłonią krew z policzka, po czym wytarłam ją w bark Edwarda.
- Wiesz że masz koszule wybrudzoną krwią? Taki stary a nadal nie nauczył się jeść- powiedziałam uśmiechając się figlarnie.
Przybliżyłam się do niego, delikatnie muskając ustami jego wargi.
-Ale wiesz że nawet pomimo tego, że odnalazłam wuja i tą Elizabeth, pojedziemy na zakupy, bo nie chcę żeby Alice maczała swoje zacne pazurki do wystroju wnętrz? Bo jak ja ją znam to ona nie skończy tylko na swoim pokoju, ale wyjdzie o wiele dalej poza jego ramy.
- Już myślałem że zapomniałaś pani Cullen.- uśmiechną się do mnie całując mnie namiętnie.
- Nie zrezygnuję z mojego starego nazwiska.
- Nie ważne jest dla mnie nazwisko.- przerwał podpierając się łokciami.
Usiadłam na nim bawiąc się kołnierzykiem jego koszuli.
-Tak? A co jest dla ciebie najważniejsze?
- Najważniejsze jest dla mnie to, aby związać się z tobą na wszystkie możliwe sposoby.- pocałował mnie w dłoń na której znajdował się pierścionek.- i nie mam zamiaru na nic czekać.- tym razem jego pocałunek wylądował na mojej czyi.
-Zaczynając od…- nie dane było mi dokończyć bo na polanę wszedł mój wuj trzymając za rękę  Elizabeth.
- Oh... Tak nie przystoi młodym damom. A gdzie przyzwoitka?- spytał dość poważnym tonem.
Zachichotałam wstając z Edwarda i pomagając mu przy tym wstać.
-Mamy XI wiek. Teraz już nie ma przyzwoitek.- uśmiechnęłam się wtulona w swojego narzeczonego.- i chyba tylko ja nie żyłam w czasach, w których były przyzwoitki.-zmarszczyłam brwi rozbawiona.- A wy ? Też powinniście mieć przyzwoitkę. W końcu puściłam was samych. A teraz wracacie trzymając się za ręce.- zaczęłam śmiesznie ruszać brwiami wywołując na ich twarzach zawstydzenie i zakłopotanie.
-Wracając. Najedliście się do syta? Bo jak nie to was z tego lasu nie wypuszczę.
- Tak. Upolowaliśmy kilka saren. To wystarczy.- uśmiechnęła się El.
Wujek Harry oplótł ją ręką w tali i przyciągną do siebie delikatnie.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na ich ubrania.
Wujek miał na sobie stare, wypłowiałe spodnie z bardo ciemnozielonego materiału. Białą koszule poplamioną świeżą krwią i surdut w barwie spodni.
Elizabeth zaś miała założoną błękitną ( tak przypuszczam ) długą gorsetową sukienkę zapinaną pod samą szyję.
-Wracajmy. Przydałaby się wam szczerze mówiąc długa kąpiel i nowe ubrania.- przerwałam- bo te- wskazałam na nich podbródkiem.- raczej nie nadają się do używania.
Po niedługim czasie dotarliśmy do dworku.
Gestem ręki wskazałam na schody.
Wszyscy posłusznie ruszyli w kierunku który pokazałam.
Wprowadziłam ich do pokoju z obrazem.
- Rozgłoście się.- uśmiechnęłam się perliście.- Ja zajmę się Elizabeth. A ty Edwardzie wujkiem Harrym. Już mówię że na razie my zajmujemy łazienkę. Możesz mu pokazać co nieco z technologi i wytłumaczyć co niektóre rzeczy. W końcu jesteście prawie  z tej samej epoki.
- Oj nie przesadzaj.
Pokazałam mu język i pociągnęłam moją hymmm.... przyszłą cioci albo ciocię do łazienki.
- Łał. – wydała z siebie cichy okrzyk zachwytu.
Uśmiechnęłam się na jej reakcję i napuściłam wodę do wanny.
Wlałam kilka rodzajów olejków.
- No to tak. To jest szampon do mycia głowy i mydło do umycia ciała.- wskazywałam po kolei fiolki z płynami.- Tu masz ręcznik.- mówiłam wyciągając go z szafki.- Gdy się umyjesz to owiń się w niego i mnie zawołaj. Poszukam dla ciebie jakiegoś ubrania.- uśmiechnęłam się wychodząc z łazienki.
- Miłej kąpieli- rzuciłam na wychodne, po czym zamknęłam za sobą drzwi.
Sytuacja w pokoju do którego weszłam troszkę mnie rozbawiła.
Edward z Harrym siedzieli na kanapie. Wujek trzymał w ręce komórkę Edwarda przyglądając się jej jak by była jednorożcem ! Dosłownie!
Rozbawiona zaśmiałam się pod nosem i poszłam do garderoby.
Przeglądałam dokładnie wszystkie pułki w poszukiwaniu jakiegoś ubioru dla Elizabeth. Może spodnie i zwykła koszulka? Nie. Zapewne w jej czasach tylko mężczyźni chodzili w spodniach. Przydała by się jakaś sukienka.
Sięgnęłam po drewniany wieszak na którym powieszona była ładna czerwona koronkowa sukienka do połowy uda.
Hymn… może w tamtych czasach nie było czegoś takiego, ale myślę że jej się spodoba.
Pomimo różnicy wieków wydaje się dość nowoczesna.
Położyłam sukienkę na krześle a sama zaczęłam szukać czegoś dla siebie.
Wybrałam jeszcze dla siebie i dla cioci buty.
Dla mnie proste żółte balerinki  a dla niej balerinki w kwiatki.
Delikatnie przeczesałam swoje włosy szczotką i odrzuciłam je do tyłu tak by mi nie przeszkadzały.
Z całym ekwipunkiem ruszyłam do pokoju z obrazem.
usiadłam obok Edwarda, który z zapałem tłumaczył coś Harremu.
- I tak to właśnie działa- powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Intrygujące.- powiedział zszokowany wujek obracając komórkę w swoich dłoniach.
Nagle zadzwoniła a przestraszony Harry upuścił ja na kanapę.
- Co to za diabelstwo?!- ze śmiechem spojrzałam na wyświetlacz na którym wyświetlał się napis- Alice dzwoni.
-Alice. Ciekawe czego chce.- zamyśliłam się.
- Nie wiem. Ale wiem że jeśli nie odbiorę to będzie ze mną źle. Przepraszam na chwilkę.- przeprosił uprzejmie i wyszedł z pokoju.
- Kto to Alice?
- To przybrana siostra Edwarda. Miła i dość szalona. Jest jeszcze Carlisle i Esme. Jego przybrani rodzice. Przemili ludzie.- powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Jest jeszcze Jasper, mąż Alice. Emmet i Rozalie też para. Emm na pierwszy rzut oka wydaje się groźny ale taki w rzeczywistości nie jest. Jest jak duże dziecko.
-Ciekawe.
- Mają za niedługo się tu w prowadzić. Teraz mieszkają jeszcze w Forks. Podobnie jak ja kiedyś. Uciekłam od nich, a potem spotkałam na balu w Volterze. A czemu uciekłam? Bo zagrażała mi Victoria. A jak zagrażała, mi to równocześnie mojemu narzeczonemu i jego rodzinie.- przerwałam- reszty mówić nie będę bo wiąże się to z moim tatą i mamą a mówić ci historii śmierci moich rodziców nie będę bez Elizabeth.- powiedziałam dumna ze swojego monologu.
- Jesteś identycznie wygadana jak swoja matka. Ona też nie potrafiła zamknąć swojej buzi przez co często dostawała naganę od matki.
-Bello?- usłyszałam ciche wołanie.
-Już  idę! Minutka!- powiedziałam i spojrzałam na wuja Harry.
- Kim jest dla ciebie Elizabeth?- spytałam wesoła.
- Elizabeth jest moją narzeczoną.
- Okey. Idę jej pomóc w ubraniu się.
Wstałam z kanapy, posyłając wujkowi miłe spojrzenie i zapukałam do drzwi uchylając je.
- Proszę. Załóż to i powiedz kiedy będę mogła wejść.- Podałam jej przez uchylone drzwi sukienkę i bieliznę.
Oparłam się o drzwi.
-Naprawdę mam to założyć?- usłyszałam jej przerażony głos.
-Tak.- uśmiechnęłam się patrząc na zdziwionego wujka Harry.
-Ale…
-No wkładaj.
Po pięciu minutach mogłam już wejść.
Dziewczyna stała przy lustrze przyglądając się swojemu odbiciu.
- Wyglądam strasznie.- stwierdziła.
- Właśnie że nie. Wyglądasz pięknie! Musisz się tylko przyzwyczaić do stylu.- uśmiechnęłam się do niej.- Siadaj.- wskazałem jej gestem ręki krzesło.
- Co będziesz robić?
- Zobaczysz.- uśmiechnęłam się biorąc do ręki suszarkę do włosów.- Tylko się nie przestrasz. Może nie było takiego czegoś w waszych czasach ale w XI wiek to najlepsza przyjaciółka kobiety. Uwierz.
Włączyłam suszarkę susząc i rozczesując włosy El.
Dziewczyna nie potrzebowała makijażu. Była piękna sama w sobie.
Czerwone usta i długie czarne rzęsy.
- Ciesz się że nie ma tu Alice. Siostry Edwarda. Ona by dopiero cię wymęczyła. I zamiast takich butów.- mówiąc to pokazałam jej kwieciste balerinki.- Dostała byś za pewne szpilki na 10cm obcasie.
Dziewczyna stała przyglądając się swojemu odbiciu, przez co ja miałam czas na nalanie kolejnej kąpieli.
Z łazienki pierwsza wyszła narzeczona mojego wujka.
Usiadła obok Harry wywołując na jego twarzy duży uśmiech.
Chłopak pogładził ją po policzku.
Wyszłam cicho z salonu dając im chwilkę intymności.
Udałam się do garderoby z której wyciągnęłam jakąś niebieską koszulę i spodnie Edwarda.
Gdy wyszłam sytuacja w salonie odrobinkę mnie zawstydziła.
Harry całował Elizabeth. Odchrząknęłam znacząco, przez co para zakochanych odskoczyła od siebie jak poparzeni.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wujku…
- Mów mi po prostu Harry.
- A więc Harry.- powiedziałam wręczając mu do rąk ubrania.- Kąpiel czeka. Znajdziesz tam mydło i szampon. Powinieneś sobie poradzić.- uśmiechnęłam się do niego dodając mu odwagi.- Jeszcze będziesz miał czas żeby nacieszyć się swoją lubą. A teraz marsz do kąpieli.-
Każdy wyraz mówiłam z lekką nutka rozbawienia.
Po paru minutach zostałam sama z Elizabeth w salonie.
A gdzie Edward? Jeszcze nie skończył rozmawiać z Alice?
-El przepraszam cię na chwilkę. Zaraz przyjdę.- uśmiechnęłam się do niej wychodząc z pokoju.
Zeszłam schodami w dół nasłuchując głosu Edwarda.
-Alice! Uspokój się! Bella będzie zła! I to aż z dwóch przyczyn.
-…
-Alice!
-…
-Dobra spróbuje.
-…
- Tak.. tak pa
Chłopak rozłączył się i najprawdopodobniej usiadł na kanapie.
Oparłam się o framugę.
- Dlaczego będę zła?- spytałam zwracając na niego swoją uwagę.
-Słucham?
- Przepraszam. Usłyszałam ostatnia wymianę zdań.
usiadłam obok niego patrząc mu w oczy.
- A więc?
-Alice się za nami stęskniła.
- Tak? Przecież nie minęły nawet dwa dni.- stwierdziłam rozbawiona.
- I z tego powodu Alice już do nas jedzie.- powiedział oddzielając od siebie ostatnie cztery słowa.
- W jakim znaczeniu już? Że po jutrze tak ? Do jutra zdążę jeszcze  przynajmniej uporządkować salon tak że damy radę.- uśmiechnęłam się do niego.
- No właśnie nie. Alice z Jazem są już w samolocie.
-Że co!?
- No właśnie.- uśmiechną się do mnie.- więc nici z samodzielnego remontu domu.
Przestałam oddychać i zacisnęłam mocno ręce w pięści.
- Bells. Skarbie oddychaj.- Edward złapał mnie za ściśniętą dłoń rozprostowując ją.- Będziemy nad  nią czuwać i jeżeli zacznie przeginać to ją powstrzymamy.- pocałował mnie w wewnętrzną część dłoni.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech po czym wtuliłam się w Edwarda, rozkoszując się jego słodkim zapachem.
- Może rzeczywiście nie mam powodu żeby się tak bardzo denerwować. Z drugiej strony, ja też się za nią strasznie stęskniłam.
- Czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.- Edward pocałował mnie we włosy.
- Idę do Elizabeth bo obiecałam jej, że zaraz przyjdę.
- Pójdę z tobą.
Pomimo wielkich obaw związanych z szybszym przyjazdem Alice, uśmiechnęłam się i wtulona w Edwarda ruszyła do swojego pokoju.

________________________________________*- pomyślałam, że dodam ich zdjęcia by ułatwić wam sobie ich wyobrażenie :)


A więc nwm, czy dodam jeszcze kolejne nn przed świętami więc:

Życzę wam wszystkiego co najlepsze! Dużo szczęścia, pomyślności i pieniędzy! 
Dobrego karpia, zaj*bistych prezentów pod choinką, dużo dobrych ocen, grosza w pierogu i w ogóle czego tylko pragniecie!
P.S.
A i jeśli ktoś lubi, to dużo, dużo, dużo gruzu w zupie, w uszkach i pierogach. No i oczywiście żeby nie zabrakło go pod choinką ;]

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 20.

A więc... ;] Dzisiejsze nn się wreszcie pojawiło pomimo usterek technicznych.
Tą notkę piszę z dedykacją dla:
- Izabelli
- Mojej drogiejjj, ukochanej i jakże zacnej Katarzynie ( przepraszam cię że mam u Cb taki zastój z notką ale postaram się to nadrobić :*)
- Kateriny
- Paulineee
- Pepsi 17
- Małej Mi
- Viki
- Ona
- Dla wszystkich piszących miłe i ciepłe kom. Anonimów :* ( których uwielbiam i proszę o jakieś nicki ;] )

- agusi 1899
- Isabelli (z bloga www.innezycie-iautorisabella.blog.onet.pl )

Dzięki wszystkim za wszystko <3 Bez was już dawno bym się poddała.
 A w szczególności bez tych, którzy są już ze mną chyba od dwóch lat! Od samego początku!
Wszystkich tych którzy czytali moje wszystkie blogi ;]
 Wow... tyle czasu.... Nawet nie przypuszczałam, że dam rady tyle pisać !!
Jeny rozpisałam się troszkę XD Już nie przynudzam :*
____________________________________
Siedziałam wtulona w mego ukochanego na pokładzie samolotu lecącego do Londynu.
Uśmiechnięta udając, że śpię bawiłam się pod kocem dłonią Edwarda.
Przeciągnęłam się i przetarłam oczy.
-Ile już lecimy?- spytałam dla niepoznaki bo stiuard (dla mnie męska stiuardesa która leciała ze mną przedtem poprawka męska zboczona stiuardesa) i stiuardesa przypatrywali się nam uważnie.
-Godzinę kochanie.- Uśmiechną się.
-Już godzinę? Ale ten czas szybko leci.-powiedziałam głośno ziewając.- Czy oni nie mogli by dać sobie spokoju?- szepnęłam prawie nie poruszając ustami.
- Jeszcze tylko dwie godziny. I będziemy sami.- powiedział kładąc głowę na moim ramieniu.
uśmiechnęłam się do niego rozczochrując mu włosy.
Zaśmiał się cicho pod nosem.
-Jeszcze tylko dwie godziny.- powtórzyłam.
Podciągnęłam nogi pod brodę wyglądając na różowiejące się niebo.
Wstaje słońce…
Zasłoniłam roletę i wtuliłam się w Edwarda.
Pocałowałam go we włosy.
Reszta drogi była tak samo nudna jak jej początek. W końcu jednak dolecieliśmy do celu.
Słońce ukryte było za grubą warstwą ciemnych chmur, a na  ziemi znajdowało się pełno śniegu.
Zarzuciłam na siebie pelerynę, którą miałam w bagażu podręcznym i wyszłam z samolotu.
Edward również był przygotowany na chłód. Założył na siebie tą swoją, szarą kurtkę z  kołnierzem.
Złapałam Edwarda pod ramię i ruszyłam z nim do odprawy.
Wzięliśmy swoje walizki i ruszyliśmy do mojego auta.
Załadowaliśmy bagaże  i wsiedliśmy do mojego cudeńka.
Wreszcie! Tak się za tobą stęskniłam!- krzyczałam w myślach czule przejeżdżając po skórzanej oprawie kierownicy.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i rozległ się cichy pomruk silnika.
Edward siedział obok ciągle się we mnie wpatrując co nie ułatwiało mi poruszania się autem.
Zjechała w leśną uliczkę.  Jechała prosto po czym zrobiłam kilka serpentyn wyjeżdżając autem coraz wyżej.
Wreszcie zza drzew wyłoniła się willa.
Edward zachłysną się chyba powietrzem o ile było to możliwe.
Spojrzałam na niego, przyglądając się jego reakcji.
Zaparkowałam na podjeździe i otworzyłam drzwi wyciągając klucze ze stacyjki.
-Żartujesz ?- spytał przyglądając mi się uważnie.
- Nie, nie żartuję.- uśmiechnęłam się wyciągając z auta swoją walizkę.
Edward uczynił to samo.
Podeszliśmy nacisnęłam klamkę wpadając w zamknięte drzwi.
- Kurde zapomniałam że zamknęłam na klucz.- wyszeptałam zła na siebie.- Zbytnio mnie rozpraszasz.- Odłożyłam walizki i otworzyłam torebkę w  poszukiwaniu klucza.
Staliśmy przed drzwiami dobre pięć minut lecz w końcu wygrzebałam klucze z czeluści mojej torby. Uradowana otworzyłam drzwi i wprowadziłam swoje walizki do środka.
Uśmiechnęłam się do ukochanego i zamknęłam za nami drzwi na klucz.
- Chodź rozpakujesz się u mnie bo na razie nie ma pokoi nadających się do użytku.
Chłopak posłusznie ruszył za mną po schodach.
Otworzyłam drzwi do mojej przed sypialni i pokazałam mu garderobę.
Edward posłusznie wszedł do środka i rozpakował swoje rzeczy. Sama też poumieszczałam ubrania na odpowiednich półkach. Wyszliśmy z garderoby prawie równo.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
-To jest twój pokój?- spytał ze zdziwieniem.
-A co nie może być?- zmarszczyłam brwi.
- Nie po prostu zastanowił mnie brak łóżka. Bo przeprowadziłaś się tu jak byłaś jeszcze pół wilkołakem i pół wampirem i potrzebowałaś snu.
- Spałam na dywanie, bo jest taki miękki.- powiedziałam głosem przepełnionym sarkazmem- Chociaż w pewnym sensie spałam na podłodze.- zrobiłam zamyśloną minę
- Na podłodze?
- No. Prawie, bo w pierwszym dniu jak się tu przeprowadziłam to spałam na łóżku, na które się rzuciłam a ono się połamało i spałam na materacu. Ale tak naprawdę to nie jest mój pokój. To jest tak jak by przed sypialnia- chłopak zrobił dziwne oczy.- uwierz ten dom jest pełen tajemnych przejść.- powiedziałam podchodząc do ogromnego portretu i uchyliłam go odkrywając drzwi do mojego królestwa.
- Zapraszam.- powiedziałam kokieteryjnie, przechodząc przez drzwi.
Edward uczynił to samo i zdziwił się na widok drugiego pokoju. Uchyliły mu się lekko usta.
Rozbawiona podeszłam do niego całując go namiętnie, przez co chłopak przebudził się z roztargnienia i odwzajemnił pocałunek.
Rozbawiona oplotłam jedną ręką jego szyję, a drugą złapałam go za koszulę ciągnąc za sobą w kierunku łóżka.
Obiema rękami z szyi, zjechałam na obojczyki wzdłuż ramion do kołnierza błękitnej koszuli.
Delikatnie zaczęłam rozpinać mu pierwsze guziki koszuli.
Gdy mój ukochany odczytał moje zamiary jego ciało zesztywniało a on przerwał pocałunek marszcząc brwi.
-Bello nie.
- Spróbuj. Przynajmniej spróbuj.- przełknęłam głośno ślinę, całując go ostrożnie w usta.- Pozwolę ci zaciągnąć się do absurdalnie drogiej uczelni w Londynie i nawet pozostawię bez komentarzu jeśli dasz komuś w łapę żebym się tam dostała, nawet bez zaświadczenia, że skończyłam liceum w Forks. Obiecuję ci, nigdy cię nie opuścić, nawet w sytuacjach, w których przeze mnie będzie wam coś zagrażało. Wyjdę za ciebie. Tylko spróbuj.- Chłopak popatrzył na mnie z wahaniem i z grymasem wznowił pocałunek, wplatając ręce w moje włosy i przyciągną mnie do siebie bliżej. 
Zaczęłam kontynuować swoje poprzednie zajęcie i odpinałam pozostałe guziki koszuli.
Zwycięstwo było piękne i uderzyło mi do głowy jak szampan.
Edward jedną ręką otulał mi policzek a drugą podtrzymywał w talii.
Utrudniało mi to troszkę sięgnięcie do guzików mojej bluzki. Utrudniało ale nie uniemożliwiało.
Nagle dłonie Edwarda zacisnęły się na mich nadgarstkach przygważdżając je do łóżka.
-Bello. Czy mogła byś być tak miła i przestać próbować się rozebrać?- wyszeptał patrząc mi w oczy.
-Ty chcesz to zrobić?- spytałam zdezorientowana zarzucając mu ręce na  kark.
-Nie dzisiaj.
Obdarował mnie jeszcze kilkoma delikatnymi całusami w policzek i szyję.
Czułam na sobie jego wzrok, przez co speszona spuściłam swój na pościel.
Westchnęłam głośno i usiadłam na łóżku rozplątując nasze nogi.
Zakłopotany chłopak uczynił to samo zapinając koszulę.
- Czyli nie chcesz ? W porządku.- spuściłam wzrok śledząc fakturę na poszewce.
- Wierz mi, że chcę.- powiedział szczerze, a ja wreszcie odważyłam się spojrzeć mu w oczy.- Tylko, że najpierw chcę się z tobą ożenić. To jest jedna zasada, której nie chcę złamać.- uśmiechną się do mnie.
-Czuję się jak czarny charakter z jakiegoś starego melodramatu – taki co podkręca wąsy i stara się przekabacić jakąś panienkę na złą stronę.- zaśmiałam się ponuro.
Edward jak by nigdy nic spojrzał na mnie ukrytkiem i pochylił całując mnie w obojczyk.
-Trafiłam?- zachichotałam cicho.- boisz się, że tracąc cnotę zejdziesz na złą drogę?- spytałam rozbawiona.
- Nie.- powiedział wtulony w mój bark.- po prostu to jest jedna zasada, której nie chcę łamać dopóki się z tobą nie ożenię. Wiem, że to nie jest nowoczesne myślenie.
- Nie nowoczesne. Prastare.
- Wiem. Ale w moich czasach było łatwiej.- zaśmiał się nerwowo.- Chodzilibyśmy na spacery z przyzwoitką i pili mrożoną herbatę na werandzie.- Wstał przełykając głośno ślinę.- może skradł bym całusa lub dwa. I pytając się wpierw twojego ojca o pozwolenie. Wręczył bym ci pierścionek..- popatrzył na mnie zestresowany.  Ukląkł na jedno kolano i wyciągną z tylniej kieszeni małe czarne pudełeczko.
-Isabello Mario Swan.  Przyrzekam kochać cię każdego dnia przez całą wieczność. Czy uczynisz mi ten wyjątkowy zaszczyt i poślubisz mnie?
W moim gardle pojawiła się nagle wielka gula uniemożliwiająca dopływ powietrza do moich płuc.
Edward przyglądał mi się uważnie a moja podświadomość ciągle darła się w moim mózgu:
- powiedz „tak” do cholery! On czeka na odpowiedź ! No rusz swój zacny tyłeczek!
Uśmiechnęłam się perliście ukazując zęby. Popatrzyłam mu w oczy.
-Tak!- powiedziałam melodyjnie i rzuciłam się na niego tak, że leżeliśmy teraz na podłodze.
Mój ukochany z wieloma uczuciami na raz i z wielkim uśmiechem na twarzy pocałował mnie namiętnie w usta.
- Kocham cię.- szepnęłam.
-Kocham cię.- odszepną wesoło i przytulił mnie z całej siły do siebie.
Delikatnie zsunęłam się z niego i usiadłam na podłodze. On uklękną przede mną i wsuną mi na palec pierścionek zaręczynowy.
Odruchowo spojrzałam na swój serdeczny palec. Znajdował się na nim srebrny pierścionek z dużym owalem wysadzanym małymi diamentami.
- No a teraz już musisz ze mną zamieszkać.- szepnęłam nie odrywając wzroku od  błyskotki.
Edward cicho się zaśmiał i pocałował mnie namiętnie w usta.
-I tak bym z tobą zamieszkał. Nawet gdybyś się nie zgodziła.
- Hymmm… jeszcze mogę zmienić zdanie.- powiedziałam śmiesznie ruszając brwiami.- A i skąd ty masz pierścionek?! Przecież od oświadczyn w Volterze nie rozstawaliśmy się na krok, a sam mówiłeś że nie masz pierścionka!.- popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Alice.- szepną. Jedno słowo a tak dużo tłumaczy- podrzuciła mi go do torby podróżnej. Przed wyjazdem najprawdopodobniej, bo to pierścionek zaręczynowy, który mój ojciec dał mojej mamie. Więc ma wartość sentymentalną.- uśmiechną się.
- Sentymentalną powiadasz.- uśmiechnęłam się do niego.- ten dom też ma wartość sentymentalną. Wychowało się tu kilka pokoleń Apelin’ów. Tłumacząc mój dziadek, który ten dom wybudował miał tak na nazwisko i moja mama też.- skrzywiłam się lekko po czym znów się uśmiechnęłam.- mówiąc o domu. Chodź pokaże ci wszystko.
Wstałam i podałam mu dłoń.
Chłopak wstał i ruszył za mną. Otworzyłam drzwi prowadzące do salonu na dole.
-Czekaj a my nie przyszliśmy tamtym wejściem?
- Tak. Ale tędy szybciej się dostaniemy do salonu.- mówiłam schodząc z pierwszego stopnia w dół.- mówiłam ci przecież że jest tu pełno ukrytych przejść.- uśmiechnęłam się tajemniczo.
Ruszyliśmy po schodach w dół, aż dotarliśmy do lustra. Odchyliłam go tak aby móc przeskoczyć przez otwór. Edward uczynił to samo.
-Bello. Jak to się stało że jesteś wampirem?- spytał.
- Wykrwawiłam się delikatnie mówiąc.- wzdrygnęłam się, a on popatrzył na mnie współczująco- A kiedy się obudziłam to byłam już wampirem.
-A co z Victorią?
- Nie żyje. Spotkałam ją na polowaniu. Sama najpierw mnie zaatakowała a ja się tylko broniłam- usprawiedliwiałam się.- no i może lekko ją sprowokowałam. Ale to była niewinna prowokacja!
Edward popatrzył na mnie zdenerwowany.
-No co?! A i jeszcze drobna sprawa. Gdy ją zabiłam słyszałam jak ktoś ją wołał. Ale do tej pory nie mam z niczym kłopotu to pewnie Victoria nie była dla tego kogoś bardo ważna.-  zauważyłam krzywiąc się odrobinkę.
-Że co?!
- Nie każ mi tego powtarzać. Proszę.- Edward cały się spiął i podszedł do mnie.
- Jak to ktoś ją wołał.
- Normalnie! Gdy wszedł na polane mnie już nie było. Podobnie jak ciała Victorii. W powietrzu unosił się tylko dym i tyle.
Spojrzałam na chłopaka niewinnie.
Wyglądał jak by mu miała zaraz żyłka na czole pęknąć.
- Edwardzie nic mi nie jest. Tobie też. I nic mi nie będzie.- powiedziałam przekonywującym głosem i patrząc mu się w oczy pogłaskałam go po policzku.
Mój ukochany troszkę się uspokoił.
-Wiesz. Po tym jak Aro nazwał no prawie nazwał mnie mieszańcem dowiedziałam się, że posiadam dwa dary! Rozumiesz dwa !- uśmiechnęłam się z tryumfem.- Jeden który kiedyś już miałam i nie możesz przez niego czytać mi w myślach przez co nawiasem mówiąc bardzo się cieszę, i posiadam umiejętność panowania nad żywiołami! Już objawiło mi się to raz, no dwa razy. I potrafię zapalić świeczkę!- powiedziałam zlustrowana.
- Jak chcesz możemy poćwiczyć nad resztą.- powiedział wesołym głosem.
-Ale na razie musimy odremontować dom. Bo nie chce podkreślam nie chcę żeby Alice maczała w tym te swoje chochlikowate palce.- wzdrygnęłam się na samą myśl pozwolenia Alice odremontować dom a Edward zaśmiał się ze mnie.- Nie śmiej się ze mnie.
-Przepraszam.- powiedział wciąż się śmiejąc.
- Podasz mi moją torebkę?- spytałam.- muszę zadzwonić do Alice i powiedzieć, że ją kocham za ten pierścionek.
Uśmiech poszerzył się na jego ustach . Pocałował mnie delikatnie i podał moją torebkę.
Beztrosko rozpięłam zamek grzebiąc w niej gdy nagle w oczy rzucały mi się ksiązki, które czytałam podczas lotu do Włoch.
Natłok wspomnień, które zaatakowały mnie w jednym momencie spowodował, że przestałam szukać komórki a mój wzrok zawiesił się w jednym punkcie.
-Bello? Co się dzieje?- spytał zaniepokojony Edward.
-Przypomniała mi się bardzo ważna rzecz.- powiedziałam stając do pionu.- jeszcze jeden członek mojej rodziny żyje. Jest wampirem. I jest uwięziony gdzieś tu w domu, w piwnicy.
-Że co?- przewał na chwilę- Bredzisz.
- Nie bredzę! Chodź sama bym się nie zdziwiła gdyby tak było!
Jednego dnia dowiedziałam się, że  mój dziadek zabijał wampiry w Londynie! A dokładniej to mój wuj! Kuba Rozpruwacz! Rozumiesz?! Moja matka wymordowała ich wszystkich bo próbowali zabić mojego wuja Harry i jakąś Elizabeth!
Jeżeli mi nie wierzysz to wszystko jest dokładnie opisane w pamiętniku mojego dziadka!
Musisz mi pomóc ich odnaleźć. To moja jedyna rodzina oprócz ciebie i reszty.- ostatnie słowa wręcz wyszeptałam.
-Masz jakieś dokładniejsze dane? Wiesz gdzie oni są?- spytał troszkę z lekką nutą zdenerwowania i szoku.
-Tak. Dziadek napisał ze uwięził Harry i Elizabeth w piwnicy do której można dostać się jedynie przez wejść znajdujące się w starej wierzbie…

___________________________

A i do świąt zostały już dwa tygodnie i dwa dni! Tak że...... WESOŁYCH DWÓCH TYGODNI I DWÓCH DNI PRZED ŚWIĘTAMI !!!!
Ja już żyję tym świątecznym duchem i mandarynkami.... Oj duuuuuużżżżoooo mandarynek.
I koniecznie napiszcie w komentarzach jak spędziliście andrzejki i czy mikołaj przyniósł wam dużo prezentów na mikołajki!


P.S.

Czy wy też już tak świętujecie? I śpiewacie prawie codziennie angielskie piosenki świąteczne?
Czy tylko ja tak świruję? XD  

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4