poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 26.

Z dedykacją dla tych, którzy oczekiwali tej notki :* KOCHAM WAS!!

No dobra... z dedykacje szczególnie dla Katherin53503 oraz mojej kochanej Młodej :* Ubóstwiam was dziewczyny :*
Aaaaa!!!! I dziękuję Victorii Love za zwrócenie uwagi na ten detal z imieniem XD Całkowicie mi się pomieszało XD Ale już postarałam się poprawić błędy :*

Mój stan chyba się polepszył. Nie czułam już bólu, no może oprócz lekkiego pieczenia rany po ataku. Jedynym defektem tego ugryzienia było straszne osłabienie. 
 Mieliśmy z Edwardem dla siebie chyba z dziesięć minut prywatności. Do domu z kilkoma butelkami krwi wrócił Harry i El. Zniknęli na chwilę w kuchni, po czym wrócili do salonu.
- Jak się czujesz?- jako pierwszy odezwał się Harry.
- Dobrze. W porównani z moim samopoczuciem sprzed godziny.- uśmiechnęłam się słabo.
- Słyszeliśmy jak ktoś wyjeżdża.
- Alice i Jasper pojechali po Carlisle.
Edward ścisnął delikatnie i pokrzepiająco moją dłoń.
- Wyczuliśmy kilka dziwnych zapachów w lesie.- powiedziała poważnie Elizabeth- chyba wampirów.
- To jest ich więcej?- Jęknęłam.
- Najwyraźniej.-Przerwał- A to jeszcze nie koniec.- Schwycił pilot od telewizora i włączył jakąś stację telewizyjną.

Wiadomość z ostatnie chwili! W Hounslow odnaleźli kolejne zmasakrowane ciała.
Miasto żyje w strachu przed kolejnymi zaginięciami i morderstwami.
Policja jest bezradna. Rozliczne teorie stawiają na gang lub seryjnego zabójcę!
Prosimy o nie opuszczanie domów po zmroku…

Dalej nie słuchałam. 
- Myślisz, że to nowonarodzeni?- spytałam podpierając się na łokciach.
Edward zmów położył mnie na swoje kolana. 
- Myślę, że jest gorzej.
- To znaczy??- Spytałam.
- Harry myśli, że to armia nowonarodzonych.- powiedział Edward z zamyśloną twarzą.
- To bezsensu! Po co komu armia nowych wampirów?
Usiadłam wbrew protestów Edwarda i oparłam głowę o jego ramię.
- Nowonarodzeni są silniejsi od nas, bo w ich komórkach wciąż znajduje się ludzka krew.
- Dalej nie rozumie. Po co?
- Może sprzeczka klanów?- zaproponowała Elizabeth.
- Aro by to rozstrzygną.- powiedział Edward.
- A jeśli jest to powiązane z Bellą? Jeśli to był ten wampir, który ją zaatakował?
Harry miał dużo racji w tym stwierdzeniu.
- Bzdura, czemu…
- Bo zabiłam Victorię- przerwałam Edwardowi, jego podważanie argumentu.- Ten wampir zachowywał się dokładnie tak jakby miał złamane serce. I wspominał coś o niej. Może chce się zemścić? I boi się, że nie da rady nam wszystkim sam? Już od kilku dni czułam się obserwowana. A później on, nie dość, że ukradł mi bluzę to mnie zaatakował… I jeszcze te zapachy wampirów w lesie. TO miasto jest dosyć blisko. Myślę, że Harry ma rację.
- Przesadzasz Bello.
- Ja nie przesadzam!- krzyknęłam zdenerwowana, a po chwili opadłam zwiotczała na kanapę.
Moja głowa znów wylądowała na kolanach Edwarda.
Westchnęłam i zaczęłam próbować się uspokoić wdychając zapach ukochanego.
- Obserwował cię ktoś?- usłyszałam po krótkiej chwili głos Harryego.
- Nie wiem. Może mi się po prostu wydawało? Albo przesadzam.- powiedziałam z jadem. Nagle, komórka w kieszeni Edwarda zaczęła dzwonić tuż pod moim uchem.

Podskoczyłam i jęknęłam z bólu.
Edward odebrał, gdy tylko usiadłam dopuszczając go do swojej kieszeni.·- Halo?

- Edward słyszałeś o tych atakach?- usłyszałam głos Alice w słuchawce.- Miałam wizję…
- Alice, opowiesz nam w domu. Dobrze?- przerwał.- Gdzie jesteście?
- Już niedaleko. Zaraz będziemy wjeżdżać na posiadłość.
Edward rozłączył się i schował komórkę.
- Zaraz będą.- ogłosił wszystkim i pogłaskał mnie po włosach.- Alice miała wizję, ale poprosiłem ją żeby powiedziała nam wszystkim.
W tej chwili na podjazd wjechało auto. Słyszałam głos, potem stukanie obcasów na posadce przed domem, aż wreszcie drzwi frontowe został otworzone.
Automatycznie pojawił się przeciąg wpychając do środka, brutalną wręcz, dawkę świerzego, wilgotnego powietrza, która lekko mnie przytłoczyła. Pachniało dosłownie jakby zaraz miało się rozpadać. Wyczułam też ostrą nutę zapachu Alice i Jaspera oraz dwóch nowych. Zapewne Carlsle i Esme. Bez wątpienia. W łuku prowadzącym mignęła nam Alice i jej mąż niosący kilka walizek, a tuż po chwili ukazał się blond wampir i brunetka.
Na ich widok, na mojej twarzy pojawił się wilki uśmiech.
- Bella!- Zawołała zmartwionym głosem Esme podchodząc do mnie i przytulając z całej siły.
Odwzajemniłam gest i przywitałam się z nowo przybyłymi.

Edward zapoznał swoich przybranych rodziców z Harrym i Elizabeth.
- Jak się czujesz?- Spytał Carlisle podchodząc do kanapy, na której leżę.
- Tak sobie.  Ciągle nie mogę niczego przełknąć.
- Może idźcie do gabinetu.- Zaproponowała Alice.
- To tu jest jakiś gabinet?- Podniosłam jedną brew.
- Tak na wypadki specjalne.
- Czyli mnie?- To było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Wcale niee- uśmiechnęła się.
Edward wziął mnie na ręce, a Carlisle ruszył za nami. Szliśmy na piętro. Mijaliśmy pokoje aż wreszcie doszliśmy do jasnych drewnianych drzwi.
Weszliśmy do pomieszczenia.
Był to niewielki pokój, ale przestronny z dużym oknem. Na środku stała kozetka lekarska, na której zostałam położona. Obok stała szafka na kółkach wypełniona różnymi przyrządami.
Edward usiadł obok mne i ścisną pokrzepiająco rękę.
Carlisle znaczą czegoś szukać w swojej teczce. Wyciągną klemy i pincetę.
- Edward. Idź. Alice na pewno będzie potrzebowała twojej pomocy przy opowiadaniu wizji.
- Zostanę.- Powiedział zapartym głosem.
- Edward nic mi nie będzie. Idź.- Pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się.
Chłopak jękną cicho, po czym wstał. Popatrzyli na mnie ostatni raz pocałował w czoło i wyszedł. 
Odetchnęłam głęboko i zakryłam twarz dłońmi.
- Rana nie chce się zagoić. Robiliście coś przy niej?- spytał Carlisle, gdy był pewny, że Edward niczego nie słyszy.
- Nie.- jęknęłam
Doktor zaczął przyglądać się ranie.
- Nie zwracałam na nią nawet uwagi… Au!- wrzasnęłam, gdy Carlisle nacisną ranę.
- Coś tam jest.- oświadczył tym swoim lekarskim głosem, po czym do ręki schwycił pincetę.
- Nie gwarantuję, że nie będzie bolało.- uśmiechną się do mnie blado, a ja zamknęłam oczy i pokiwałam głową na znak, że jestem gotowa.
Poczułam, że Carlisle zaczął swoją operację. Coś zimnego, sztywnego i nieprzyjemnego dostało się do mojej rany drażniąc rozdartą skórę. Zapewne była to pinceta. Skrzywiam się zacisnęłam oczy. Po dłuższej chwili poczułam, że doktor próbuje coś wyciągnąć. 
Zaczęłam się drzeć jak opętana. Czułam jakby ktoś wyciągał mi rdzeń z kręgosłupa. Próbowałam się uspokoić, ale z mojego gardła wciąż wydobywał się okropny krzyk. 
Zdesperowana wgryzłam się we własną dłoń próbując się uciszyć. 
Pomogło, ale tylko w uciszeniu się.
Ból był jeszcze większy. Nagle wszystko odeszło. Jak ręką odjąć. Odetchnęłam z wielką ulgą i wyciągnęłam swoje zęby z ręki. 
Przyjrzałam się nowej ranie. Miała kształt półksiężyca i już była zagojona. 
- Kieł. – usłyszałam i spojrzałam na CArlisle. 
Rzeczywiście. W dwóch palcach trzymał centymetrowy kieł. Spróbowałam uspokoić oddech.
- Czyli to przez to nie mogłam niczego zjeść?
- Miejmy nadzieję, że tak.- doktor położył kieł na jakiś talerzyk.- jak się czujesz?
- O wiele lepiej.- uśmiechnęłam się szczerze próbując wstać.
- Poczekaj pomogę ci.- podał mi dłoń podnosząc z kozetki. Po czym wziął mnie pod ramię i sprowadził na dół do salonu. 
Uśmiechnęłam się serdecznie do wszystkich zgromadzonych i usiadłam na kanapie obok Edwarda.
- Jak się czujesz?- spytał przyglądając mi się uważnie. 
- Dobrze. Troszeczkę głodna. 
- Idę ci coś przynieś. Tylko tym razem postaraj się zatrzymać to w swoim żołądku- usłyszałam zatroskany i żartobliwy głos El.
- Postaram się.
Uśmiech nie schodził mi z ust.
- O czym była ta wizja?- spytałam spoglądając na Alice.
Jej twarz była niepewna. Wzrok przeniosłam na Edwarda, którego mina była zacięta i nieustępliwa. Chyba niezbyt chcą mi powiedzieć.
- I co? Nie powiecie mi? I dowiem się, jako ostatnia? Ma być taksami jak z wizją o Victorii?
Zauważyłam, że wszystkich przeszedł dreszcz, gdy wspomniałam powyższe imię, a szczególnie Edwarda, ale jemu najprawdopodobniej chodziło o późniejsze wydarzenia, które odmieniły nasze życie o sto osiemdziesiąt stopni. 
Przegryzłam wargę.
- Dobra. Chodzi o to, że Harry miał rację, co do armii. 
- Czyli to jednak to.
- Ale nie mamy pewności, że chodzi tu o ciebie.- wtrącił się Jazz.
- Mamy zamiar tam pojechać. Zanim zrobią to Volturi. Może zdołamy ich jakoś uspokoić.- oświadczył Carlisle. 
A on niby skąd taki doinformowany? Przecież był ze mną na górze!
- Kiedy wyjeżdżamy?- spytałam.
- Ty nie pojedziesz. Jesteś osłabiona.- powiedział Edward ściskając mi przedramię.
- Ale to niesprawiedliwe!- krzyknęłam.- siły już do mnie wracają. Zjem coś i będę jak nowo narodzona!
- Nie. Ty zostajesz. Razem z Esme.- powiedział zawzięcie Edward.
Złożyłam ręce na klatkę piersiową i syknęłam na niego cicho.
- Emmett i Rozalie przyjadą z resztą bagaży za dwa dni. W tedy wyruszamy.- Oświadczyła Alice.
Po chwili do pokoju weszła Elizabeth z kubkiem wpęłnionym krwią. 
Zapach płynu wypełnił cały pokój a mi w pewnym momencie zrobiło się niedobrze.
Odrzuciłam to uczucie. Schwyciłam kubek z krwią i wypiłam wszystko za jednym razem.
Uśmiechnęłam się i odłożyłam kubek na stolik. 
- Jakie to było dobre.- wymruczałam chichocząc. 
Oblizałam wargi.
- Chcesz jeszcze?- spytał Carlisle.
- Nie dziękuję.- odstawiłam kubek.

***
Przez kolejne godziny wszyscy rozmawiali o wyjeździe. Wszyscy oprócz mnie. Siedziałam z założonymi rękoma na piersi. Negatywne emocje targały mną od wewnątrz. Znudzona wyślizgnęłam się Edwardowi spod ramienia i niezauważona wymknęłam się z pokoju.
Na palcach wyszłam po schodach i poszłam do swojego przed pokoju. Padłam na białą skórzaną kanapę. W pokoju panowała przyjemna atmosfera. Przez okno wpadły promienie słońca, które rozjaśniały odrobinki kurzu. Dziki bluszcz, który obrósł ścianę zdawał się być o wiele większy niż poprzednio. Na szklanym stoliku znajdowało się kilka świeczek i figurka przedstawiająca budde. Mam ochotę się przejść, może to ukoi moje nerwy. Pewnie mnie nie puszczą… Z resztą nie zauważą mojego wymknięcia. Mają teraz ważniejsze sprawy na głowie. Myślą jak by tu mnie nie dopuścić do walki.
Na wszelki wypadek ruszyłam do garderoby by przebrać zakrwawioną przy szyi biały sweter.
Włosy przeczesałam jedynie niedbale dłonią.
Równym krokiem ruszyłam do sypialni. Z regału zgarnęłam jakąś książkę i przekroczyłam próg balkonu.
Nie, nie zrobię im tego. Cofnęłam się o krok i podbiegłam do łóżka. Z nakastlika wygrzebałam białą kartkę i napisałam krótką informację gdzie się znajduję.
Z czystym sumieniem wyskoczyłam przez balkon na zewnątrz starając się by nikt mnie nie usłyszał.
Wesoło machając książką zaczęłam oddalać się od domu. Świeże powietrze pozwoliło mi odetchnąć i ukoić zszargane nerwy z zadowalającym skutkiem. Doszłam do jeziora i feralnej wierzby. Wtuliłam się w zagłębienie w jej pieniu i podkuliłam nogi spoglądając na zachodzące słońce. Spoglądałam na okładkę książki. Nie była bardo stara. Skórzana oprawa wyglądała na nowa, ale znów nie. Otworzyłam na pierwszej stronie. Kartka była biała, ale z nutką żółtej starości. Dokładnie taka sama jak liścik od Edwarda sprzed dnia.
Otworzyłam na kolejnej stornie.
Biel pokryta była lekko krzywym koślawym pismem.
 Rok 1951, 10 czerwca- tak głosiła data w górnym lewym rogu zeszytu. Przekartkowałam notes do ostatniego wpisu przyglądając się jak charakter pisma się zmienia. Z koślawego, na piękną kaligraficzną sztukę. Od razu rozpoznałam charakter pisma. Edward.
Musiałam ukraść przez przypadek jego dziennik. 
Przeczytaj…, Co się stanie? Nikt się nie dowie.- kusiłam mnie moja gorsza część podświadomości.
Nie, nie rób tego. Nie będzie ci potrafił po takim czymś zaufać!- tym razem do kupy próbowała przywołać mnie moja lepsza część psychiki.
- Nie zrobię tego, nie będę chamska.- powiedziałam hardo i zamknęłam dziennik.
Odłożyłam go delikatnie na mech i stanęłam przy brzegu jeziora.
Kucnęłam uważając by nie zabrudzić sobie spodni wilgotnym piaskiem i przejechałam palcem po tafli, która lekko się wzburzyła. 
Zanurzyłam dłoń dotykając dna. Zacisnęłam palce zbierając trochę mułu rzecznego. Nagle mojej skóry dotknęło coś zimnego i śliskiego. W mojej ręce znajdowała się obrośnięty zielonym paskudztwem sztylet. 
Okręciłam go kilka razy w palcach przyglądając mu się uważnie. Nie był zbytnio zdobiony. Najzwyczajniejszy nóż tylko, że zaostrzony z obu storn i z troszeczkę dłuższym ostrzem.
- Co robisz?- usłyszałam za sobą głos Edwarda.
Nagle całą moja złość powróciła. A nad moim umysłem władzę przejęła ta mroczniejsza część.
- Harakiri.- mruknęłam przeciągając nożem po wewnętrznej części dłoni.- Tępy.- Burknęłam do siebie.
- Co?!- krzykną podbiegając do mnie próbując wyrwać mi broń.
- Uspokój się. Znalazłam to.-żachnęłam się
- To wcale nie było śmieszne.- warkną i z napiętymi mięśniami usadowił się obok mnie.
-A ktoś mówi, że miało być?
- Czemu poszłaś od nas?
- I tak mnie nie potrzebujecie. To, po co mam się wtrącać?- spytałam wyrzucając nóż na środek jeziora.
- Jesteś zła?
- Nie.- powiedziałam sarkastycznie i założyłam ręce na piersi.
- Przecież widzę, jesteś wściekła jak osa.
- Po pierwsze, to był sarkazm.- przerwałam- Może mam swoje powody?- zmroziłam go wzrokiem.- Czemu nie mogę z wami jechać!? Narażacie się! A jak ja pojadę to będą większe szanse! O jednego wampira!- krzyknęłam sfrustrowana.
- Nie pojedziesz.- odpowiedział hardym głosem.- To dla ciebie zbyt niebezpieczne.
- Edward nie możesz trzymać mnie pod kloszem!- krzyknęłam zrywając się do pionu.- myślisz, że ja jestem taka niewinna i nic nie potrafię?! Zawsze mogę walczyć pod postacią wilka!- krzyczałam wlewając w to swoje całe uczucia, które kumulowały się we mnie cały dzień.
- Nie pojedziesz i to jest moje ostatnie słowo.- powiedział chwytając mnie za nadgarstki.
- Jedzie tam cała moja rodzina! Jedyna rodzina! A ty nie pozwalasz mi ich obronić! Pomóc im przeżyć to starcie!- Krzyczałam- jesteś cholernym egoistą! Nienawidzę cię!- warknęłam patrząc mu prosto w oczy. 
W to zdanie włożyłam cały swój jad. Wyrwałam ręce z jego uścisku i ruszyłam powrotem do domu zabierając przy okazji dziennik spod drzewa.
- Bella!- krzykną za mną, ale ja nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem.
Do pokoju weszłam przez balkon. Książkę rzuciłam w kont a sama opadłam jak trup w brudnych ubraniach na świeżą białą pościel. Wtuliłam się w nią.
Edward jest w pewnych kwestiach nie do zniesienia! Może i dałam się pogryźć temu wampirowi z polany, ale byłam zbyt zaskoczona by zareagować!! To nie moja wina
!! Usiadłam opierając się o ramę łóżka i otulając się kołdrą usiadłam podciągając kolana pod brodę.
 Nie mogę siedzieć bezczynnie. Pójdę z nimi! Nawet, jeśli będę musiała uciec przed Esme, wszystkich okłamać i dotrzeć tam sama. Zrobię to. Obiecuję!

______________________________________
Tak, tak.... Wiem... Teraz co poniektórzy pewnie wymyślają jakieś sposoby żeby mnie zabić po taaaaaaak długggiej nieobecności... Ale ja już się tłumaczę!! I mam dobrą wymówkę ! Przedawkowałam czekoladę i wsadzili mnie do psychiatryka XD Nie, a teraz na serio.Była w szpitalu (nie psychiatrycznym) miałam jakieś tam powikłania po anginie i nie było mnie z tydzień -,- A w szpitalu nie było neta więc miałam odwyk, ale teraz FUCK YOU HOSPITAL!! Tyle miałam do powiedzenia :*Myślę że nie zawiodłam was tym nn... Powoli staram się nadrabiać zaległości na waszych blogach.
Czekam na szczere komentarze!! Co do notki i co do szablonu. KOCHAM WAS! MYŚLĘ ŻE WY JESZCZE NIE PRZESTALIŚCIE MNIE KOCHAĆ... CO NIE?

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4