piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 19

Cicho weszłam do okrągłej Sali tuż za Cullen’ami i oparłam się o ścianę.
Było pełno wampirów a na uboczu została umieszczona orkiestra składająca się z harfy, skrzypiec, fortepianu i wiolonczeli.
Usiadłam na ławeczce przyglądając się Cullen’om rozmawiającym z wielką trójcą a dokładniej to  Carlisle rozmawiał, a reszta słuchała, oprócz Edwarda który próbował wyczytać coś z myśli Ara.
Kurde a jak dowie się o mnie?!
Spanikowana zarzuciłam na Ara tarczę ochronną bo Renata zbyt dobrze się bawiła z Demetrim żeby pomyśleć o swoim panie. Nie zdziwię się jeśli dziś wylądują razem w łóżku.- uśmiechnęłam się kpiąco i popatrzyłam na Edwarda.
Już nie próbował niczego się dowiadywać i ze zwieszoną głową odszedł z resztą rodziny.
Gdy już wszyscy byli w Sali Aro ogłosił taniec rozpoczynający. Menuet.
Ble jak ja go nienawidzę. Chociaż umiem go tańczyć.
Do pary dostałam Feliksa. Wyglądałam przy nim dosłownie jak mała dziewczynka.
Pierwsze dygnęłam przed nim i rozpoczął się taniec.
Nim się obejrzałam była zmiana partnera na sąsiadujących.
 Menuet tańczy się dopóki muzyka nie ucichnie a podczas tego zmienia się co chwila partnera.
Czemu musieli wybrać to coś.  Z grymasem trafiłam w ręce Demitri’ego.
-A cóż to za urocza wampirzyca trafiła mi się w dłonie.- powiedział głosem uwodziciela.
- Napaleniec- wyrwało mi się cicho ale on i tak to usłyszał.
Więcej się do mnie nie odezwał. I przyszła kolej na zmianę.
Teraz trafiłam w ręce… Jaza! Fuck ! A jeśli mnie rozpozna!? Uciekłam od niego oczami opanowując swoje uczucia.
Jaka wielka ulga przyszła gdy musiałam zmienić partnera. Po krótkim czasie zorientowałam się że trafiłam w wielkie ramiona Emmetta.
No Jezu! Czemu mi to robisz?!
Emmett chyba też nie był zachwycony że ma mnie jako partnerkę. Pewnie wolał tańczyć z Ros niż z jakąś obcą wampirzycą. No nie taką obcą.
Zostałam obrócona i trafiłam w ramiona mojego anioła…
Patrzyłam mu w oczy  nie mogąc wyjść z zachwytu.
Jego oczy są takie piękne pomimo tego że nie są wesołe jak kiedyś.
Jeszcze nigdy nie widziałam żeby mężczyzna miał tak smutne spojrzenie.
Zrobiło mi się go szkoda i z chęcią bym go przytuliła i pocieszyła, ale poznał bym mnie od razu.
Szybko odwróciłam wzrok i oddaliłam się od niego nieznacznie.
Chyba to odczuł bo uśmiechną się lekko.
- Niech panienka się nie boi. Nie gryzę.
- A mam jakąś pewność czy tylko to co pan mi powiedział?
- Musi pani zdać się na moje słowo.
Uśmiechnęłam się pod maską, ale mina zrzedła  mi od razu gdy muzyka przestała grać.
Ukłoniłam się przed Edwardem i gdy się odwróciłam usłyszałam cichy szept Emmeta.
-Dziwna jest.
- Z tym się zgodzę odparł mój ukochany.
Usiadłam na krześle przy jednym ze stołów wypełnionych po brzegi kieliszkami i butelkami z krwią.
Rozpoczęły się pierwsze tańce i po parkiecie wirowały pięknie pary.
Deametri chyba nauczył się nie podchodzić do damy w białej masce weneckiej z brązowymi ustami bo  omija mnie wielkim łukiem ! Ciekawe czy wie że to ja…
Już nie było ani jednej osoby która by nie tańczyła.
Tylko ja. Taki odmieniec, który siedzi pod ścianą.
Nagle ujrzałam Demetria który chyba się już wziął w garść po mojej odzywce i kroczył dumnie w moją stronę.
Był coraz bliżej a ja nie miałam żadnej odpowiedniej kryjówki,
Chowając panikę za obojętnością, wstałam z miejsca i ruszyłam wokoło parkietu.
Natrętny Dymitr ruszył za mną.
Każdy jego krok wydawał się szybszy i większy.
Zrobiłam pomiędzy nami sporą odległość i nie widząc żądnego ratunku oparłam się zrozpaczona o ścianę.
Rozpaczliwie rozejrzałam się po Sali lecz wszyscy tańczyli, oprócz Cullenów.
Cała rodzina stała popijając poncz z krwi (strasznie to brzmi).
obok Edwarda stał Emmet i Jazz. Wszyscy trzej posyłali mi ukradkowe spojrzenia.
Ciągle patrzyłam na nich zrozpaczona po czym odwróciłam wzrok na Demitriego będącego coraz  bliżej mnie.
Zamknęłam oczy i czekałam na to jego „Hej małą zatańczysz” jak na ścięcie
- Mogę prosić?- uchyliłam powiekę spoglądając na dłoń wystawioną przede mnie.
Już miałam powiedzieć zęby spadał gdy spojrzałam na właściciela dłoni. Zatkało mnie.
To nie był strażnik z Volterry. To był mój Edward.
Nie odpowiadając mu chwyciłam szybko jego dłoń i ruszyłam z nim na parkiet.
Grała spokojna muzyka do której można było zatańczyć tylko walca.
- Dziękuję. –szepnęłam nie patrząc mu w oczy.
- Nie ma za co.- odparł.


  Edward.



Zostało jeszcze kilka minut do rozpoczęcia balu.

Wyszedłem ze swojego pokoju natykając się na całą swoją rodzinę.
Nie byli tacy sami odkąd Bella wyjechała. Ja nie jestem taki sam. Cały swój wolny czas spędzam sam.
W pokoju, na polowaniu…
Szyliśmy korytarzem gdy nagle z pokoju obok wyszła wampirzyca.
Nie było widać jej twarzy bo miała no sobie białą maskę wenecką.
Oparła się delikatnie o ścianę i wpatrywała się w nas nachalnie.
Posłałem jej wrogie spojrzenie co uczynili również wszyscy członkowie mojej rodziny.
Słyszałem jak się za nami udaje. Miarowe stukanie jej szpilek coraz bardziej mnie denerwowało.
Gdy weszliśmy do Sali z tronami Carlisle poprowadził nas do Ara.
Rozpoczął rozmowę. Nie zwracałem na nią uwagi.
Wolałem przewertować jego umysł na temat tej dziewczyny.
Gdy już byłem blisko sedna coś oddzieliło mnie od umysły Ara.
Zwiesiłem głowę i powlokłem nogami po posadce.
W cale nie chciałem tu przyjeżdżać. Chciałem zostać w domu i utopić się w sowim smutku podczas gry na fortepianie. Ale nie! Alice zrobiła minę jak by miała się zaraz popłakać i głupi Cullen musiał się zgodzić! Mam za miękkie serce. Skwitowałem.
Więcej nie pogrążałem się w myślach bo rozpoczął się menuet taniec rozpoczynający.
Do moich rąk trafiłam blondynka w zielonej sukni z dużym, wiele za dużym dekoltem.
Miała na sobie czarną maskę zakrywającą tylko oczy.
Nie chciałem z nią tańczyć. Chciał bym teraz tańczyć z Bellą ! A nie blond lafiryndą!
Na szczęście nastąpiła zmiana partnerki i w moje ręce trafiła Rozalie.
Od razu przypomniała mi się sytuacja z balu jesiennego Gdy Em wyrwał mi mą ukochaną i wręczył Ros.- posmutniałem i to jak cholera! Czemu te wspomnienia tak bolą?!
- Bo ją kochałeś i dalej kochasz!- wydzierała się moja podświadomość.
Zagłuszyłem ja i wziąłem w obroty Alice.
- Braciszku nie smuć się już tak. Proszę! Wiem że wolałeś zostać w domu, ale zrób mi tą przyjemność i baw się chociaż dzisiaj dobrze.- szeptała
-Alice… A czy ty potrafiła byś się dobrze bawić gdybyś straciła Jaspera?- skrzywiła się ale nie zdołała odpowiedzieć bo przyszła pora na zmianę partnerki.
Była to Renata. Tarcza mentalna. Zawsze chodzi krok w krok za Arem. Pewnie ona mnie odrzuciła od jego umysłu.
Nie mogłem się długo zastanawiać bo w moich ramionach wylądowała słodko wyglądająca wampirzyca o  brązowych włosach upiętych w pięknego koka.
To była ta sama nieznajoma która patrzyła się na nas tak nachalnie.
Patrzyła mi w oczy tymi hipnotycznymi złotymi jak miód oczyma. Po dłuższej chwili się opamiętała i w tańcu odsunęła się ode mnie lekko.
Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem:
- Niech panienka się nie boi. Nie gryzę.
- A mam jakąś pewność czy tylko to co pan mi powiedział?
- Musi pani zdać się na moje słowo.
Zobaczyłem że jej maska delikatnie się unosi.
Nagle muzyka przestała grać i nieznajoma dygnęła przede mną lekko i oddaliła się ode mnie.
-Dziwna jest.- powiedział do mnie Emmett.
- Z tym się zgodzę- odparłem  i razem z moimi braćmi ruszyliśmy w stronę Esme i Carlisla.
Zabrzmiała kolejna piosenka i większość par znów poszła tańczyć.
-No to idziemy tańczyć.- powiedział Emm-Ale najpierw trzeba znaleźć Edkowi jakąś fajną dupę do pary.- zamyślił się.
-Emmet spadaj! Nie chcę z nikim tańczyć- warknąłem na niego.
-O a może ta brunetka.- Wszyscy trzej rzuciliśmy ukradkowe spojrzenie nieznajomej z którą tańczyłem przed chwilą.
Patrzyła na nas błagalnie a potem wymownie na Dimitriego.
Później zamknęła oczy i czekała na niego jak na ścięcie.
-No Edward leć ty mój bucefale!- Emmet popchną mnie w stronę nieznajomej i już po chwili byłem obok niej.
-Czy mogę prosić?- spytałem najmilej jak potrafiłem.
Dziewczyna uchyliła powieki i popatrzyła ze zdziwieniem na moją rękę. Potem jej oczy powędrowały wyżej napotykając moją twarz.
Mógł bym przysiąc że otworzyła lekko buzię, ale nie jestem tego pewien przez tą głupią maskę!
Wampirzyca nie odzywając się ujęła moją dłoń i powędrowała ze mną na parkiet.
Słyszałem przekleństwa jakie wymawiał strażnik z Voltery w myślach.
Ona jest chyba dla niego bardzo ważna.
-Dziękuję.- z zamyślenia wyrwał mnie jej nieśmiały głos.
- Nie ma za co.- uśmiechnąłem się do niej szelmowsko.- Musisz by dla niego bardo ważna skoro aż tak się zdenerwował gdy cię mu ukradłem.
Dziewczyna zachichotała.
- Tego wampira napaleńca widzę chyba drugi raz na oczy.- uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem jej uśmiech.
- A mógł bym się dowiedzieć jak masz na imię?
-Nie.- odpowiedziała szybko.- Magia tkwi w tajemnicy.- dokończyła kłaniając się przede mną.
Odwzajemniłem gest i wróciłem do swojej rodziny a ona na swoje miejsce na ławce.


(Bella)



On właśnie zaprosił mnie do tańca? Czy ja właśnie zatańczyłam z nim walca?

Byłam przy nim tak blisko. Gdybym była jeszcze hybrydą pewnie miała bym różowe policzki.
Rozkojarzona nie zauważyłam nawet gdy Dimitri podszedł do mnie i rzucił jakimś tekstem.
-Słucham?- otrząsnęłam się nie patrząc na niego tylko na mojego anioła.
- Ty ja… Razem… Zatańczyć ?
-Zachowujesz się jak byś był niedorozwinięty umysłowo. - Syknęłam podając mu dłoń i pozwoliłam wyciągnąć się pomiędzy tańczące pary.
- Lubię takie jak ty.- przyciągną mnie do siebie i szepną mi do ucha.- Udające że są niedostępne.- wymruczał.- ale mi jeszcze żadna się nie oparła.- Jego ręka z łopatki przesunęło się w dół po odkrytych plecach.
O wiele za daleko w dół.
- W której epoce się urodziłeś? Kredy? Bo zachowujesz się jak jaskiniowiec.- uśmiechnęłam się z kpiną.
Szkoda że nie może ujrzeć tego uśmiechu.
Wzięłam rękę z jego ramienia i podciągnęłam jego dłoń, która niebezpiecznie zbliżała się poniżej mojego pasa, na moją łopatkę.
Powróciłam do poprzedniej figury i wpatrywałam się na niego z mordem w oczach.
Chłopak nie zniechęcony znów zjechał ręką w dół i przycisną mnie do siebie.
- O nie tak się bawić nie będziemy.- szepną.
Wydostałam prawą dłoń z żelaznego uścisku Dimitri’ego i z całej siły przywaliłam mu dłonią w policzek.
Z siły uderzenia maska z jego twarzy spadła na ziemię.
Nikt nie zwrócił uwagi na to zajście.
Stanęłam przed nim wyprostowana.
- Nie pasuje mi twoje towarzystwo. Nie pasuje mi też w jaki sposób się do mnie odnosisz.- syczałam stając na jego maskę czarną szpilką.
Maska wydała z siebie ciche chrupnięcie i przełamała się na pół.
Odgarnęłam loka który wpadł na maskę i zgodnością wymaszerowałam z Sali.
Udałam się na balkon gdzie nie było nikogo
Oparłam się o poręcz i oglądałam ogród zamkowy skąpany w ciemnościach, które rozjaśniały tylko nieliczne lampy oświetlające deptak.
Było już dawno grubo po 23:00.
Aro ogłosił jakąś niespodziankę o równej północy.
Więc posiedzę tu jeszcze trochę a potem udam się do głównej Sali.
Oplotłam się rękoma przyglądając  się nietypowo jasno świecącym Gwiazdom.
Usłyszałam czyjeś kroki i już po chwili obok mnie ukazał się miedzianowłosy chłopak.
-Można?- spytał uprzejmie.
Pokiwałam głową. Chłopak przejechał dłonią po włosach.
Popatrzyłam mu w oczy i się rozpłynęłam jak czekolada przy 30 stopniowym upale.
-Edward ja…- nagle przerwał mi donośny głos dochodzący z głównej Sali.
- Proszę o zebranie się w Sali wszystkich.
- Chodź później mi powiesz.- uśmiechną się do mnie szarmancko i pociągną za rękę do głównej Sali przez co po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Proszę o dobranie się w pary zaraz odtańczymy taniec końcowy po czym odbędzie się uroczyste zdjęcie masek.- powiedziała jakaś kobieta stojąca Obok Ara.
Że co ?! Jakie uroczyste zdjęcie masek?!
No wiesz takie  co ściągasz maskę! Kobieto do przedszkola mam cię wysłać?!- wydzierała się na mnie moja chora psychicznie podświadomość.
- Spieprzaj stąd !
-Jak spieprzę to będziesz jak roślinka!
-No to zostań ale się nie odzywaj!
Wydzierałam się sama do siebie w swoich myślach.
Gdy już miałam wychodzić z Sali Edward ujął mnie za nadgarstek.
-Zatańczysz?- spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi złotymi oczyma a moje nogi już nie słuchały się mózgu i ruszyły w jego stronę.
Położyłam delikatnie dłoń na jego ramieniu a drugą chwyciłam jego rękę.
Chłopak oplótł mnie jedną ręką w pasie po czym uniósł ją delikatnie na łopatkę.
Rozbrzmiała delikatna muzyka.
Czułam na sobie spojrzenie Alice.
Widocznie cieszyła się że jej brat chodź na chwile się uśmiecha i ma partnerkę do tańca, albo mnie zdemaskowała.
Kończył się refren i zaczynała ostatni takt.
Miałam ochotę uciec stąd z krzykiem. I zrobiła bym to gdyby nie ramiona mojego ukochanego.
Patrzyłam mu przez dłuższy czas w oczy
Zabrzmiała ostatnia nutka i po Sali rozbiegły się podziękowania.
- Możesz wreszcie ujawnisz mi swoje imię?- spytał mnie troszkę zdenerwowany.
Otworzyłam usta gdy nagle rozbiegł się głos Ara,
- A teraz uroczyste zdjęcie masek.
Widziałam jak co poniektórzy ściągali swoje maski ukazując idealne twarze.
Edward też ściągną swoją…
-Czemu nie ściągniesz swojej?- spytał.
- Już…- Wypuściłam z płuc powietrze.
Uniosłam dłonie łapiąc za aksamitną czarną kokardkę podtrzymującą moją maskę.
Rozwiązałam ją przy okazji niszcząc sobie koka przez co włosy rozplątały się i opadły mi na ramiona.
Delikatnie ściągnęłam maskę ukazując swoją twarz.
Nie miałam odwagi popatrzyć mu w twarz.
- Bella.- wyszeptał.
- Edward ja.. ja naprawdę musiałam wyjechać. Musiałam. Żeby nikomu się nic nie stało.- powiedziałam łamiącym się głosem.- Przepraszam… przepraszam…
Oczy zaczęły mnie nienaturalnie szczypać.
Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem i miłością.
- Ciii…- przytulił mnie uspokajając.
Odwzajemniałam uścisk.
Edward pocałował mnie w ramię i coś wyszeptał.
Nagle zauważyłam jak coś przeleciało mi przed nosem wskoczyło na mnie i na mojego ukochanego.
-Bella ! Nie rób mi nigdy więcej czegoś takiego!- darła mi się do ucha chlipiąc ze wzruszenia.- Nigdy!
- Alice. Obiecuję ale nie drzyj mi się do ucha.
Dziewczyna nie odsuwając się pocałowała mnie w policzek co było dosyć dziwne.
-Zbiorowy misiu ! – zawołał radością Emm ściskając mnie Edwarda i Alice tak że czułam się jak ogromna kanapka. – jaka ty jesteś straszna. Wystawiać tak na próbę miłość Edka.- zaszydził.
- To nie jestem już dziwna?- spytałam poważnie a mina miśka z cwaniackiej zmieniła się na zagubioną i speszoną.
-Sorki ale gdybym wiedział że to ty, to bym cię tak nie nazwał.- przerwał- ty na ogół jesteś dziwna.- skwitował ściskając nas jeszcze mocniej.
Teraz czułam się jak kanapka pożerana przez niedźwiedzia.
Alice  i Edward to chlebek a ja jestem pomidorem.
Czemu pomidorem? Bo gdybym była hybrydą jak niedawno to była bym czerwona z braku powietrza. A może zielona ? Może była bym ogórkiem ? HYmmm….
Cullenowie pożegnali się z Arem. Ja też to uczyniłam. Wszyscy porozchodzili się po swoich pokojach tylko Edward ze mną został.
Tak bardzo mi go brakowało.
Jego pocałunków dotyku i oczu.
Siedzieliśmy właśnie w mojej tymczasowe komnacie w Volterze.
Spakowana walizka Edwarda leżała tuz obok mojej na ziemi tuż obok łóżka na którym się znajdowaliśmy.
Pocałowałam chłopaka namiętnie błądząc rękami po jego plecach.
-Bello postanowiliśmy wyprowadzić się z Forks.- powiedział przerywając pocałunek.
- Tak?- spytałam zdziwiona i usiadłam mu na brzuchu okrakiem.- A dokąd?—położyłam się na nim całym ciałem tak że opierałam się rękoma o jego tors.
-Do Anglii. Jest tam stosunkowo mało słońca.- uśmiechną się całując mnie w usta.- Pojedź z nami. Zostań ze mną. Już na zawsze.- wyszeptał mi do ucha.- załatwię ci nawet miejsce w college'u pomimo tego że nie ukończyłaś liceum w Forks, ale wyjedź z nami.
- Ymmm… Podoba mi się ta opcja. Ta pierwsza nie ta druga- zamruczałam mu do ucha.- Macie już jakiś dom ?- spytałam.
- Nie ale Alice już ma kilka na oku.- uśmiechną się.- Wyjedziesz z nami do Anglii? Ze mną?
Pocałowałam go delikatnie.
-Ale ja już mieszkam w Anglii. I mam całkiem duży dom. CO ja mówię! Ogromny!- Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Zeszłam delikatnie z Edwarda i rozpięłam niewygodną suknię balową.
- Odwróć się bo muszę się przebrać.
Chłopak wziął poduszkę przyciągając ją sobie do twarzy.
Podeszłam do Edwarda i znów usiadłam na nim okrakiem.
Zdjęłam mu poduszkę z twarzy uśmiechając się perliście.
-Czy mam się o nią czuć zazdrosna?- spytałam unosząc śmiesznie brwi.
Chłopak rozbawiony usiadł całując mnie namiętnie.
Owinęłam mu nogi wokół bioder i zarzuciłam ręce na szyję.
Edward trochę niezdecydowany i speszony odsuną mnie od siebie.
Popatrzyłam na niego pytająco.
Nie odpowiedział, zszedł z łóżka i przykląkł na jedno kolano.
- Izabello. Chociaż nie mam pierścionka i nie jest to zbyt romantyczna okazja ale muszę znać odpowiedź.
Przełkną głośno ślinę.
-Isabello Mario Swan. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną.
Gdy już miałam opowiedzieć do pokoju wpadła Alice
-Bella !- wrzasnęła wesoło odsuwając mnie od Edzia i powalając na łóżko.
No Jezu czy ona zawsze musi to robić?!
-Przeszkodziłam w czymś?- spytała spoglądając na nas wymownie a na Edwarda troszeczkę morderczo.
- Nie Alice w niczym nie przeszkodziłaś.- warkną Edward wstając.
Dziewczyna  nie patrząc na złośliwą uwagę brata spojrzała znów na mnie wrzeszcząc mi do ucha.
- Masz piękny dom! Miałam wizję! Normalnie taka chata że nawet Lord  by się nie powstydził !- darła mi się ciągle do ucha.
- Alice. Pomimo tego że jestem teraz wampirem masz predyspozycję do pozbawienia mnie słuchu !- ostatnie słowa wykrzyczałam jej do ucha.
-Dobra już dobra!.- powiedziała schodząc ze mnie.- Edziu! Jedziesz z Bellą do Anglii.
My już wylatujemy do Forks. Tak spakuję ci rzeczy z domu. Przyjedziemy za tydzień. Bo carlisle ma jakąś ważną sprawę w szpitalu i pacjenta, który wychodzi za tydzień a podkreślał to kilka razy że nie może go zostawić.- uśmiechnęła się podskakując na łóżku.
Już miałam coś powiedzieć ,ale Alice mnie wyprzedziła.
- Ja też was kocham! Do zobaczenia za tydzień! – krzyknęła melodyjnie podbiegając do swojego brata szepcząc mu coś do ucha po czym wybiegła tanecznym krokiem z pokoju.
- Co to było?- spytałam ukochanego.
-A i jeszcze!- powiedziała wychylając głowę zza framugi.- daję ci całkowitą wolę na urządzenie domu. Jeśli nie urządzisz go przez ten tydzień to ja się nim zajmę!- i znów zniknęła.
-Edward?- podeszłam do niego upewniając się że Alice nie ma za ścianą.
Złapałam ręką za jego koszulę i zaczęłam się bawić guzikiem.- Zamieszkasz ze  mną?
- Zamieszkam jeśli się zgodzisz żebym załatwił ci miejsce w coolegu.- uśmiechną się głaskając mnie po policzku.
- Czy to ma być szantaż?- spytałam przymrużając oczy.
- Nie. To się nazywa kompromis.- powiedział hardo.
-A dla mnie to szantaż- cmoknęłam go w usta. – Ale tak czy tak będziesz musiał u mnie zamieszkać. Bo skoro twoja rodzina zamieszka to ty też.
- Niekoniecznie.
W tym momencie moja twarz wyglądała pewnie jak wielki znak zapytania.
- Mogę namówić Alice żeby zaprojektowała dla nas dom z Esme. Uwierz będzie w siódmym niebie.- uśmiechną się szyderczo.
- Ale tak czy tak wcześniej musicie gdzieś mieszkać a w Forks nie zostaniecie więc będziecie pomieszkiwać u mnie. Więc bież komputer i zabukuj nam bilety do Londynu i to migiem!- powiedziałam rozkazującym tonem.
Edward uśmiechną się i pocałował mnie namiętnie po czym wyciągną ze swojej torby tablet i zaczął w nim coś szperać.
Sama podeszłam do lustra rozczesując włosy z lakieru.

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 18.

Godzina 15:30. Ciemne i niewyraźne popołudnie spowijało całą Anglię. Na zewnątrz da się usłyszeć świergot niezliczonej ilości ptaków.
Zbierałam właśnie swoje najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Czułam się jak przed wyjazdem z Forks. Z walizką na kółkach ruszyłam w dół po schodach nie podnosząc jej perz co upadała co chwilę na kolejny ze stopni schodów.
Zgarnęłam swoje zaproszenie  ze stołu w kuchni jak i również bilet w pierwszej klasie który zabukowałam w nocy i odebrałam rano.
Podeszłam jeszcze do lodówki i wypiłam butelkę krwi.
Wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Wsiadając do volvo spojrzałam ostatni raz na dworek i pojechałam na lotnisko.
Dotarłam bez większych przeszkód. Zaparkowałam na strzeżonym parkingu i ruszyłam do budynku.
Wszystko było dobrze. Nie świeciło słońce i nie miałam ochoty na  nikogo się rzucić.
Przesiedziałam jeszcze godzinę w budynku lotniska kiedy usłyszałam damski głos dobiegający z głośników:
-Pasażerowie lecący do Włoch proszeni są o udanie się do bramki numer pięć.
Wstałam powoli aby wyglądało to dość normalnie i ruszyłam w kierunku wymienionej bramki.
Odprawa  trwała dosyć długo, ale już po jakimś czasie mogłam usadowić się w wygodnym fotelu w pierwszej klasie.
W tym przedziale nie było nikogo oprócz mnie i stiuarda patrzącego na mnie pożądliwy wzrokiem.
Fuu! On wcale nie jest taki młody! Odwróciłam od niego uwagę i wyciągnęłam z bagażu podręcznego książkę. A dokładniej kroniki rodzinne znalezione w starej wielkiej bibliotece w domu.
Wertowałam wszystkie kartki przyglądając się wyblakłym zdjęciom i podpisom.
Był mój dziadek ze zdjęcia z kasztanką. Na zdjęciu stał z piękną kobietą. Może już przystarawął ale na swój sposób piękną. Widziałam też zdjęcia braci i sióstr mojej matki. Wszyscy ubrani byli w przedpotopowe ubrania.
Wielkie kapelusze i gorsetowe sukienki podpinane pod szyję.
Jeny nie zazdroszczę mojej mamie. Przez lata młodości i bycia człowiekiem musiała męczyć się w tym strasznym gorsecie.
W każdym razie znalazłam też zdjęcie mojej mamy. Miała na sobie suknie lecz przez czarno białą fotografie nie mogłam stwierdzić jakiej barwy.
Uśmiechała się do obiektywu z pokazanymi równymi zębami.
Obok niej siedział jeden z jej braci, najprawdopodobniej Harry.
Moja mama opowiadała mi kiedyś że miała tylko jednego normalnego brata (Harrego), a cała reszta jej rodzeństwa była psychiczna.
Zaśmiałam się perliście wywołując u stiuarda westchnienie.
Poczułam odruch wymiotny ale nie dałam po sobie tego pokazać.
Odłożyłam książkę do torby i poprawiłam na sobie białą, koronkową sukienkę. Miała długość do połowy uda przez co męska stewardesa ( bo tak go wolę nazwać) patrzyła się bezczelnie na moja długie nogi.
Przykryłam się kocem udając że jest mi zimno i spojrzałam przez okienko.
Widok był zabójczy. Niebieska tafla wody rozciągała się dookoła.
Nie było widać lądu a zachodzące słońce chowało się za horyzont.
Zasłoniłam roletę  i podkuliłam nogi wygrzebując z torebki stary pamiętnik owijany dookoła sznurkiem.
Otworzyłam go na pierwszej przypadkowej stronie i zaczęłam czytać.
1590r Maj 12


”Nasz plan co do usunięcia wampirów z Londynu idzie po naszej myśli.

Mój najstarszy syn Bartholomew zabił już trzy pomioty demona
wbijając im kołek w serce.
Wszyscy widzieli ich ciała. Dla niepoznaki podcięliśmy im gardła i rozpruliśmy brzuch.
Nie mamy jednak pojęcia jak zabić je na dobre, bo gdy wyciągnęliśmy jeden z kołków wampir ożywał.
Ich ciała ukryliśmy w domu w piwnicy do której nie można dojść z domostwa.
Jedynym rozwiązaniem aby się tam dostać to wejście do starej brzozy rosnącej przy jeziorze i przejście do piwnicy  tunelem.
Niepokoję się o swoją córkę Rene. Ostatnio pobladła i
zapuszcza sobie oczy jakimiś kroplami po których robią się one czerwone.
Chodź muszę przyznać że Harry też ostatnio się dziwnie zachowuje.
Znika wraz z Rene na całe dnie z domu.
Muszę się dowiedzieć o co chodzi.”


Czyli w piwnicy w dworku są jakieś wampiry?!

Z grobową miną przeszłam do ostatniego wpisu.


1590r Czerwec 1

”Wampiry dookoła te krwiopijcę! Rene, Harry… Bestie. Zabili wszystkich.
A tak dobrze nam szło! Nikt nie podejrzewał mojego syna że jest mordercą! Nawet zyskał przydomek Kuby Rozpruwacza!
I w tedy nasza rodzina musiała zostać stracona. Rene i Harry zostali przemieni.
Wiedziałem że jest z nimi coś nie tak. Już od kilku miesięcy zachowywali się dziwnie!
Rene zabiła swoją matkę i rodzeństwo. Szuka mnie. Chce odzyska Harrego i tą jego Elizabeth..
Uwięziłem go i tą wampirkę w piwnicy. Resztę wywieźliśmy gdzieś w las.
Zakopaliśmy głęboko pod ziemię.
Nigdy nie powiem jej gdzie on jest. I nawet jeśli mam zginą…”


W tym momencie wpis się urywa a na kartce widniały tylko trzy krople krwi.

Moja rodzina usuwała wampiry z miasta, moja matka zabiła swoją całą rodzinę by odzyskać brata! Mój wuj Bartholomew był Kubą rozpruwaczem!
Z wytrzeszczonymi oczami spoglądałam na kartki w notesie.
Aby wyjść z szoku szybkim ruchem schowałam pamiętnik do torby.
Czyli w tej piwnicy są wampiry. Mój wuj. Jedyna biologiczna rodzina, i Elizabeth.
Ciekawe kim ona jest. Czemu moja rodzina jest tak… tak okrutna, dziwna i bezlitosna?!
Zamknęłam oczy udając że śpię. Chciałam uciec od nadmiaru złych wiadomości.
Zajęłam swój mózg sprawą Voltery i balem. Nie przyszło mi to trudno.
 Ciekawe czy Cullen’owie będą na balu… Jak tak to będą mieć niespodziankę. Co ja gadam! To bal maskowy ! A w dodatku gdy mnie ostatni raz widzieli byłam hybrydą! Pachniałam inaczej! Wyglądałam inaczej! Czasami zachowuję się inaczej! I zakładam sukienki!! To już druga w moim życiu. A nie, czwarta. Zaraz po sukience na bal szkolny i tej którą przymierzałam. Chodź to się chyba nie liczy. Czyli teraz oficjalnie, (nie licząc lat młodszych), mam na sobie trzecią sukienkę.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos stewarda który przybliżył się do mnie.
-Zaraz lądujemy. Proszę zapiąć pasy.- staną dosłownie opierając się o mój fotel.
-Dziękuję za informacje.- odpowiedziałam lekko przesłodzonym głosem a jemu zadrżała warga.- może pan już odejść.- powiedziałam odganiając go od siebie.
Zapięłam pas i spojrzałam przez okno.
Było kompletnie ciemno. Czyli idealnie.
Zabierając swój bagaż podręczny wyszłam z samolotu kierując się do budynku lotniska we Włoszech. Szybko odnalazłam swoją walizkę i wypożyczyłam na dwa dni auto.
Otrzymałam kluczyki i odeszłam kierując się na parking lotniska.
numer 13.
Popatrzyłam w poszukiwaniu auta stojącego na miejscu trzynastym.
Stał tam biało czarny Mini Cooper, z przyciemnianymi szybami i sportowymi pasami biegnącymi przez środek maski.
Na tylne siedzenie wrzuciłam dwie walizki.
W jednej znajdowała się suknia i maska które zajmowały dosłownie całe miejsce! W drugiej zaś kosmetyki i kilka ubrań.
Do pałacu trafiłam bez większych problemów. Voltterra to chyba największy budynek w tej części  miasta.
Uśmiechnięta wyszłam z auta i weszłam do budynku.
W drzwiach przywitał mnie Dimitri.
- Witaj.- powiedział całując mnie w dłoń. – mam rozkaz doprowadzenia cię do twojej komnaty.-  popatrzył na mnie dziwnie rozmarzonym wzrokiem.
No ni kolejny zboczeniec!
-Dzięki za wszystko.
Złapałam za swoją torebkę bo walizki zostały wzięte przez strażnika.
Dimitri doprowadził mnie do pokoju zostawiając rzeczy przed drzwiami.
-To skrzydło dla gości więc na razie jest tu prawie sama.- powiedział uśmiechnięty.- chyba że chcesz abym dotrzymał ci towarzystwa.
Dwa słowa: Napalony wampir.
- Nie  dziękuję.- powiedziałam uśmiechając się sztucznie.
-Wielka trójca każe ci stawić się w głównej Sali gdy już się rozpakujesz.
- Przyjdę.- otworzyłam drzwi do swojego lokum i zabierając ze sobą bagaże  bez pożegnania zamknęłam drzwi przed chłopakiem.
Zaświeciłam światło. Pomieszczenie było piękne.
Urządzone w stylu rokoko. Przeważały tu złote kolory oraz biel.
na samym środku znajdowało się ogromne łóżko (nie wiadomo po co).
Rozpakowałam rzeczy które umieściłam w szafie.
Piękną suknie, którą musiałam wyprać zawiesiłam o ramę baldachimu łóżka.
Hymn.. muszę przyznać, suknia po wypraniu wyglądała o wiele lepiej: nabrała kolorów i nie pachniała już starociami tylko lawendą.
Przeczesałam swoje włosy ręką i ruszyłam korytarzem do okrągłej Sali.
Tuż przed drzwiami wzięłam głęboki oddech  i weszłam.
Wszystko było idealnie poukładane a w powietrzu nie fruwał ani jedna odrobinka kurzu.
Ukłoniłam się przed wielką trójcą.
- Witaj Izabello! Moje drogie dziecko!- wydarł się Aro.
Już miałam coś powiedzieć ale ugryzłam się w  język przez co warga mi tylko drżała.
-Witaj Aro. Cieszę się że mogę cię znów zobaczyć.- powiedziałam siląc się na uśmiech.
-Co się stało że jesteś wampirem?
-Doznałam przemiany w dniu swoich osiemnastych urodzin.
-Ahh.. Zwykle tak jest z mieszańca… hybrydami.- urwał.
Odchrząknął głośno i znów zabrał głos:
-Czy posiadasz jakiś dar?
-Owszem. Ale nie zbyt wiem jak to nazwać- powiedziałam dumnym głosem
-Elzaże- Aro zwrócił się do młodego chłopaka ciągle patrząc na mnie.
 Mężczyzna podszedł do nas i popatrzył mi w oczy.
 Poczułam ciepły dreszcz przebiegający po moim ciele.
- Posiada. I to bardzo pomocny. Panuje nad żywiołami, ale jej tarcza mentalna z dawnych lat nie zniknęła.- powiedział nie patrząc na swojego pana. Wyglądał inaczej. Był ubrany w zwykły garnitur z chusteczką w butonierce. Jego włosy były w totalnym nieładzie i nie wyglądał jakby przejmowała się Arem.
-Droga Izabello wiesz że moja propozycja o przyjęciu cię do mojej straży przybocznej wciąż jest aktualna.- powiedział akcentując słowa „moja” i „mojej”.
Ciekawe czy powiedział by to samo gdybym nie posiadała tych darów.
Nie powiedział by! Nie zdała byś się mu na nic!- krzyczała moja podświadomość.
-Dziękuję za propozycję. To naprawdę Chojny gest.- Aro uśmiechną się tryumfalnie.- Ale nie przyjmę zaproszenia.
Mina mu zrzedła ale tylko odrobinkę.
-Rozumiem cię drogie dziecko. Idź przygotować się do Balu bo zostało mało czasu.- powiedział odwracając się i kierując się w stronę jednego z trzech tronów.
Nie żegnając się wyszłam  z Sali próbując uspokoić drżącą wargę.
Dobrze że oko mi jeszcze nie lata.- pomyślałam wchodząc do swojego pokoju.
                                    *                        *                     *


Z każdą godziną słychać było co raz więcej szmerów, rozmów i oznak życia. Goście zjeżdżali się z wszystkich zakątków świata.

Czas mijał bardzo szybko i gdy było już po szóstej zaczęłam się przygotowywać.
Ściągnęłam z siebie krótką sukienkę by zastąpić jej miejsce długą i aksamitną suknią balową z przed wieku.
Usiadłam naprzeciw toaletki i zebrałam włosy w koka
Podkręciłam rzęsy tuszem.
Delikatnie zawiązałam maskę wenecką na twarzy uważając żeby nie zniszczyć włosów.
Na nogi założyłam wysokie czarne szpilki.
Delikatnie uchyliłam drzwi i wyszłam.
Na korytarzu było pełno pięknie ubranych pań i mężczyzn w maskach, większość była na same oczy ale znajdowały się i te na całą twarz.
Pewnym siebie krokiem ruszyłam do przodu, gdy nagle zza zakrętu wyszły trzy kobiety i czterech mężczyzn. Wszędzie ich rozpoznam. Nawet w maskach. Cullenowie.
Na przedzie szedł Carlisle z Esme zaś z tyłu Emmet obejmujący Roslie, Alice trzymająca Jaza za rękę i On. Mój ukochany Edward.
Pomimo tego że mieli maski widziałam ich smutne oczy.
Uśmiechnęłam się szeroko opierając o ścianę. W takich sytuacjach dobrze mieć zasłoniętą twarz.
Przyglądałam się im dokładnie a oni rzucili mi niechętne spojrzenie i ruszyli dalej.
Nie poznali mnie? Czy może mnie poznali, ale za to co zrobiłam znienawidzili?- szybko odrzuciłam drugą opcję i ruszyłam w ślad Cullenów, prosto do okrągłej Sali...

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 17.

Mijały dni i tygodnie a ja nadal nie mogłam się odważyć na powrót do Forks.
Wielkimi krokami zbliżały się też bal w Volerze.
Nie chcę zdenerwować wielkiej trójcy. Pójdę. A zaraz po tym pojadę do Forks…
Wytłumaczę wszystko po kolei, Edwardowi… i reszcie Cullen’ów, ale teraz wybiorę się do miasta w sprawie zakupu sukni i maski weneckiej. Nawiasem mówiąc udoskonaliłam swoje umiejętności i umiem zaświecać świeczki siłą woli i ożywiać to co zjadłam.
W gruncie rzeczy ożywianie swoich ofiar podnosi mnie troszkę na duchu bo mam świadomość że nie zabijam żadnego niewinnego zwierzęcia.
Ubrana w komplet składający się z białych spodni brązowego sweterka i dodatków postaci kolczyków zbiegłam na dół do kuchni wyciągając z lodówki butelkę pełną krwi niedźwiedzia i wypiłam ją na raz uważając żeby nie wybrudzić ubrań.
Co do ludzkiej krwi. Nie zbyt mi podchodzi… I nie miał bym najmniejszej ochoty zabijać jakiegokolwiek człowieka.
Otrząsając się z zamyślenia wyszłam z kuchni  udając się do korytarza gdzie zarzuciłam na siebie brązową pelerynę
po czym w całym ekwipunku przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
Wszystko było na swoim miejscu i prawidłowo do siebie pasowało. Wyciągnęłam swoje włosy z pod szala i pozwoliłam im delikatnie spływać po moich ramionach i plecach.
Z ziemi chwyciłam swoją skórzaną torebkę pasującą kolorystycznie do płaszcza .
Wychodząc z domu zamknęłam drzwi na klucz. Wsiadłam do auta rzucając torebkę na przednie siedzenie i udałam się do miasta.


                                                 *                         *                *



Kurde! Łażę już po sklepach kilka godzin i nigdzie nie mogę znaleźć żadnej przedpotopowej sukni!- powiedziałam poirytowana w myślach.

No bo kto przy zdrowych zmysłach sprzedawałby suknie w stylu z przed 100 lat w 21  Wieku!?- wydarła się na mnie moja podświadomość.- A może pójdziesz na cmentarz i wykopiesz jakąś nieboszczkę?
-Zamknij się!- mruknęłam na głos przez co para przechodząca obok mnie popatrzyła na mnie jak na świra.
Weszłam do jakiegoś sklepu ze starociami i porozglądałam się po pudłach leżących na ziemi. Nic ciekawego… Podeszłam do jednej z wielu półek i zauważyłam białą maskę wenecką z czarnymi i złotymi dodatkami. Brązowe usta wyróżniały się na białym tle.
Cała twarz była zakryta tylko nie oczy.
Podeszłam do kasy za którą siedziała starsza pani.
- Witam. Ile kosztuje ta maska?- spytałam miłym głosem starszą kobietę
- 100 funtów.
- dlaczego jest taka droga?
-Ponieważ jest wyjątkowa.- odparła sprzedawczyni.
Położyłam maskę na blacie kasy i wyciągnęłam portfel płacąc sprzedawczyni równe 100 funtów.
- Nie będziesz żałować drogie dziecko.- powiedziała uśmiechając się.
-Mam taką nadzieję- odpowiedziałam chowając zakupiony przedmiot do torby.- do widzenia.
Wyszłam ze sklepu wsiadając do auta.
-Jeszcze tylko ta głupia sukienka.- powiedziałam uderzając głową o kierownicę włączając klakson.
Kobieta w podeszłym wieku która szła po chodniku przestraszona podskoczyła po czym spojrzała na mnie srogo.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i odpaliłam silnik odjeżdżając do domu.
Droga minęła mi dosyć szybko i gdy dotarłam do dworku rzuciłam maskę na kanapę w odnowionym salonie na piętrze.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam przez korytarz prowadzący do schodów.
Mijałam wiele pokoi.
-A co powiesz moja kochana na poszukiwanie skarbów ?- spytała mnie moja podświadomość.
Ona ma chyba rację. Może znajdę coś ciekawego.
Weszłam do pierwszego lepszego pokoju i rozglądnęłam się. Były tu dwa małe okna od wschodu.
 Wszędzie walały się stare książki ale widać było po wystroju że był to pokój jakiejś kobiety.
Przyglądnęłam się mu uważnie.
Przy jednej z ścian stała zabytkowa toaletka wypełniona różnymi szpargałami.
Różne kuferki i małe białe figurki zwierząt między innymi słonia i tygrysa.
 Wzięłam jedną do ręki. Nie była zimna w dotyku, choć mogła bym przysiąc że jest to marmur. Przyglądnęłam się uważniej znalezisku.
-Może to z kości słoniowej?- spytałam siebie na głos.
Zgarnęłam wszystkie siedem figurek do skórzanej torebki którą ze sobą wzięłam i zaczęłam rozpracowywać małe szkatułki.
Jedna była zamknięta na metalową zasuwkę. Otwierała się z trudem ale w końcu byłam wampirem i nie przeszkadzało mit to. Moim oczom ukazały się pierścionki.
Jeden był srebrny z ogromnych rozmiarów diamentem, kolejny troszkę skromniejszy z niebieskim oczkiem, później znalazłam piękny pierścień z kwiatowymi motywami, jedyne co nie było w nim srebrne to malutkie niebieskie oczko. Do rąk trafił mi się też piękny złoty pierścień z dość nietypowym kamieniem szlachetnym.- całą szkatułkę wsadziłam do torby podobnie z pozostałymi dwoma w których znajdowały się spinki do włosów z kamieniami szlachetnymi oraz kolczyki.
Ruszyłam do prawie rozsypującej się szafy i delikatnie otworzyłam drzwi.
Było tam kilka sukni ale nie nadających się do używania.
-Wszystko mole zjadły. Szlak by je trafił.
 Wyszłam z pokoju udając się do kolejnego naprzeciw.
W tym pomieszczeniu znajdowało się dużo posągów a w oczy rzuciły mi się stare figurki do szachów.
-Prawie jak z Harrego Pottera.- zachichotałam cicho- Było by jeszcze super gdyby potrafiły się poruszać.
Zmiotłam je do torby i wyszłam z izby.
Czuję się jak złodziej…- Zatarłam szybko tą myśl i ruszyłam do pokoju z brązowymi drzwiami, otworzyłam je i ujrzałam najlepiej  wyglądający pokój w tym domu.
Ściany nie były obłożone tapetą lecz zgniło-różową farbą. Łóżko nie było tak strasznie starodawne jak reszta którą tu widziałam. Wyglądało jak w poprzedniego wieku a nie jak z przed trzech.
Może moja mama tu mieszkała zanim poznała tatę?-
Spytałam się w myślach.
Z nadzieją spojrzałam do szafy i zaparło mi dech w piersiach.
Wisiała tam piękna czarno biała suknia
Od piersi do pasa miała tak jak by czarny gorset a w duł czarne i białe prawie kremowe hymn… szarfy?
Wyciągnęłam ją dobrze jej się przyglądnęłam. Była w idealnym stanie. Prawie jak nowa!
Zachwycona wyszłam z pokoju i ruszyłam do swojej sypialni.
Położyłam suknię na łóżko i wyciągnęłam wszystkie szpargały z torby wysypując je na łóżko.
Odwróciłam wzrok od moich znalezisk i wzięłam suknię do rąk.
Ściągnęłam z siebie koszulkę i spodnie tak że zostałam w samej bieliźnie.
Szybko założyłam na siebie suknie.
Leżała jak ulał ale z tyłu całe plecy były gołe a tył od stanika nieprzyjemnie i nieestetycznie niszczył całość. Ale jak na razie to tylko przymiarki.
Spojrzałam na swoje odbicie i dopiero teraz zauważyłam głęboki dekolt sięgający aż do złączenia dwóch miseczek mojego biustonosza.
Z szafki z książkami wzięłam maskę wenecką i przyjrzałam się jej podążając palcem po pięknych ornamentach.
-Ta maska jest wyjątkowa.- przypominały mi się słowa sprzedawczyni.- Co to oznacza?- spytałam drapiąc się po głowie.- co zmienię się jak ten gościu z filmu maska?- roześmiałam się z głupiej myśli.
Przystawiłam maskę do swojej twarzy i zawiązałam ją na głowie.
 Sznurek schowałam pod włosy które spływały falami po moich ramionach.
Wyglądałam przepięknie.
-Swan aleś ty skromna!- krzyknęła moja podświadomość.
-Zamknij się w końcu!- powiedziałam na głos.- przez ciebie wariuję!
Więcej jej już nie usłyszałam.
Dziś 18 listopad więc jutro wylatuję do Włoch…

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 16.

Z dedykacją dla wszystkich którzy to czytają :* A szczególnie tych który od kilku dni chcieli nasłać na mnie armię Zomby Bobrów. Tak  to o tobie mówię !!Miłego czytania :*


Walka z moim nemezis (jeśli tak mogę nazwać Victorię) wykończyła mnie doszczętnie.
Byłam głodna, ale miałam zbyt dużego pietra by pójść do lasu, bo mogłam napotkać tego nieznajomego…
Nagle drapanie w gardle nasiliło się.
A co mi tam! Będę trzymać się blisko domu.
Wyskoczyłam przez balkon i pobiegłam sprintem do lasu.
Wiatr rozwiewał mi włosy łaskocząc mnie w twarz.
Niedaleko wyczułam zapach krwi.
Ruszyłam w jego stronę i z rozpędem rzuciłam się na niczego nie świadomą sarnę koziołkując z nią na trawie.
Bez ceregieli wbiłam kły w jej szyję.
Po zakończeniu posiłku wytarłam usta i odrzuciłam ciało na bok.
Rozglądnęłam się dookoła.
Znajdowałam się na małej okrągłej polanie, zarośniętej trawą sięgającą tak do kolana.
Wytłoczona droga z trawy którą utorowałam z sarną zaczęła dziwnie odnawiać się i stałam już na idealnej polanie. Bez żadnych połamanych kęp traw.
Nagle poczułam dziwną energię wprowadzającą mnie w euforie.
Nie kierowałam się rozsądkiem, kierowałam się instynktem a moje ciało samo wykonywało ruchy.
Zaczęłam jeździć kilka centymetrów nad czubkami traw.
Trawa tuż pod moja ręką wyglądała tak jak by tańczyła.
Okręciłam się kilka razy dookoła własnej osi patrząc rozbawiona na dziwne zjawisko.
Nagle moje włosy zaczęły wirować dookoła mojej twarzy którą omiótł ciepły wiatr.
Uśmiechnęłam się promiennie rozkoszując się tą przyjemnością.
Z uwielbieniem dotknęłam główki najwyżej wystającej trawy.
Nagle zaczął padać deszcz, który obmywał mnie z moich wszystkich problemów.
 To niesamowite! Wraz z unoszeniem się mojej ręki ulewa słabła albo wzmacniała się.
Zaczęłam bawić się jak mała dziewczyninka w deszczu.
Zacisnęłam pięści a na niebie rozbłysła piękna a zarazem straszna błyskawica.
W końcu deszcz przestał pada a ja byłam przemoknięta do suchej nitki.
Instynktownie rozciągnęłam ręce i wokoło mnie zaczynała pojawiać się para.
Chmury przepuściły słońce które pieściło moje ramiona i dłonie.
Uradowana nie potrafiłam okiełznać tych wszystkich emocji i wesoła rzuciłam się na trawę twarzą zwracając się ku niebu.
Wszędzie było już sucho i dookoła  unosił się piękny zapach mięty i rumianku.
Delikatnie wyciągnęłam przed siebie dłoń. Nie wiem po co. Wszystko co robiłam nakazywał mi instynkt, który zachowywał się tak jak by wiedział co robić i nakłaniał mnie do poznania swoich umiejętności.
Nagle poczułam coś zimnego na dłoni. Potem znów spadło mi coś na nos.
Zaciekawiona chcąc przyjrzeć się zjawisku zrobiłam zeza.
Ściągnęłam dłonią to coś i okazało się że był to płatek śniegu.
Nagle całe moje otoczenie zostało pokryte gdzie niegdzie grubymi płatkami śniegu, które zaczęły spadać jeszcze szybciej z nieba.
Całe moje włosy były nim oklejone.
Wszystko wyglądało tak magicznie i nieprawdopodobnie.
Słońce, śnieg, deszcz, wiatr, błyskawice i trawy Zachowywał się tak jak by ożyły!
Wszystko było piękne, ale widok psuła mi troszkę ta nieżywa sarna.
Podeszłam do niej na czworakach dotykając dłonią jej miękkiej sierści.
Odczułam delikatne mrowienie po czym brzuch sarny uniósł się.
Nagle ni stąd ni zowąd sarna która była moim obiadem jakby nigdy nic wstała otrzepując swoją sierść ze śniegu.
Patrzyłam na nią zdezorientowana.
Łania uciekła w popłochu skrywając się za gęstwina drzew.
-Łał…
 Z niechęcią wstałam z ziemi wytrzepując z włosów śnieg który w ogóle nie chciał topnieć.
Otrząsnęłam się trochę po chwili a duże i grube białe płatki przestały lecieć z nieba.
Wybiegłam z polany wciąż wypełniona pozytywną energią.
Wskoczyła do swojego pokoju przez balkon i rzuciłam się na łóżko.

Zaczęłam krzyczeć w  poduszki, ale nie ze złości. Krzyczałam z radości.
Dziwne nie? Ale co jest normalne w moim życiu?
Usiadłam  prostując się i wyszłam z sypialni kierując się do garderoby.
Zdjęłam z siebie mokre ubrania wrzucając je do kosza na brudną bieliznę i założyłam na siebie wiśniową koszulkę na szelkach, czarne legginsy i wytartą katanę.
Wyszłam z mojej ogromnej szafy i znów skierowałam się na balkon ówcześnie biorąc ze sobą pierwszą lepszą starą i zniszczoną książkę z półki.
Usadowiłam się we wnętrzu cebuli łapiąc za zapałki.
Gdy odpaliłam pierwszą coś się stało a mnie znów ogarnęła ta radość.
Popatrzyłam na knot świeczki który natychmiast się zapalił.
Wszystkie po kolei uczyniły tak samo a mnie wmurowało…
Jak ja to zrobiłam?
Zdmuchnęłam zapałkę która już dopalała się do końca i otworzyłam księgę na pierwszej stronie, której widniał piękny złoty tłoczony napis- ”Duma i uprzedzenie”
Hymmm… 
Słyszałam o tym.. Może zastąpi mi to „Wichrowe wzgórza” ?
Kto wie. Cuda się zdarzają. A zwłaszcza gdy są związane ze mną…
Delikatnie kartkowałam każdą stronę przeczesując ją dokładnie ciekawskim spojrzeniem.
Nie sama książka mnie interesowała tylko rzeczy które się w niej znajdowały.
To nie była „Duma i uprzedzenie”. W środku znajdował się szkicownik na który ktoś najwyraźniej nakleił okładkę z książki. Znajdowało się w nim mnóstwo szkiców. Troszeczkę przerażających szkiców.
były na nich sceny mordu. Najczęściej spalanie na stosie.
Jednak moja Rodzina ma popaprane w głowie! I już mogę przewidzieć swój zawód.
Lekarz psycholog który jeszcze bardziej ryje psychikę.
Zaśmiałam się krótko pod nosem i z rozmachem zatrzasnęłam książkę odkładając ją na swoje miejsce, sama ruszyłam do łóżka przykrywając się kołdrą aż po czubek nosa.
Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w marzeniach.
______________________________________
Mam pewien pomysł na kolejne nn ale nie wiem czy wam się to spodoba. Czy chcecie żeby w następnych nn pojawiła się rodzina Belli? Tak tak rodzinka :D Ze mną wszystko jest możliwe ;]
Komentować a w komentarzach umieszczać swoje oceny i odp na to czy chcecie rodzinkę czy nie :D
A więc moje kochane vidi vin :*

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4