niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 32

      W drodze do drzwi moje nerwy próbowała uspokoić roztrzęsiona i spanikowana Alice.
Gdy byłam już w progu zmierzyłam ja oschłym, groźnym, a za razem smutnym spojrzeniem.
- Alice, zostaw mnie w spokoju!- przerwałam, gdy zobaczyłam za rogiem pukle kręconych blond włosów Tany. 
Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam pięści.
- Nie wystarczy, że twój brat mnie skrzywdził?!- przerwałam- Nie wiem kiedy wrócę.- szepnęłam i zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
Moje nerwy buzowały we mnie jak wrząca woda. Biegłam przez las, mało nie zabijając się o jakieś drzewo.
Po chwili dotarłam do domu mojego wuja. Wzięłam kilka głębokich wdechów i zapukałam do drzwi. Nie czekając aż ktoś mi otworzy weszłam do środka kierując się w stronę salonu.
W pokoju siedział Harry, bawiący się pilotem, a na górze słyszałam ruchy El.
- Jak tam skarbie?- usłyszałam miły głos mojego wujka.
- Do dupy.- warknęłam drżącym głosem i opadłam bezwładnie na kanapę obok niego.

Usłyszałam jak odkłada pilota na blat.
Nachyliłam się naciągając twarz dłońmi by nie widział że mam suche oczy.
Niestety zmusił mnie bym na niego spojrzała.
- Dlaczego płaczesz?- spytał gładząc mnie kciukiem po policzku.
- To z nerwów.- wyjąkałam.

- To znaczy?
Wzięłam głęboki wdech opowiadając wujkowi o gościach i o tezach Edwarda, który słuchał dokładnych i szczegółowych planów, w myślach Tany, na pozbycie się mnie.
- Ale dalej nie wiem dlaczego płaczesz.- powiedział zamyślony spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Mówiłam, że to pewnie z nerwów.- uśmiechnęłam się.- postanowiliśmy z Edwardem wymyślić coś, dzięki czemu Tanya nie będzie widziała we mnie wroga ani konkurentki.- podciągnęłam nogi pod brodę i uśmiechnęłam się smutno.- postanowiliśmy się pokłócić na oczach wszystkich zebranych. I chyba za bardo się wczułam.- wzięłam spazmatyczny wdech.- ale ja jestem głupia.- westchnęłam kładą głowę na jego kolana.
Harry zaśmiał się ciepło i pogładził mnie po włosach.
- Twoja matka też się wczuwała. Gdy grała jakąś rolę trudno było jej później uświadomić, że to nie dzieje się naprawdę.- pocałował mnie we włosy i otworzył książkę wciąż chichocząc pod nosem- powiązania genetyczne są naprawdę mocne. I każdy, kto spotkał twoją matkę miał by problem w odróżnieniu jej od ciebie.
- Wujku. Tylko nie mów tego nikomu. To miała być tajemnica.- wyszeptałam.- możesz powiedzieć Elizabeth, ale reszcie ani słowa.- odwróciłam się na plecy i odciągnęłam od niego książkę- zgoda?
- Tak.


***

Po pewnym czasie uspokoiłam nerwy i byłam zdolna wrócić do domu.

Słońce już powoli zachodziło rozświetlając mi drogę czerwonawą poświatą.
Powoli dochodziłam do celu, z którego słyszałam głosy.
- Ciekawe co się stało.-  głos Tany z nutką kpiny podburzył moją cierpliwość.
- Mam nadzieję że to nic poważnego. Martwię się. Przecież oni się tak kochają…- przesączony strachem i smutkiem alt Esme przeszył mnie na wskroś i musiałam przełknąć gulę, która powstała w moim gardle.
- Tak. A może jednak nie są oni sobie pisani? Może Edward ma osobę, którą kocha tuż pod swoim nosem i tego nie widzi?- Tanya zaczęła powoli próbować podburzać wiarę w moją miłość do Edwarda u całej rodziny, ale nie zbyt jej to wychodziło bo zaraz podnosiły się głosy obronne.
Uśmiechnęłam się szeroko 
- Moja, kochana rodzinka- powiedziałam w myślach i otworzyłam wreszcie drzwi frontowe.
Głosy umilkły i natychmiast spróbowałam założyć na siebie maskę smutku.
Przechodząc obok łuku usłyszałam głos Carlisle:
- Bello co się stało?
Wmurowało mnie w podłogę. Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i oparłam się lekko o wejście.
- Nic ważnego.
- Na „ nic” ważnego to nie wyglądało.- wtrąciła się Alice.- Zaraz potem jak wyszłaś Edward poszedł do lasu i do tej pory nie wrócił. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak złego.- zakończała przyglądając mi się uważnie.
- Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam- A i wyprowadzam się.- odwracając się od ściany i biegiem ruszyłam do swojego pokoju.
-Ale Bello!- krzyk Alice ucięło głośne trzaśnięcie drzwi od mojego pokoju.
Zdenerwowana usiadłam na kanapie oddychając głośno. 
- Bello, ogarnij się. Przecież to nie na serio.
Ruszyłam do łazienki i oblałam sobie twarz zimną wodą.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Twarz oklejały pojedyncze kasztanowe włosy które zdążyły już namoknąć.
Energicznym ruchem rozpięłam zamek sukienki o mało go nie rozrywając i wskoczyłam pod prysznic.
Woda  usunęła z mojej głowy wszystkie negatywne myśli jak morska fala zanieczyszczenia z plaży.
Wysuszyłam włosy i ruszyłam do garderoby.

Rozczesałam włosy i wzięłam kilka waliz podróżnych, rzucając je na kanapy w moim mini salonie.
Niedbale umieściłam w nich kilka rzeczy i zostawiłam je w totalnym nieładzie.
Podskakując rytmicznie ruszyłam do sypialni.
Położyłam się na łóżko i popatrzyłam w sufit.
- Co my tak właściwie robimy?- szepnęłam do siebie.
Nagle przez otwarty balkon wleciało coś białego wielkości ludzkiej pięści robiąc trochę hałasu.
Przestraszona spojrzałam na dywan.
Leżał na nim kamień zawinięty papierem.
Wzięłam go niepewnie do ręki i rozwinęłam.
głaz był gładki jak kamienie w górskich potokach, ale nie on był najważniejszy.
Tekstura, którą był owinięty został zapisany drobnym i zgrabnym kaligraficznym pismem.

                                                  Wyjdź na balkon i spójrz w dół.


Nieufnie zsunęłam się z łóżka i ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Zbliżałam się do barierki nieufnie rozglądając się dookoła.
W końcu popatrzyłam w dół. Edward stal, pochylając się lekko, schowany w gęstych kazarkach, pokrytych fioletowym kwieciem.
- Co ty robisz?- szepnęłam rozglądając się i odrzuciłam mu kamień.
- Musiałem cię zobaczyć, nie wzbudzając ich podejrzeń.- odszepnął i uśmiechną się zawadiacko.- Miałem nadzieję że jesteś w sypali. No i że okno balkonowe jest otwarte.
- Nie mogłeś po prostu wskoczyć?
- A czy byłoby to tak romantyczne?- spytał śmiesznie ruszając brwiami.- czuję się jak zakochany kochanek.
- Było by bardziej niż to.- przerwałam rozbawiona.- to nie było ani trochę romantyczne.
- Wiem. Ale w każdej chwili mógłby koś wejść i mnie zobaczyć. A tak mam pewność, że nasza tajemnica jest bezpieczna.
Oparłam się o marmurową barierkę.
- Powiedziałam Harremu.- przerwałam- Oraz oznajmiłam przy wszystkich, że się wyprowadzam.
- Co?
- To był taki odruch. Musiałam.- szepnęłam- byłam załamana! Nawet nie wiem czym!

- A co z wyprowadzeniem się?
- Będę pakować się powoli, a jeśli twoja rodzina będzie miała zamiar zostać dłużej to przeprowadzę się na chwilę do Harrego.- przerwałam- co ty masz w kąciku ust?
Spytałam wychylając się trochę zza barierki by mieć lepszy widok.
Chłopak wytarł sobie usta wierzchem dłoni pozostawiając na niej czerwony pociągły ślad.
Dopiero teraz zauważyłam, że podobne ślady miał na policzku i kołnierzyku koszuli. 
Nagle usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju się otwierają, ale nie słyszałam zamykania.
- Uciekaj!- szepnęłam, ale Edwarda już nie było.
- Z kim rozmawiasz Bello?- usłyszałam głos Alice i po chwili ujrzałam ją w drzwiach balkonu.
- Z nikim. Wydawało ci się.- przerwałam- coś się stało, że przyszłaś?- spytałam zmieniając temat.
- Bello. Proszę nie wyprowadzaj się.- szeptała smutna.
- Alice musze. Myślisz, że mogłabym mieszkać z Edwardem pod jednym dachem?- spytałam.
Trudno było mi ją krzywdzić, ale mocno zaciskałam pięści i dawałam radę.
- Mogłabyś! 
- Alice proszę…
- W ogóle co się stało?- spytała zdenerwowana i popchnęła mnie na łóżko siadając tuż obok mnie.
A może mogę powiedzieć Alice? Nie mogę patrzeć jak ten chochlik cierpi.
Gdy już otwierałam usta by wyznać jej prawdę kontem oka ujrzałam Tanye, która z zaciekawieniem przyglądała się tej scenie, bezpiecznie ukrytą tuż za framugą drzwi.
- Najwidoczniej nie jesteśmy sobie pisani.- szepnęłam.
- Co to znaczy?- krzyknęła wściekła.
- Po prostu do siebie nie pasujemy.
- Pasujecie! Każdy związek ma swoje wzloty i upadki.- pwiedział załamana gładząc moje dłonie.
- Alice. Ja go nie kocham. On mnie z resztą też.- powiedział.- i nie mów, że nie. Powiedział mi to prosto w twarz nie owijał w bawełnę.
- Bello. Przecież tak nie może być!
- Alice? Możesz wyjść? Muszę się pakować.
Spojrzałam na zadowoloną Tanye, która właśnie zniknęła z mojego pola widzenia.
- Nie. Nie pozwolę ci na to.
- Alice. Nie utrudniaj.
- Bello chodź na polowanie. Dawno razem nie byłyśmy.- uśmiechnęła się zmieniając temat.
- Alice wyparcie się tej prawdy to najgorszy pomysł.
- Nie smęć tylko chodź!
*    *    *

Biegłam ile sił w nogach. Na  mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Ciepłe i wilgotne powietrze otuliło mnie jak najlepszy bawełniany sweter.  Nie czekałam długo na jakąkolwiek ofiarę. Z agresją rzuciłam się na łanię. Gdy wypiłam z niej cały życiodajny płyn usiadłam na dziwnej polanie, na której nie rosły żadne trawy, czy inne rośliny. Sam miękkie i soczyście zielone mchy. Usiadłam czując jak niezwykłe podłoże ugina się pod moim ciężarem.
Zatopiłam palce w miękkim mchu i położyłam się delikatnie. Spojrzałam w górę. Słabym i niknącym blaskiem świecił księżyc w towarzystwie blednących już gwiazd. Niebo przybierało już odcień lekkiej morskiej zieleni, jasnego niebieskiego i różu pomieszanego z czernią.  
Z zaniemówienia otworzyłam usta. Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknego nieba. Stopniowo było już coraz jaśniej. A nieprzenikniona i bezdenna czerń nocnego nieba coraz bardziej poddawała się promieniom słońca tworzącym nowe odcienie na widnokręgu.

-Od jak dawna udawałaś że go kochasz? Jeśli w ogóle go kochasz.
Usłyszałam za sobą piskliwy i plastikowy głos Tany.
- Jakie szczęście, że przejrzał na oczy i cię zostawił.- przerwał podchodząc do mnie.
Poczułam jej mdławy i zbyt słodki zapach.
- Przejrzał na oczy i zobaczył, że prawdziwą miłość miał zawsze pod nosem.-przerwała mrucząc- spędziliśmy upojne chwile zaraz jak się pokłóciliście.- obróciłam się w jej stronę niepewnie. Jej pomięta sukienka podwinęła się odsłaniając jeszcze większy kawałek szczupłych nóg. Rozczochrane włosy wpadały jej do oczu a czerwona szminka rozmazała jej się trochę z ust. 
Nagle wszystko połączyło się w całość. Czerwone ślady, które znajdowały się na koszuli Edwarda i w kąciku jego ust.- szminka.
 Przegryzłam wargę i mocniej zacisnęłam dłonie na mchu. 
- Widzę, że cię to ruszyło.- zaśmiała się.- przyjmij to do wiadomości. On. Cię. Nie. Kocha. Kochał zawsze mnie.- wyszczerzyła się zwycięsko i pogładziła rozburzone włosy.
W jednym momencie opanowałam nerwy, związując je w kupe i zatrzaskując je w najdalszej szufladce w moim mózgu.
Wstałam i aroganckim krokiem podeszłam do blond małpy.
- Biedna Tanya. Wierzysz, że Edward cię kocha? On nie jest zdolny do miłości. I posłużył się tobą jako pocieszenie.- z szyderczym uśmiechem starłam jej trochę szminki z policzka.- Jak widać bardzo marnego pocieszenia.- mówię, mocno akcentując, ostatnie słowa.
Dziewczynie zrzedła mina. Wytarłam palce w biały obcisły sweterek który na siebie zarzuciła i ruszyłam do przodu trącając ją lekko ramieniem.
Jej zdziwiona mina dała mi tyle satysfakcji jak mało co. Weszłam do domu dumnym krokiem. Jak zwykle wszyscy znajdowali się w salonie.
Nie zwracając na nich uwagi wbiegłam po schodach na piętro. Wbiegłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. 
Słyszałam szum wody w łazience. Pewnie Edward przyszedł na chwilę.
Mój parszywy uśmiech po spotkaniu z Tanyą zszedł z mojej twarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na kanapie leżała koszula Edwarda. Do tej pory mogłam zobaczyć czerwony ślad po szmince na kołnierzyku. Wzięłam materiał w dłonie z niedowierzaniem wpatrując się w niego. Nie tylko szminka była oznaką zdrady. Na odległość mogłam wyczuć mdławy i słodkawy zapach Tany. Zdenerwowana rzuciłam koszule z powrotem na sofę w tym samym momencie gdy Edward wszedł do pokoju wpuszczając parę z łazienki.
Spojrzałam na niego smutnym spojrzeniem i wyszłam z salonu do sypialni i przez balkon wyskoczyłam na podwórko. Pobiegłam w las czując, że ktoś za mną biegnie. Nie zwracając uwagi na uderzające we mnie gałęzie i szkocki mech wplątujący się w moje włosy biegłam dalej.
W końcu dotarłam na nasza polanę. Niezdarnie wdrapałam się na drzewo z naszymi inicjałami. Schowałam się między gałęźmi podkulając nogi pod brodę.
Po chwili usłyszałam, że ktoś krąży wokół drzewa. Poczułam jak moja skrytka lekko się trzęsie, a ktoś siada obok mnie. Nie podniosłam głowy. 
- Bello?- usłyszałam słodki baryton Edwarda.

- Idź sobie.- syknęłam.
- Co się stało?- spytał gładząc mnie po włosach.

- Co się stało!?- krzyknęłam płosząc gołębia z gniazda.- i ty się jeszcze pytasz co się stało!- wściekła przygwoździłam go do gałęzi i uderzyłam go otwartą dłonią w twarz.
Zszokowany Edward patrzył na mnie przez dłuższą chwilę w milczeniu.
- Długo nie musiałeś czekać by się pocieszyć. Nawet jeśli się nie rozstaliśmy! Jak całuje Tanya? Lepiej ode mnie, że padłeś w jej ramiona?- zaszlochałam uderzając go pięścią w pierś.
- Jak mogłeś?!- krzyknęłam zadając mu serię lekkich ciosów- Jak?- wyszeptałam zanosząc się płaczem i wtulając w jego pierś.
Moje oczy szczypały mnie uporczywie.
Poczułam jak chłopak gładzi mnie po głowie. Jego zapach otulił mnie delikatnie jak baśniowa bańka.
Odsunęłam się od niego na drugą stronę drzewa niszcząc swój bezpieczny bajkowy świat.
Wzięłam kilka oddechów uspokajając się i spojrzałam na niego.
-Bello. Pozwól mi się wytłumaczyć…
Powoli zaczęłam schodzić z drzewa.  Zdenerwowany Edward schwycił mnie w połowie drogi za ręce i z powrotem wciągną mnie na górę. Przygwoździł mnie do jakiejś gałęzi i zatkał usta dłonią.

- Pozwoliłem się bić i oskarżać. Pozwól mi chociaż wszystko sprostować.- powiedział opanowanym głosem.- Nie pocałowałem Tany. To ona pocałowała mnie. Przygwoździła mnie do ziemi obsypując pocałunkami. Nie mogłem się wyrwać. Unieruchomiła mnie. Byłem na to wszystko obojętny. Nie reagowałem na nią. Nie wyrywałem się bo wiedziałam, że nie dam jej rady. Gdy skończyła odszedłem bez słowa, a potem przyszedłem do ciebie. Miałem ci to powiedzieć, ale przyszła Alice, a potem jak mniemam wyprzedziła mnie Tanya.- przerwał ściągając mi z ust rękę.- kocham cię i nic nigdy tego nie zmieni.
Pocałował mnie delikatnie i krótko po czym spojrzał mi w oczy.
- Kocham cię.- szepną znowu.
Schwyciłam go stanowczo za kark i przycisnęłam go do siebie całując namiętnie. Chłopak uśmiechną się delikatnie i usadowił mnie sobie na kolanach.
- Wierzę ci.- wyszeptałam w jego ust.- i przepraszam ,że cię oskarżyłam, no i że cię uderzyłam.

Wtuliłam się w niego.
- Przeprosiny przyjęte.- odszepną zanurzając twarz w moje włosy.

Jego dłonie przeniosły się na moje plecy zjeżdżając w dół. Przycisną mnie do siebie mocniej nie pozostawiając między nami nawet najmniejszej szczeliny.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go namiętnie w usta. Przez chwilę zachwialiśmy się mało nie spadając z drzewa. Nasze ciała stworzył jedne precel z ludzkich kończyn.

Nagle usłyszałam szepty. Oderwałam się na chwilę od niego rozglądając się dookoła. Edward zaczął całować mnie w szyję tuż pod uchem.
- Słyszałeś to?- szepnęłam
- Nic nie słyszałem. Wydawało ci się.- uśmiechną się i pocałował mnie w żuchwę.
Znów szepty.
- Słyszałeś?
- Nie.- poczułam jak uśmiecha się całując mnie w szyję.
- Przestań.- powiedziałam poważnie i wyplątałam się z jego uścisku.
Szepty zaczęły przeradzać się w głośną rozmowę. Teraz i Edward to słyszał i zaczął nasłuchiwać. 
Zbliżyłam się do zewnętrznego poszycia drzewa rozchylając soczyście zielone liście.

Na polane jak pierwszy wszedł Em z Rosalie. Potem Alice z Jasperem i Esme z Carlisle.
Z zaciekawieniem przyglądaliśmy się im z Edwardem.
Em  przyniósł dwie kłody i ułożył je obok siebie. Wszyscy zajęli miejsca na prowizorycznych ławkach. 
- Trzeba wymyślić sposób by ich pogodzić.- zagaiła temat Alice.

- Może zwiążemy ich czymś i wrzucimy do piwnicy?- spytał Em.
Wszyscy zgromili go spojrzeniem.
- Emmett jak masz propozycje, to przedstawiaj tylko te mądre.
- Tak jest pani sierżant.
-Po pierwsze musimy zabronić Belli wyprowadzić się od nas.- powiedziała stanowczo Esme.
Zdziwiona spojrzałam na Edwarda. Nie spodziewałam się u Esme takiego zachowania.
Chłopak wzruszył ramionami i kiwną na nich głową.

- Tak. To zadanie główne. Tylko jak go wykonać?
- Spalmy torby podróżne i zwiążmy Belle.- wykrzyczał radośnie Em.
- Emmett zatkaj się.- warknęła Alice.- chociaż ze spaleniem torb podróżnych to nie jest taki zły pomysł. Najpierw spróbujemy je schować.- przerwała.- portem trzeba ich przekonać, że nie znajdą dla siebie nikogo lepszego. Zajmę się tym z Rosalie, a nad Edwardem popracuje Em z Jasperem.
- A będę mógł go związać?- spytał osiłek.
- Emmett do cholery a czym ty chcesz go związać? I po co?!- wybuchnęła Rosalie.- jak się nie uspokoisz to ja cię zwiąże i wrzucę na dno jeziora!
Zapadała chwilowa cisza.

- Dobra. Później będzie trzeba zmusić ich by spotkali się sam na sam.- powiedziała Alice.- Nie wiem jak to zrobimy, ale trzeba coś wykombinować.- przerwała- jeśli te sposoby nie wyjdą to wykorzystamy pomysły Emmett.- powiedziała zrezygnowana i wstała.- Akcje połączyć gołąbki uważam za otwartą!- krzyknęła.
Mało nie parsknęłam śmiechem.

- Denali wyjeżdżają jutro, więc od jutra zaczynamy.- ogłosił Carlisle.
Wszyscy wstali i zaczęli wracać do domu.

Gdy byliśmy pewni, że już nas nie usłyszą zeskoczyliśmy z drzewa.
- Akcja „połączyć gołąbki”. Twoja siostra nie ma talentu do wymyślania nazw misji.- uśmiechnęłam się całując go lekko w usta.- Denali wyjeżdżają jutro i wszystko będzie znów po staremu.- pogładziłam go po policzku.
- To miłe z ich strony, że chcą nam pomóc, ale uważam, że powinni uszanować naszą decyzję. Nawet jeśli jest fałszywa- powiedział Edward chwytając mnie za dłonie.
- Oni są nasza rodziną. A rodzina nigdy nie uszanuje decyzji. Będzie starać się by wszystko było dobrze.- wyszczerzyłam się gdy pocałował moją dłoń.
- To czas rozstania?
- Mniemam, że tak.- powiedziałam smutnym głosem.- Żegnaj Romeo.
- Żegnaj Julio…
__________________________________________________________
Z dedykacją dla Mlodej mojego kochanego popaprańca :* <3
Jak mijają wam wakacje? Ja pomimo zapewnień Boskiego Kiśla czuję się jakbym miała iść jutro do szkoły :C To jest straszny stan :c

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 31. oraz nominacje :)

Zostałam nominowana do Liebster Awards i The Versatile Blogger...

Pytania od Zwariowanej Natalii:
1. Wierzysz w Przyjaźń Damsko-Męską?
Tak
2. Ile masz już Wiosen za Sobą?
15 :D
3. Co Cenisz w Sadze Zmierzch?
Fantazję, z jaką napisała go autorka
4. Za co Polubiłeś Sagę Zmierzch?
Chyba za to, iż autorka pokazała, że nic nie jest niemożliwe. Nawet zakazana miłość.
5. Lubisz Zwierzęta?
Kocham te małe potworki :D
6. Czego się Boisz Najbardziej?
Pająków i myśli, że mogę zostać sama.
7. Ulubiona Książka?
Nie mogę tego stwierdzić. Czytałam wiele książek, które mnie urzekły i nie potrafiłabym wytypować z nich mojego faworyta. J
8. Ulubione Zajęcie?
W sensie szkolne? Szkolnych nie mam XD A tak poza szkołą to czytanie romansów, słuchanie muzyki i bieganie z moimi kochanymi psami J
9. Gdzie Spędzasz Wakacje?
Chyba w domu J
10. Ulubiony Film?
Dużo tego :d Podobnie jak z książkami nie mam faworytów :D Chodź na razie chyba mam. Jeden, którego już się nie mogę doczekać :D. A mianowicie „Miasto kości” J Czytałam książkę i była zajebista :D
Mam nadzieję, że nie spieprzą tego tak jak ekranizacji trylogii czasu -,-

Moje pytania:

1) Czy kiedykolwiek przyczyniłaś/ przyczyniłeś się do pozbawienia zwierzęcia życia ( Ja niestety tak L Złapałam koguta na rosół :P, ale tylko złapałam XD)
2) Jaki smak lodów lubisz
3) Jaki masz model komputera?
4) Czy złamałaś, skręciłaś, pęknąłeś, wybiłaś sobie jakąkolwiek część ciała?
5) Ile jesteś zdolna wytrzymać bez snu?
6) Jesteś uzależniona od czekolady?
7) Masz zwierzątko?
8) Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
9) Dlaczego zmierzch?
10) Czy zdarza ci się komentować nn, których nie czytałaś? I tylko dla odhaczenia listy piszesz kom ?

The Versatile Blogger
Nominowany Powinien:
1. Podziękować nominującej/nominującemu
2. Pokazać na swoim blogu 
3. Ujawnić siedem faktów o sobie
4. Nominować dziesięć blogów, które twoim zdaniem zasługują na to
5. Poinformować o tym fakcie autorów

1) Mam zabójczy śmiech.
2) Z przyjaciółką piszę przynajmniej 100 sms’ów dziennie.
3) Ubóstwiam owoce w czekoladzie.
4) Piszę to co chciała bym żeby stało się naprawdę w moim życiu. Tylko bez wampirów i tych dziwactw XD Głównie chodzi o prawdziwą miłość XD
5) Kocham pianki z ogniska.
6) Grałam na trzech różnych instrumentach i nic nie wypaliło XD
7) Miałam złamaną dwa razy rękę, skręcony nadgarstek, złamaną nogę, skręconą kostkę i skręconego z przesunięciem palca.
8) Uwielbiam Florence and the machine :D

Blogi nominowane:

    A teraz do ważniejszej części :)
To nn jest dedykowane dla:

- Mlodej :*
- Paulinee
- Isabelli

- Kisielka i Aniołka B.
- Katheriny B.
- Pepsi17
- Kateriny
- Zwariowanej Natalii 
- Asi Dabkowskiej
Livkiii
- Zwariowanej11
- Liv
- be.yorself. ks
- Bloody Moon
- Dla wszystkich kochanych anonimów :)


        Jesteście dla mnie ostoją i motywacją. Szczerze to czytam wasze komentarze wiele razy gdy nie mam weny. Nawet te z przed roku i przed kilku miesięcy. Dzięki wam moja wena wraca.  Często naprowadzacie mnie na fajne pomysł za co jestem wam cholernie wdzięczna. Bo bez was ten blog tak szczerze był by nudny :* Kocham was!
A teraz nn :) Mam nadzieję, że się spodoba :)

        Wszyscy patrzyli po sobie nie wiedząc, czego się spodziewać. Przecież Harry i El nie dzwoniliby dzwonkiem. Po prostu by weszli… Spięta stanęłam tuż za oparciem fotela, na którym siedział Edward i objęłam opiekuńczo jego szyję dłońmi. Poczułam jak przeszywa mnie lekki dreszcz.  Z korytarza dobiegły nas wesołe głosy. Co to kurde? Po chwili w salonie ukazał się Carsliele, za którym weszła piątka wampirów. Zdziwiona przekręciłam lekko głowę w bok i przyjrzałam się gościom. Trzy blondynki o różnych rysach twarzy i gustach. Jedna ubrana była w eleganckie spodnie i płaszcz. Druga w zwykłe ciemne jeansy i futerkowy bezrękawnik, a trzecia ubrana była w czerwoną dopasowaną sukienkę, która opinała jej obfity biust aż do przesady, w ręce trzymała czerwoną torebkę, którą machała wesoło ( Nie mogła się powstrzymać. To mój gwałcący bóbr teletubiś z czerwoną torebką :D Jednym słowem Po: przyp. aut.). Po chwili dołączyła ładna brunetka i brunet.
- Cóż za miła niespodzianka!- krzyknęła, Esme, która akurat weszła do salonu.
- Chcieliśmy was odwiedzić. Przyjechaliśmy do Forks, ale dowiedzieliśmy się, że się przeprowadziliście w nowe miejsce.- powiedział, uprzejmie, brunet.
- Tak. To była niespodziewana przeprowadzka.- powiedział Carlisle- siadajcie.- wskazał ruchem dłoni na wolne miejsca.
Goście zajęli wolną kanapę usytuowaną tuż przed moim fotelem. No oprócz krwistoczerwonej blondynki, która z kokieterią zajęła miejsce tuż obok Edwarda na niskiej pufie. Uniosłam jedną brew i spojrzałam na nią zdziwiona.
- O widzę, że dołączyła do was Isabella Swan. Miło mi cię wreszcie poznać bez zleceń.- powiedział brunet z szerokim uśmiechem.
Obdarzyłam go podobnym spojrzeniem, co blondynkę i dopiero spostrzegłam pewne szczegóły. Ciemne włosy w nieładzie, złote oczy, ładne rysy w średnim wieku. Brakowało mu tylko garnituru i chusteczki w butonierce.
- Jest pan z Voltery.- to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.- To pan był w tedy w okrągłej Sali.
- Owszem. Ale nie jestem sługusem Volturii, już od kilku lat.
- To, co pan tam robił?
- Zaprosili mnie na chwilę i w tym samym czasie przybyłaś ty…- wzruszył ramionami.- nie mów do mnie per pan. Mam na imię Eleazar.- uśmiechną się do mnie.
- Isabella Swan.- odpowiedziałam.
- Znam cię bardzo dobrze.
Nie skomentowałam tego. Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam dłoń na oparciu fotela.
- Bello. Widzę, że znasz już Eleazara. Jest to nasza rodzina z Denali. Carmen- wskazał dłonią szczupła brunetkę- żona Eleazara. Irina- blondynka z ciemnymi pasemkami, które opadały w lekkich falach na jej zgrabne ramiona- Kate- przeciwieństwo poprzedniej. Długie proste włosy kolorystycznie pasujące do świeżo zebranego zboża- i Tanya.
Kiwnęłam do wszystkich uprzejmie.- kochani to Isabella. Narzeczona Edwarda.- zakończył Carlisle.
Na twarzach Denalczyków ukazały się ogromne uśmiechy i różne komentarze typu: „Edwardzie nareszcie”, „ Gratulacje”.
Ale Tanya nie była zadowolona. Siedziała z nogą na nodze obdzierając różowy lakier z paznokci. Byłam w pewnym sensie zadowolona z tego, że nadepnęłam jej na odcisk, ale czuję, że nie skończy się to za dobrze…
                                            ***
     Denali okazali się być mili. I to bardzo. Najbardziej polubiłam, chyba, Kate. Z resztą ona mnie też. Tanya posyłała, co chwilę kokieteryjne spojrzenia w kierunku Edwarda i nienawistne pod mój adres. Widziałam, że coś planuje i niezbyt mi to pasowało. Edward siedział dosłownie jak na szpilkach. Kręcił się nerwowo i odwzajemniał uśmiechy Tany, przez co krew mnie zalewała.
Po kilku godzinach rozmowy Alice poprowadziła naszych znajomych do pokoi. Grzecznie poczekała aż wszyscy wyjdą i zaciągnęłam Edwarda na górę. Zdenerwowana zatrzasnęłam za nami drzwi i gdy miałam już krzyczeć, co on sobie myśli by odwzajemniać te kokieteryjne uśmiechy ujrzałam zaskakujący obrazek.
Chłopak usiadł na kanapie i schował twarz w dłoniach. Złość odparowała ze mnie jak świeże krople deszczu na rozgrzanej kostce.
Cicho zamknęłam pokój na klucz i posłałam buty w kąt.
O co może chodzić? Czyżby wolał Tanye ode mnie i teraz zastanawia się jak mi to powiedzieć? Te kokieteryjne uśmieszki… Ostrożnie na miękkich nogach podeszłam do swojego ukochanego, przełykając głośno ślinę.
Usiadłam obok niego gładząc jego bujną czuprynę.
- O co chodzi?- spytałam przestraszona.
Chłopak wyprostował się ukazując twarz i robiąc ruch zapobiegający jakiemukolwiek kontaktu fizycznego pomiędzy nami.
Gula przerażenia i strachu utkwiła mi w gardle uniemożliwiając wydukania z siebie nawet najprostszej sylaby.
- Bello…- westchną pocierając dłonią kark- Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo.- wydukał powoli z grobową miną.
- Przecież nic mi nie grozi.- szepnęłam.
- Grozi. Ze strony Tany.- przerwał- nawet nie wiesz, jakie myśli kotłowały się w jej głowie. Tyle sposobów by cię zabić…- przerwał- nie mogę cię stracić.- szepną obejmując moja twarz w dłonie.
- Nic mi się nie stanie. Jestem bezpieczna. Potrafię o siebie zadbać. Naprawdę.
- Wiem o tym. Ale ona jest bezwzględna, jeśli chodzi o mnie.- szeptał, a w jego oczach pojawił się ostry i przeszywający ból.
- W ogóle, kim ona dla ciebie jest?
- To moja „ kuzynka”- mówiąc ostatnie słowo pokazał palcami cudzysłów- kiedy ją spotkałem po raz pierwszy przez przypadek ona zauroczyła się we mnie… Na początku odwzajemniałem jej uczucia. Ale tylko na początku. Później poznałem ją lepiej i dowiedziałem się, jakim strasznym człowiekiem ona jest…- szeptał.
- Byłeś z nią?
- Bardzo dawno.
Wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku sypialni. Wesoło machając nogami położyłam głowę na jego ramieniu.
- Nie zostawię cię.- powiedziałam uporczywie.- ani ty mnie. Odnajdę cię wszędzie- zagroziłam czując jak kładzie mnie na miękka pościel.
Z ulgą stwierdziłam, że materac tuż obok mnie się ugina.
Odwróciłam głowę w kierunku mojego narzeczonego.
- Mówię naprawdę. Nie wystraszy mnie byle, jaka psychiczna wampirzyca.- pocałowałam go namiętnie w usta i zarzuciłam jedną nogę na jego biodra i szczelnie owinęłam go ramionami, by mi nie uciekł.
- Wiem, że mówisz naprawdę. Zawsze odbieram twoje słowa na serio. Ale musimy wymyślić coś, co zapewni ci bezpieczeństwo.- szepną przyciągając mnie do siebie.
Wygodnie ułożyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy.
Leżeliśmy spleceni na łóżku przez długi czas.
Edward bawił się moimi włosami, a na moja skórę zaczęły padać pierwsze promyki wschodzącego słońca. Poczułam jak jego usta powędrowały na moje czoło, po czym lekko mnie od siebie odsuwając pojawił się tuż przede mną przygniatając do łóżka.
Otrzymałam kolejny pocałunek tym razem tuz przy linii żuchwy. Zamruczałam cicho z przyjemności i oparłam się na łokciach.
Edward ułożył swoją głowę na mojej piersi próbując wsłuchać się w miarowe i ciche bicie mojego dziwnego i popapranego serduszka…
Ej serducho! Ty nie żyjesz! Zwolnij obroty!
- Mam plan.- wyszeptał cicho nie podnosząc na mnie wzroku.
Odepchnęłam go od siebie delikatnie i zmusiłam go by popatrzył mi w oczy. Jego spojrzenie było tępe, przepełnione strachem i wątpliwościami.
- Mów…- wyszeptała głaszcząc go po wierzchu dłoni.

*    *   *

- Nienawidzę cię!- krzyknęłam łamiącym się głosem i wypadłam z pokoju trzaskając drzwiami.- Jak mogłeś w ogóle coś takiego powiedzieć!? Co gorsza zrobić!- darłam się jak opętana, przez co wszyscy wyszli na korytarz- Edward również.- Nienawidzę cię!- znów wykrzyknęłam do niego i pchnęłam go- Z nami koniec!- moje oczy mimowolnie wyschły.
Ruszyłam na dół po schodach czując na sobie spojrzenia wszystkich, a w szczególności jeden. Przeszywający do szpiku kości. Wredny i parszywy, a zarazem tak wesoły i szczęśliwy- Tanya…

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4