czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 6.

Moje życie jest coraz bardziej monotonne: szkoła, dom, jedzenie, sen, i tak na okrągło. Minął już tydzień, i ani razu nie spotkałam żadnego z Cullenów w lesie. Zdążyłam już wszystkich poznać, ale unikałam ich towarzystwa w szkole.
Teraz jest sobota, a dokładniej sobotni ranek. Przez cały tydzień zdążyłam już narobić zakupów. 
Wzięłam sobie winogrono i usiadłam na puchatej kanapie włączając telewizję.
Nagle cały dom ogarnął głos spikera Wiadomości:

Zaginął kolejny turysta - powiedział przygnębionym głosem. To juz czwarty zaginiony uznany za zmarłego przez straż leśną, która wciąż szuka zabójcy. Wszystkie morderstwa miały miejsce w terenach leśnych, a więc…

Zerwałam się z kanapy. To na pewno oni... A jeśli nie, to kto?! Inne wampiry?
Po ciele przeszły mi ciarki. Wyjęłam komórkę z kieszeni i wybrałam bardzo dobrze znany mi numer.
—Halo? Jacob?
—Tak, to ja — usłyszałam głos kolegi.
—Słyszałeś o zaginięciach? To na pewno oni, a jeśli nie oni, to do naszego miasteczka sprowadziły się nowe wampiry ludożercy.
—Czekaj, czekaj... O czym ty mówisz?
—Mówią o tym w wiadomościach! Zaginął kolejny turysta - już czwarty! A pierwszego znaleziono nieżywego w lesie ze zmasakrowanym gardłem!
—O cholera!
— Jak myślisz… to oni ?
—Nie wiem, możliwe, albo zaciągnęli za sobą jakieś świństwo - powiedział Jake i byłam pewna tego, że właśnie skrzywił się na myśl o innych wampirach.
—Trzeba ich obserwować. Nie mieszajcie się w to - oni wiedzą na razie o istnieniu jednego wilka, a w dokładności mnie...- jak się czegoś dowiem to zadzwonię.
—Uważaj na siebie.
—Dobrze. Cześć
—Pa! - cmoknęłam w mikrofon i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Poszłam na balkon zabierając stare wydanie "Wichrowych wzgórz".
Przebrałam się w komplet składający się z : czarne rurki i fioletową bluzę z kapturem , do tego jeszcze nauszniki, sportowe buty i w tym stroju ruszyłam do lasu z książką pod pachą. Kierowałam się wprost do mojej polanki, gdzie chodziłam z rodzicami, gdy miałam pięć lat.
O tej porze roku było tam mnóstwo kwiatów. Kocham przychodzić w to miejsce, tu podobnie jak w La Push czuję się dobrze i nie przejmuję się niczym.
Ciepłe powiewy wiatru rozdmuchują mi włosy, a wokół roznosi się piękny zapach niezliczonych kwiatów.
Nagle usłyszałam jakiś szelest, a potem poczułam na sobie czyjś wzrok. Raptownie wstałam przytulając do siebie powieść. Zaczęłam się oglądać; nic nie widziałam, gdy nagle w oddali zobaczyłam mężczyznę. Nie byle jakiego mężczyznę: to był Edward. Uśmiechał sie do mnie. Nagle nogi zrobiły mi sie jak z waty. Chłopak przybliżał się do mnie.
—Hej, co tu robisz? I to w dodatku sama ? O tak wczesnej porze? - zaczął wypytywać.
— Hej -uśmiechnęłam się nie odpowiadając na pytania. Znów usiadłam wygodnie na miękkiej trawie i zaczęłam czytać powieść.
Edward przybliżył się do mnie i usiadł obok.
—No to może przynajmniej powiesz co czytasz? - spytał uśmiechając się do mnie zniewalająco.
Uniosłam delikatnie wzrok znad książki by móc popatrzeć mu w oczy. Widać w nich było ciekawość, intrygę, zachwyt i jeszcze jedno uczucie, którego nie mogłam odczytać.
 —Wichrowe wzgórza  - na dowód tego uniosłam starą książkę ukazując startą okładkę.
Zapanowała niezręczna cisza.
—Wiesz, jesteś bardzo tajemnicza — powiedział nagle.
—Tak? A z jakiego to powodu? -spytałam rozbawiona.
—Nie wiem - powiedział przybliżając się do mnie. Uśmiechnęłam się.
—Powiem ci coś w tajemnicy - mina chłopaka spoważniała - Ty też jesteś dosyć tajemniczy.
Odetchnął, jakby kamień spadł mu z serca.
—Miło mi to słyszeć - uśmiechnął się szarmancko. - Odpowiesz na któreś z zadanych pytań?
—Czemu nie –powiedziałam - Ale na jakie?
—Hmm.... może pierwsze. Czemu jesteś tu sama? Nie boisz się? A tak właściwie co ty tu robisz?
—Po pierwsze to były dwa pytania sorki trzy i odpowiadając na nie, nie boję się. Bardo dobrze znam tą okolicę. Lubię tu przesiadywać. No i jak byś nie zauważył czytam książkę. - uśmiechnęłam się - Aaa... na resztę pytań nie odpowiem.
No bo co niby miałam mu powiedzieć ?! Moja matka była wampirem, a ojciec wilkołakiem i kiedy miałam pięć lat, jeszcze przed ich śmiercią, przychodziłam tu z nimi.
—Czemu?
—Bo... nie mam ochoty o tym z tobą rozmawiać! – krzyknęłam, a w oku zakręciła mi się łza i odruchowo cisnęłam medalion zwisający  z mojej szyi. Czułam na sobie jego wzrok. –Przepraszam… po prostu nie lubię o tym rozmawiać z obcymi.- Na policzku pojawiła się pierwsza łza. Szybko starłam ją rękawem.
—Nie płacz -powiedział ocierając mi kolejną łzę.
—Przepraszam jeszcze raz, że na ciebie nakrzyczałam. Muszę już iść.- Zerwałam sie na równe nogi i ruszyłam w kierunku domu.
—Poczekaj! —krzyknął za mną.-Odprowadzę cię kawałek.
—Nie trzeba – powiedziałam, nie zatrzymując się.
—Trzeba - odpowiedział łapiąc mnie za rękę. Zaraz potem jednak szybko wypuścił moją dłoń.
Drogę do mojego domu przeszliśmy w całkowitej ciszy.
—Dzięki za odprowadzenie i jeszcze raz przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam.
—Nic się nie stało.
—Może wejdziesz - spytałam

—Z wielką przyjemnością.

                                                              * * *

— Masz bardzo ładny dom —powiedział przyglądając mi się uważnie. - Mieszkasz sama?
—Tak. A co, przyszedłeś na  przeszpiegi? - spytałam z lekkim sarkastycznym uśmieszkiem. 
— Oczywiście, że nie!
—Tam jest salon. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko wezmę coś do jedzenia. Chcesz coś do picia? – spytałam - do wyboru kawa, herbata z cytryną i gorąca czekolada. -Powiedziałam uśmiechając się. Ciekawe co zrobi.  

— Poproszę gorącą czekoladę. 
Eeee... że co ?! WAMPIR CHCE GORĄCEJ CZEKOLADY!? 
—Już sie robi. -powiedziałam zdziwiona. Zostawiłam go i poszłam do kuchni zrobić dwa napoje.
 Kiedy skończyłam, pobiegłam do salonu, gdzie czekał na mnie Edward.
Położyłam kubki na stole i coś mi zaświtało w głowie.
—Pianki. Bez pianek ani rusz. - Pobiegłam do kuchni w towarzystwie cichego chichotu mojego gościa.
Na stół położyłam całą miskę pianek i sama wepchnęłam sobie do kubka trzy.
Czekolada była pyszna. Cały czas przyglądałam się mojemu gościowi. Patrzył na kubek z obrzydzeniem, ale nie dawał tego po sobie poznać i energicznym ruchem wziął małego   łyka .
—Hehe, nie bój się, nie dodałam tam żadnej trucizny. -Chłopak zaśmiał się cicho, biorąc drugi, o wiele większy łyk.
—Tak właściwie to co ty robiłeś na tej polanie? - Spytałam biorąc kolejny łyk i przy okazji zjadając piankę.
—Eee... no... ehm... Słyszałaś o tych zaginionych turystach? - zaczął zmieniać temat.
—Tak, ale nie opowiada się pytaniem na pytanie! 
—I nie boisz sie sama przechadzać po lesie ?
—Edward! -krzyknęłam nieźle poirytowana.
—Byłem się przewietrzyć. - powiedział szybko.
—I co, ty się nie bałeś przechadzać po lesie! - powiedziałam badając wyraz jego twarzy.
—Ja to co innego.
—Co innego? Jesteś takim samym nastolatkiem jak ja, tylko że mężczyzną, co nie zmienia faktu, że powinieneś czuć się zagrożony, bo  ci zaginieni to też dorośli mężczyźni. - zmieszałam go z błotem... 1:0 dla Swan!
Coś mamrotał sobie pod nosem. Wziął kolejnego łyka krzywiąc sie nieznacznie.
—Teraz ty odpowiedz na moje pytania. Ja odpowiedziałem na wcześniejsze. - wyminął się.
—Na jakie?
—Czy nie boisz się chodzić sama do lasu?
—Ja nie zwracam uwagi na to, czy jestem sama, przecież sama tu mieszkam. A ten las znam od najmłodszych lat. Więc czy można sie bać czegoś, co sie zna od dzieciństwa?- powiedziałam patrząc mu się w oczy.
—Mieszkasz sama?
—Tak...- umilkłam. - Możemy o tym nie gadać?
—Dobrze. - odpowiedział.

—Opowiedz coś o sobie.
- A co o mnie wiesz?
- Wiem że rozmawiam tu z tobą. Zaprosiłam do swojego domu, ale prawie cię nie znam. Wiem tylko, że przeprowadziłeś się tu z Alaski, masz przybranych rodziców Carlisle i Esme i rodzeństwo, które już poznałam drugiego dnia, a wiem jeszcze, że masz na imię Edward Cullen. -uśmiechnęłam się szeroko.
—Tak. - powiedział rozbawiony.- Co chcesz jeszcze wiedzieć?
—Czemu się tu przeprowadziliście?
—Już ci mówiłem. Przeprowadziliśmy się tutaj, ponieważ Carlisle dostał lepszą propozycję pracy -zmarszczył czoło.

—Rzeczywiście. Zapomniałam...- Edward wziął ostatniego łyka napoju i uśmiechnął się  triumfalnie.- muszę dopiąć tą informację do listy poprzedniej czyli że:Wiem że rozmawiam tu z tobą. Zaprosiłam do swojego domu, ale prawie cię nie znam. Wiem tylko, że przeprowadziłeś się tu z Alaski, masz przybranych rodziców Carlisle i Esme i rodzeństwo, które już poznałam drugiego dnia, a wiem jeszcze, że masz na imię Edward Cullen oraz wiem to żę przeprowadziłeś się do Forks poniewarz twój ojczym dostał leprzą ofertę pracy.- zaczęłam wyliczać wszystko na palcach. Rozbawiony chłopak patrzył na mnnie z niedowierzaniem.
Pewnie myśli czy jestem taka głupia czy tylko udaję.
—Daj… Wyniosę do kuchni. - Wyciągnęłam rękę w której zaraz ukazało się brudne naczynie.  Wstałam z fotela i pomaszerowałam do sąsiedniego pomieszczenia.
Szczerze mówiąc, to nie sądziłam że kiedykolwiek zaprzyjaźnię się z wampirem.
No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, co nie ?
Wstawiłam naczynia do zmywarki i ruszyłam do salonu.
Na środku pokoju, tuż przy kominku stał Edward trzymający w ręce zdjęcie moich rodziców przytulających się do siebie.
—To moi rodzice.- powiedziałam. 
On chyba nie zorientował się, że już tu jestem, bo po mojej wypowiedzi wzdrygnął się lekko i odwrócił w moją stronę.
—Muszą być dumni z takiej córki. -  powiedział jeszcze bardziej intensywnie wpatrując się w zdjęcie.
—Oni nie żyją - powiedziałam ze smutną miną i odwróciłam się do niego plecami.
Usłyszałam cichy stuk drewnianej ramki o kominek. Edward owinął mnie swoimi ramionami i przytulił. 
—Przepraszam - wyszeptał do mojego ucha, aż przeszedł mnie dreszcz.
Przy nim czuje się bezpiecznie, nie tak jak ze sforą. W jego ramionach czuję się tak bezbronna. Obróciłam się do niego przodem, wciąż nie wyplątując się z jego uścisku i wtulając się w jego ramię.
Usłyszałam jak rytm mojego serca przyśpieszył, poczułam pieczenie policzków. 
(Pewnie teraz jestem czerwona jak burak). Uśmiechnęłam się do siebie i mocniej wtuliłam w Edwarda. 
Hmm... chyba się zakochałam, pewnie bez wzajemności...
Dziewczyno! Obudź się ! On chciał cię tylko pocieszyć bo wypalił coś niestosownego !!
Szybko oderwałam się od Edwarda.
—Chyba już musisz iść.- powiedziałam z kamienną twarzą, wywołując na twarzy Edwarda ledwie widoczne zdziwienie. – Chodź, odprowadzę cię.
Chłopak bez słowa ruszył za mną w kierunku drzwi, przez które po chwili przeszedł, bym mogła szybko je zamknąć i nie myśleć o tym co przed chwilą się stało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4