Już przez godzinę leżę na łóżku z wciśniętą głową w wielką, puchową poduszkę, co chwilę wyładowując na niej złość.
Czemu musiałam się w nim zakochać ?! Ja ZACZYNAM BYĆ NIENORMALNA ! Ehhh... Po co ja się oszukuję, zawsze byłam świrnięta. A z resztą Edward Jest wampirem, a ja... no dobra jestem pół wampirem, ale też pół wilkiem.
Co on pomyśli jeśli się dowie ?! A z resztą on mi jeszcze nic nie powiedział o tym, że jest wampirem.
No, to jasne, że ci nie powiedział! ON CIĘ PRAWIE NIE ZNA !
Zaczęłam się na siebie wydzierać w myślach.
Nie no ja zaraz zwariuję do reszty! Jest północ, a ja nie mam ochoty iść spać !
Wstałam z łóżka zakładając na siebie ciepły, puchowy, niebieski szlafrok i duże kapcie.
Usiadłam przed telewizorem i skakałam z kanału na kanał.
To nie. To nudne. Nagle włączyłam jakiś horror. Scena przedstawiał dziewczynę, która ma zaraz otworzyć głupie drzwi. To banał, ale ja się boję nawet takich banalnych horrorów. Nie przełączyłam jednak, do póki bohaterka jak mniemam tego filmu nie otworzyła tych drzwi i nie wskoczyło na nią jakieś monstrum. Przełączyłam kanał z wrzaskiem. Moje serce zaczęło walić jak szalone.
Zaczęłam znowu lecieć po kanałach i śmiać się z własnej głupoty. Wreszcie natknęłam się na jakąś animowaną bajkę.
Muszę się przyznać - we mnie wciąż siedzi takie malutkie dziecko.
Zaczęłam oglądać, lecz w końcu okazało się, że to nie była taka bajka dla dzieci. Było w niej strasznie dużo przemocy. To jedne z tych zwierzaczków odrąbało sobie nogę łyżeczką, to drugi zrobił z mózgu popcorn…(Happy Tree Friends – tak to się nazywa, jakby ktoś chciał wiedzieć – autorka) bleee.... Ohyda. Wzdrygnęłam się przełączając znowu na inny kanał.
Powoli moje oczy zaczęły się kleić i nim się zorientowałam już spałam jak zabita na kanapie w pokoju.
Następnego dnia obudził mnie głośny trzask rozbijającego się talerza. Zerwałam się z kanapy, co nie było zbytnio mądrym posunięciem, bo z hukiem spadłam na podłogę.
Obolała i poobijana podreptałam leniwie do kuchni, gdzie ujrzałam Jacob'a krzątającego za blatem kuchennym.
—Jesteś bardzo skutecznym budzikiem. – powiedziałam, siadając na jednym z krzeseł przy stole.
—Oj nie przesadzaj, wcale tak głośno nie hałasowałem. - zrobił minę niewiniątka.
—Tak, wcale, tylko zbiłeś talerz. A to jest bardzo duża różnica!
—Po pierwsze nie talerz, tylko szklankę. Po drugie robię ci pyszne śniadanie, żeby cię obudzić i po trzecie czemu tu tak jedzie pijawkami ?! - wykrzyczał ostatnie zdanie.
—Po pierwsze nie używaj słowa pijawki, bo czuję się urażona. Po drugie: proszę szybko to śniadanie, bo jak nie, to ciebie zjem i po trzecie - to mój dom i mogę gościć kogo chcę. -spiorunowałam go spojrzeniem.
—Dobrze. Dobrze nie bulwersuj się tak, Loka. Złość piękności szkodzi. - uśmiechnął się do mnie . Odpowiedziałam mu głośnym warknięciem.
Po paru minutach pod moim nosem wylądował talerz jajecznicy i kubek gorącej herbaty.
—Dzięki.- uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Potrawa była smaczna. Nie powiem - Jake ma talent do gotowania.
—Jedz, jedz. Musisz mieć dużo siły, żeby dziś mnie pokonać. I resztę też.- Zadławiłam się jajecznicą i zaczęłam kaszleć, po czym wzięłam łyk herbaty.
—ŻE CO?! – wrzasnęłam.
—No, przyszedłem po ciebie, bo Sam zarządził trening. -uśmiechnął się do mnie.
—Kiedy tam mamy być? – spytałam.
—Jak najszybciej.
—Idę się ubierać.
—A jajecznica?
—Nie chcę. Zjedz sobie, jak chcesz!- krzyknęłam już ze swojego pokoju.
Szybko wpadłam do garderoby.
Założyłam czarne rurki i fioletową bluzę z adidasa z dość jaskrawym zamkiem.
—Jacob, pośpiesz się ! -krzyknęłam zakładając trampki i szalik.
—Bella, uspokój się. To był żart.
—Żart ?! To prima aprilis, czy co ?! Wynocha, idę spać!- wywaliłam chłopaka za drzwi, a sama ruszyłam w stronę kanapy, wskakując wprost w miękką kołdrę.
Wzięłam do rąk moją ukochaną książkę i zaczęłam ją czytać już chyba setny raz.
Nagle usłyszałam ciche i żałosne miauczenie kota.Rozglądnęłam się po domu co było głupim posunięciem po czym wyglądnęłam przez drzwi.
Lał deszcz a na podjeździe zauważyłam średniego wieku kota o dziwnym kolorze sierści posklejanej przez zanieczyszczenia i dużych przenikliwych zielonych oczach.
Patrzył się na mnie tak słodko i bezradnie że podeszłam do niego i wzięłam go na ręce przez co automatycznie zaczął mruczeć.
Weszłam z nim do ciepłego domu kierując się prosto do łazienki, gdzie nalałam trochę ciepłej wody, w której umyłam kota. Nie obyło się to oczywiście bez licznych protestów z jego strony i zadrapań ostrymi pazurami, ale w końcu wyciągnęłam go z wody i postawiłam na toaletce wycierając sierść ręcznikiem.
Po wysuszeniu wyglądał jak puszysta kula. Ugładziłam mu sierść która nabrała jeszcze więcej koloru. Kot zaczął mruczeć i ocierać się o mnie. Wzięłam go na ręce i skierowałam się do kuchni.
Kot przemieszczał się za mną krok w krok od lodówki do mikrofali potem do kuchenki gazowej i do szafek.
W końcu wyciągnęłam małą miskę i nalałam mleka. Kot szybko zajął się jedzeniem przez co sama mogłam dokończyć przyrządzanie swojego obiadu.
* * *
Tym razem już w swoim pokoju. Położyłam się do swojego łóżka i zasnęłam z kotem leżącym mi w nogach...
"Siedziałam z Edwardem na łące pełnej lawendowych i błękitnych kwiatów.
Przytuliłam sie do niego, a on pocałował mnie we włosy. Chwila była magiczna, do póki na polanie nie znalazł się Jacob, który rzucił się na miedzianowłosego wampira pod postacią wilka."
Zerwałam sie z krzykiem. Oddychałam nierównomiernie, co wzmocniło się jeszcze bardziej, gdy ujrzałam obok okna Edwarda wpatrującego sie we mnie intensywnie. Lekko odwróciłam wzrok aby zapalić lampkę, lecz gdy popatrzyłam znowu w to samo miejsce, już nikogo tam nie było, tylko firanki tańczyły na wietrze dostającym się do mojego pokoju przez okno.
To dziwne, nie przypominam sobie, abym je otworzyła.
Wstałam przeciągając się, po czym zatrzasnęłam okno uspokajając tym samym wirujące zasłony.
Po koszmarze o Edwardzie i Jake’u trudno było mi zasnąć, ale jednak w końcu się udało.Tym razem nie dokuczały mi złe sny.
Następnego dnia obudziły mnie poranne promienie słońca, które wpadały przez okno, jednak pogoda szybko się zmieniła i znów słońce schowało się za chmury. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu kota, ale nigdzie go nie było, a drzwi do mojego pokoju były zamknięte.
-Pewnie dał w nocy drapaka przez okno.-stwierdziłam
Zrezygnowana, ociągając się, wstałam z łóżka i ślimaczym krokiem, przecierając zaspane oczy, otworzyłam drzwi od mojej garderoby.
Wyciągnęłam z niej czarne rurki i fioletowąbluzkęz okrągłym dekoltem, była ona długa, a do połowy miała wszyte małe materiałowe guziczki.
Szybko wraz z ubraniami wbiegłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, uczesałam się i ubrałam, potem znowu wróciłam do mojego pokoju i usiadłam przed misternie wyrzeźbioną toaletką z lustrem i zaczęłam sobie robić makijaż. Leciutko podkręciłam rzęsy spiralą i nałożyłam na policzki odrobinkę różu. Na mojej szyi jak zwykle dyndał łańcuszek, który wyłowiłam z wody.
Chwyciłam torbę z książkami i zbiegłam na dół.
Szybko złapałam jabłko i poleciałam jak najszybciej do ganku.
Okręciłam sobie szyję puchatym, brązowym szalem, na uszy włożyłam tego samego koloru nauszniki i zarzuciłam na siebie płaszcz, którego kolor przypominał karmel.
Otworzyłam drzwi frontowe, a moją twarz owiał wilgotny wiatr. Pada deszcz.
—Bez parasola ani rusz. - powiedziałam sama do siebie i zatrzasnęłam drzwi od domu. Już po chwili wsiadałam do auta kierując sie do szkoły.
Gdy dotarłam pod szkołę, stanęłam na moim stałym miejscu.
Nikogo nie było. Czyżby było aż tak wcześnie? Popatrzyłam na zegarek w aucie i wytrzeszczyłam oczy.
—Nic dziwnego, że nikogo nie ma. Jest dziesięć po siódmej. Jest jeszcze niecała godzina do dzwonka!- wściekłam się sama na siebie i usiadłam po turecku na fotelu kierowcy.
Wyciągnęłam z torby książkę do biologii i zaczęłam czytać.
Ciszę w aucie przerywały tylko miarowe stukania kropli deszczu o szybę i ciche mruczenie silnika mojego auta.
Powoli parking zaczął się zapełniać, ale ja jakoś nie zwracałam na to uwagi. Czekałam tylko na dzwonek, który jak na złość nie chciał zadzwonić.
Nagle całą ciszę zakłóciło jakieś nierówne pukanie do okna.
Oderwałam oczy od książki i opuściłam szybę tak, by zobaczyć natręta, który się do mnie przyczepił.
Po drugiej stronie stał nie kto inny, jak Mike Newton, który przystawiał się do mnie już od samego początku! Nie może zrozumieć, że nie chcę z nim być, ale i tak dziecko nierozumne nie chce się odczepić!
—Hej, Bella!
—Dla ciebie Isabella - popatrzyłam na niego chłodno, a jego serce lekko przyśpieszyło swój rytm.—Czego chcesz ?
—Czy nie poszłabyś ze...
—Nie! - powiedziałam i zamknęłam okno. Jednak on jak natrętna mucha nie chciał się odczepić, chociaż co ja mówię - jest dużo gorszy od muchy, bo ma ręce, nogi oraz mózg, ale co do tego ostatniego mam wątpliwości.
Drzwi do mojego auta otworzyły się, a przez nie dostała się głowa Mike’a!
—Nawet nie wiesz, gdzie chcę cię zabrać! -powiedział z wyrzutem.
—Ty nie masz rozumu, czy co?! - krzyknęłam już nieźle wkurzona. - Niezależnie gdzie chcesz mnie zabrać, nie pójdę tam z tobą - wryj to sobie do swojego zakutego łba! - krzyknęłam wypychając go z auta.
Zamknęłam drzwi i kontynuowałam czytanie książki na biologię. Usłyszałam jak dzwonek zaczął dzwonić.
Szybko wyszłam z auta, zatrzasnęłam drzwi równocześnie biorąc torbę i pobiegłam do sali lekcyjnej.
Pierwsza lekcja: Biologia. Nudy.. chociaż jest jeden plus - będę tam z Edwardem.
Chłopak siedział już w ławce. Podeszłam do niego i zajęłam miejsce.
Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam dziubać okładkę cyrklem.
—Hej -usłyszałam głos Edwarda.
—Cześć - odpowiedziałam nie odrywając wzroku od zeszytu.
—W czym ci ten zeszyt zawinił? - spytał rozbawiony.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, po czym wróciłam do poprzedniego zajęcia.
—W niczym - to Mike Newton go na to naraził.- wypowiadając jego imię wkuwałam się mocniej – tak, że zapewne na blacie pozostało parę dziurek.- Dureń przyczepił się do mnie i nie chce się odczepić! Pewnie nie da mi spokoju, póki nie skończę tego liceum!Albo nie znajdę sobie chłopaka!
Usłyszałam jak Edward śmieje się pod nosem. Spojrzałam na niego i obdarzyłam go jednym ze swoich morderczych spojrzeń.
—Z czego się śmiejesz?! Jak by do ciebie przyczepiła się jakaś dziewczyna i nie chciała odczepić to też byś wariował?!
—Jak byś nie zauważyła, to prawie wszystkie dziewczyny mdleją na mój widok.
—No wiem, ale ty już zapewne masz kilkusetletnią wprawę.- Ups... Przysięgam, jak wrócę do domu to wyszoruję sobie język mydłem!
—Co?- spytał.
—Nic, nic... Tak mi się jakoś powiedziało.- odparłam speszona, a do sali wszedł nauczyciel ratując mi skórę.
Lekcja była bardzo nudna, ale udawałam że mnie interesuje, bo czułam na sobie wzrok Edwarda. Zawzięcie bazgrałam jakieś nic nie znaczące notatki w zeszycie, gdy wreszcie zadzwonił dzwonek. Jako pierwsza wypadłam z sali lekcyjnej i od razu udałam się do klasy hiszpańskiego. Lekcja minęła szybko - podobnie jak dwie następne.
Wreszcie upragniony Lunch!
Weszłam do stołówki i złapałam tacę.
Pierwszy raz od paru miesięcy zjem coś ze szkolnego bufetu, a dokładnie tym czymś była sałatka. Nagle ktoś do mnie podszedł.
Byłam pewna, że to Newton, ale jakie było moje dziwienie, gdy zamiast niego ujrzałam nie chłopaka, tylko dziewczynę, a dokładniej Alice Cullen.
—Chodź, usiądziesz z nami! - powiedziała podekscytowana łapiąc mnie pod rękę.
Szybko dotarłyśmy do stolika, po czym zostałam wręcz wepchnięta na krzesło, które jak na złość stało obok Edwarda. Czułam na sobie wzrok zgromadzonych, a wokół nas panowała niezręczna cisza.
—No to tak: mam na imię Alice. Edwarda już znasz z wiadomych przyczyn. Ten blondyn to mój ukochany Jazz.-pokazała w kierunku chłopaka siedzącego obok niej.-tamta blondyna to Rose.
—Tylko nie blondyna! - zbulwersowała się Rosalie biorąc łyk coli. Skrzywiła się nieznacznie i odstawiła napój z powrotem.
—Dobrze, dobrze. To jedziemy dalej. Ten muskularny to Emmett i już wszystkich znasz.
Wyszczerzyła się szeroko i przytuliła się do mnie powodując u mnie szok i zdziwienie wszystkich siedzących przy stoliku.
—Alice, uspokój się, bo mnie udusisz...-powiedziałam na końcu łapiąc spazmatyczny haust powietrza
—Sorki. -uśmiechnęła się przepraszająco wypuszczając mnie ze swoich objęć.
—To wypada się przedstawić. Mam na imię Isabella, ale wolę jak się mówi do mnie Bella.
—O, to nowość, ktoś woli przezwisko od własnego imienia. Edziu powinieneś brać z niej przykład. -zaczął się śmiać Emmett powodując ciche warknięcie Edwarda.
—Nie mów tak do mnie! -powiedział przez zaciśnięte zęby.
—Będę tak mówił, kiedy będzie mi się podobało!
Więcej ich już nie słuchałam. Zaczęłam przyglądać się reszcie rodzeństwu.
Rosalie może i jest ładna, ale jakoś nie przekonuje mnie do siebie... Zaraz obok niej siedzi Jazz. Biedak walczy ze sobą, aby na nikogo się nie rzucić. Cieszę się, że nie jestem wampirem tylko hybrydą, bo nie muszę zwalczać w sobie pragnienia.
Widziałam jak Alice delikatnie ściska mu rękę dodając otuchy.
W tle można było usłyszeć dalsze przekomarzanie się Edwarda i Emmetta.
Wzięłam do ust kęs sałatki - muszę przyznać - jest nawet dobra jak na szkolne żarcie.
Po zjedzeniu sałatki wzięłam łyk soku i zaczęłam przyglądać sie dalszej konwersacji Edwarda i tego misiowatego olbrzyma.
Delikatnie szturchnęłam Alice łokciem.
—Oni tak zawsze na temat przezwisk?- spytałam nie patrząc na nią.
—No. -przyznała mi rację.
—Że to ich nie męczy. -uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na zegarek.- Jeny! Już tak późno?! Ja teraz mam w-f! - Zerwałam sie łapiąc torbę, wzięłam jeszcze tacę i wyrzuciłam resztki do kosza.
—Poczekaj, ja też mam w-f, pójdziemy razem!- powiedziała Alice łapiąc mnie znowu pod rękę i ruszyłyśmy razem do sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz