piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział 8.


Lekcja z Alice minęła bardo szybko, zresztą dwie pozostałe lekcje minęły podobnie.
Do auta zostałam odprowadzona przez całą piątkę wampirów.
Gdy tylko weszłam do domu rzuciłam się wycieńczona na łóżko w moim pokoju. 
—Co by tu dzisiaj zrobić? - pomyślałam  głośno - Może popływam? - Zastanowiłam się drapiąc po głowie. -Zdecydowanie tak!
Złapałam za torbę, spakowałam dwuczęściowy strój kąpielowy, w którym najwygodniej mi się pływa. To co najbardziej podoba mi się w byciu taką hybrydą jest to że nie marznę.

Udałam się w stronę wyjścia i wybiegłam z domu w kierunku parku

Tym razem nie wzięłam auta i z przewieszoną przez głowę torbą pobiegłam w stronę La push. 
Bieganie sprawiało mi okropnie dużą przyjemność, nawet jeśli nie byłam przemieniona w wilkołaka.  Nim się zorientowałam byłam już nad wybrzeżem w rezerwacie.
Rzuciłam torbę na piasek, przebrałam się i wbiegłam wprost do lodowatej wody.

Płynęłam coraz dalej i dalej aby dać upust swoim emocjom . Pływałam jeszcze dosyć długo lecz w końcu byłam już zbyt zmęczona, by ciągle wykonywać tę czynność  i  usiadłam na skale łączącej brzeg i morską toń. Słońce chyliło się ku zachodowi, przez co na niebie ukazywały się jasnopomarańczowe i ciemnoczerwone smugi.

Wytarłam się dokładnie i przebrałam w świeże ciuchy po czym zajęłam poprzednie miejsce wymachując wesoło nogami.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy ciepłymi dłońmi.
—Zgadnij kto to!- usłyszałam głos najlepszego przyjaciela.
—No nie wiem… Leah? Emily?
—Czy ja mam tak dziewczęcy głos?! - wykrzyknął Jacob odkrywając mi oczy i siadając obok.
—Nie no, żartowałam - odpowiedziałam dając mu sójkę w bok.
—Bella… ehh..- zająkał się
—Co się stało? - spytałam podejrzliwie. 
—Bella masz zakaz spotykania się z tymi wampirami rozumiesz?!- powiedział łapiąc mnie za ramiona i potrząsając mną lekko.

Teraz to mnie zatkał.

—Że co!?- krzyknęłam na niego wściekła - TY MI ZAKAZUJESZ?!  Oni są równie niebezpieczni jak wy! Ja jestem w połowie taka sama jak oni!- mogłam przysiądź że para wychodziła mi uszami.
—Dobra, Bella, uspokój się! Po prostu masz się słuchać i z nimi nie przebywać!
—Właśnie że się nie uspokoję!- zerwałam się na równe nogi i pobiegłam z powrotem do domu przez las.
Miałam szczęście że przynajmniej się przebrałam, bo zrobiło się strasznie zimno. Biegłam przed siebie, gdy nagle wpadłam na polanę.
       Trawa była wyschnięta, podobnie jak rosnące tam kwiaty, lecz nie to przykuło moją uwagę. Na końcu polany znajdował się wampir stojący nad ciałem nieżywej dziewczyny.
Rozpoznałam go. To był Laurent. Pomagał Victorii,  lecz potem przeszedł na naszą stronę. 
—Laurent?
—Bella.- powiedział podchodząc do mnie w wampiryzm tempie - nie spodziewałem się ciebie tutaj.- Szedłem z wizytą do Sfory, ale patrząc na to, że nie ma cię z nimi… Pewnie już nie zamieszkują tych terenów.-mężczyzna czekał na moją odpowiedź. 
Co mam zrobić? Przecież nie wiem, jakie on ma do nich zamiary. Nie chcę ich narażać. Jedyny sposób kłamać w żywe oczy.
—Tak, wyjechali niedawno.- nagle poczułam takie dziwne uczucie, że aż na karku pojawia mi się gęsia skórka. Rozglądnęłam się dookoła szukając zagrożenia, ale w końcu znów zawiesiłam oczy na moim rozmówcy.
—Dziwię się, że cię zostawili.- przymrużył oczy w zastanowieniu - nie byłaś ich pupilką?
—Tak. W pewnym sensie.
—Często cię odwiedzają?
—Oczywiście! Bez przerwy!- odpowiedziałam radośnie. Chociaż to było prawdą.- przekażę im że wpadłeś jeśli chcesz… Choć nie powinnam mówić tego Jacob’owi, bo jest wobec mnie bardzo opiekuńczy.
—Ale teraz go nie ma.- drążył natarczywie.
—Po co przyszedłeś? - zmieniłam temat.
—Przysługa dla Victorii.- patrzyłam na niego przez chwilkę.
—Dla Victorii?- spytałam przerażona.
—Prosiła mnie, żebym sprawdził, czy nadal jesteś pod opieką tej twojej watahy. Uważa że sprawiedliwe będzie zabicie całego waszego rodu jeśli twoi rodzice wygnali ją  z Forks wraz z jej narzeczonym James’em za to, że pili ludzką krew. Oko za oko.
—Oni zorientują się kto to zrobił i zabiją was przy pierwszej lepszej okazji!- wykrzyczałam już trochę bardziej wystraszona.
—Nie sądzę. W końcu cóż mogłaś dla nich znaczyć, jeśli zostawili cię całkiem samą?- przerwał- ahh… Victoria będzie zła, jeśli cię zabiję.- cofnęłam się przerażona do tyłu.- ale nie mogę się powstrzymać.
Nie dam sama rady go pokonać. Zbyt dawno piłam krew!
—Proszę nie rób tego! Przecież nam pomogłeś!- odległość między nami natychmiast się zmniejszyła.
—Cii… Nie bój się. Oddaję ci przysługę, Victoria planowała śmierć powolną, bolesną. A ja zrobię to szybko.- szepnął mi do ucha. – obiecuję: nic nie poczujesz.- przymierzył się już do skoku.
To dziwne uczucie natężyło się jeszcze bardziej.
Nagle poczułam mocne uderzenie w brzuch - nie było to na pewno ugryzienie, ale chyba ten wstrząs złamał mi kilka żeber, bo odczuwałam okropny ból w klatce piersiowej. Upadłam na ziemię i zamknęłam oczy. Nie chciałam nic widzieć, po prostu czekałam na następne uderzenie, lecz zamiast tego usłyszałam przerażający krzyk Laurenta i trzask drewna.
Otworzyłam oczy próbując wstać, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Zaczęłam spazmatycznie oddychać, po czym znowu zamknęłam oczy. 
Ból ciągle się nasilał,  ale ja nie miałam zamiaru zemdleć. Byłam zbyt ciekawa co stało się z Laurent’em. Poczułam jak ziemia zaczęła lekko podrygiwać, a potem ktoś wziął mnie na ręce.
—Edward, zanieś ja do nas do domu. Zaraz przybiegnę.- Jezu to Cullen'owie! Byli tu przez cały czas i słyszeli naszą rozmowę! Uspokoiłam swój oddech i zacisnęłam mocno oczy, tak aby mnie nic nie podkusiło, żeby zerknąć na Edwarda.
Czułam na twarzy zimny wiatr pomieszany z kropelkami deszczu.
Po niedługim czasie dotarliśmy na miejsce, bo nie czułam żebyśmy znajdowali się na zewnątrz.
Nagle miejsce mojego położenia zmieniło się z rąk Edwarda na miękką kanapę. Otworzyłam oczy i rzeczywiście nie znajdowałam się już w lesie. Nade mną widniał biały sufit.
A może to nie stało się naprawdę, a ja znajduję się w psychiatryku? Tę myśl rozwiał widok pięknie umeblowanego pokoju z kominkiem w którym trzaskało palące się drewno.
Nikogo wokół mnie nie było. Postanowiłam porozglądać się jeszcze troszkę.
Jedna ze ścian zbudowana była z samego szkła, co optyczne powiększało ten pokój. Kolory były stonowane, przez co wydawał się przytulny. Niedaleko stał plazmowy telewizor i szklany stolik.
Nagle coś mnie przykryło. Zerwałam się przestraszona, co spowodowało jeszcze gorszy ból.
Szybko przyjrzałam się dziwnemu zjawisku, któro wcale a wcale nie było takie dziwne. Zwykły koc.
—Bella, nic ci nie jest?- spytał Edward przykucając obok kanapy. na której się znajdowałam.
Nic nie odpowiedziałam. Zamknęłam oczy i owinęłam rękami klatkę piersiową wyczuwając dziwne wybrzuszenia i zapadłości. Tak bardzo chciałam, żeby się to nie sprawdziło, ale jednak - mam połamane żebra. Jeśli mi będą je nastawiać to będzie jeszcze gorzej. Usłyszałam jak do pokoju wbiega jakaś osoba.
— I co z nią?- spytał jakiś mężczyzna
—Nie ma z nią kontaktu .
—Jest ze mną kontakt, ale jak byś miał połamane żebra to  raczej też nie wykrztusiłbyś słowa!- zasyczałam z bólu i zacisnęłam mocno oczy.
—Zaraz będzie dobrze.- powiedziała osoba, której jeszcze nie znałam.- Nastawię ci te żebra.
—Nie trzeba, one zaraz się same nastawią. Naprawdę.- mówiłam już spokojniej.
Minęła może godzina przez którą żebra leniwie przesuwały się na swoje miejsca sprawiając mi przy tym trochę bólu, czego reakcją było ciche syczenie mojego wydania.
W końcu jednak ta katusza się zakończyła, a ja mogłam wziąć głęboki oddech uspokajając swoje rozkołatane serce i pomotane myśli.
Powoli otworzyłam oczy. Było już ciemno, a mrok przeszywany był tylko nikłymi światełkami świec i lampek porozstawianych po meblach.
Byłam przykryta ciepłym i puszystym kocem który dawał mi chodź troszeczkę poczucia bezpieczeństwa.  
Przekręciłam głowę na bok i o mało nie spadłam z kanapy gdy ujrzałam Edwarda  czytającego jakąś książkę na fotelu obok. 
Uspokoiłam się troszkę po czym wy dusiłam z siebie kilka słów:
—Dziękuję, że uratowaliście mnie przed Laurent’em.
—Bella.- powiedział zaskoczony, po czym w wampirzym tempie podszedł do mnie przykucając przy kanapie.- Obudziłaś się już.- jego słodki oddech owiał mi twarz, przez co zakręciło mi się w głowie.- właściwie to czego on od ciebie chciał?
—Nic ważnego.- skłamałam siadając.-stare rodzinne porachunki- uśmiechnęłam się lekko, z czego pewnie wyszedł grymas.
—Bello… Kim ty jesteś?- spytał przeszywając mnie wzrokiem
—Zwykłą licealistką. Nie pamiętasz? Chodzimy razem na biologię- odpowiedziałam wymijająco.
—Bello wiesz, że mi nie chodzi o to!- powiedział niezadowolony- chodzi mi czym jesteś?
—Czym ja jestem?... Hmm… Jestem jakimś mieszańcem, wampira i wilkołaka. Wiem, że to nierealne, ale na tym świecie żyją różne dziwne istoty.- uśmiechnęłam się.- sam jesteś jedną z takich istot.
—Wiem.- powiedział  siadając obok mnie na kanapie.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Speszyłam się troszkę, a moje policzki zaczęły mnie nieprzyjemnie szczypać. Odwróciłam wzrok odsuwając się od niego nieznacznie.
—Muszę już wracać.- powiedziałam wstając z kanapy i chwiejąc się lekko.
—Zostań.- złapał mnie za dłoń, przez co po moim cele przeszedł przyjemny dreszcz.- Esme by mnie zabiła, gdybym cię wypuścił w nocy samą, w dodatku przed chwilą miałaś połamane żebra. Zostań, rano osobiście cię odwiozę do domu.- uśmiechnął się do mnie zniewalająco, przez co nogi się lekko pode mną ugięły.
—Dobrze.-przerwałam na chwilę - Kim jest Esme?
—Moja przybrana mama.- uśmiechnęłam się.- jest teraz na górze i pewnie robi coś dla ciebie do jedzenia, bo Alice powiedziała, że za niedługo się obudzisz.
—To miłe.-uśmiechnęłam się i na wieść o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu.- Hehe, jedzenie by mi się przydało, bo mój żołądek zaraz mnie wessie.
—Chodź.- uśmiechnął się rozbawiony, po czym znów biorąc mnie za rękę poprowadził w kierunku kuchni.
Droga nie była długa i już po chwili przed moimi oczami pojawiła się kuchnia.
Była prześliczna. Tak jak i w salonie jedna ze ścian była ze szkła, a zaraz obok znajdowały się drzwi na balkon, do którego dostawało wielkie drzewo.
Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na drobną kobietę krzątająco się przy kuchence .
Słyszałam jak nuciła sobie pod nosem jakąś wesołą melodyjkę. Wydaje się być miłą osobą.
Zostałam doprowadzona do mahoniowego stołu z pięknymi rzeźbionymi nogami.
Tuż obok mnie usiadł Edward i po dosłownie kilku sekundach przede mną wylądował talerz ze smakowicie wyglądającą  jajecznicą.
Bez zastanowienia  wzięłam do ręki podany mi wcześniej sztuciec zaczynając jeść potrawę.
Jadłam dosyć szybko pomimo tego, że jajka były dość gorące.
—Jeszcze chyba nigdy nie jadłam tak dobrej jajecznicy.- powiedziałam po skończeniu jedzenia potrawy.
—Miło mi to słyszeć- odpowiedziała na moją pochwałę kobieta - mam na imię Esme.
—Tak, wiem- uśmiechnęłam się do kobiety- miło mi panią poznać.
—Mów mi bez per pani, po prostu Esme.- Kobieta wręcz tryskała radością, która wypełniała całe pomieszczenie. Jeszcze tak wesołej wampirzycy nie widziałam, no może oprócz Alice.
U nich w rodzinie chyba wszyscy są pozytywnie naładowani.
—Bella? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Edwarda.
—Tak?
—Chodź do salonu. Reszta wróciła z polowania i chcą się z tobą lepiej zapoznać.
Powoli zeszliśmy do salonu gdzie czekali na nas już wszyscy.
Usiadłam na fotelu podkulając nogi do brody.
—No to co chcecie wiedzieć?- skierowałam pytanie do zgromadzonych  
—Czym jesteś?- spytał przybrany ojciec Edwarda
—Jestem  pół wamirem i pół wilkołakiem. Wiem, że to dziwne, ale prawdziwe.- uśmiechnęłam się
—Dlaczego nam nie powiedziałaś, że nie jesteś człowiekiem?- to pytanie zadała Alice
—Nie powiedziałam wam kim jestem z tego samego powodu przez który wy nie powiedzieliście mi że jesteście wampirami.
—Czym się żywisz?- spytał Jazz.
—Krwią, ale krwią zwierzęcą oraz zwykłym jedzeniem.
—Jak to się stało że jesteś hybrydą?- spytał Carlisle
—Jestem taka od urodzenia.
—Gdzie są twoi rodzice?- spytał Emmett.
Mina mi zrzedła. Czemu Emmett’owi do głowy przyszło akurat to pytanie?!
—Delikatny temat. Nie lubię o tym rozmawiać.
—Dlaczego?- dociekał, przez co oberwał od Rosalie w łeb.- Au! To bolało!- wydarł się 
—I miało boleć.- powiedziała ozięble Rose.- Zabiorę go stąd zanim znów walnie jakąś głupotę - powiedziała wyprowadzając Emmetta z pokoju.

Gdy Emm wraz z Rosalie zniknęli na schodach usłyszałam pytanie wypływające  z ust Jazza.

-Posiadasz jakikolwiek dar?
-Tak. Potrafię nałożyć na siebie oraz inne osoby tarczę, dzięki której nie można dostać się w żaden mentalny sposób do umysłu. Potrafię przemienić się w wilkołaka. I jest jeszcze jeden dar, którego nie opanowałam i nie ćwiczę nad nim z powodu braku czasu. Jest to panowanie nad wodą.-Ciekawe. -wyszeptał Carlisle.
-Jesteś nieśmiertelna?- spytała ostrożnie Alice.
- Tak. W wieku 18 lat nasz organizm się zatrzymuje w rozwoju fizycznym. Wiem o tym bo spotkałam kilku podobnych do mnie.
- Wiedzą o tobie Volturi?- tym razem był to Edward.
-Wiedzą. Ale nigdy osobiście ich nie spotkałam.
Ziewnęłam zmęczona. Przecież był środek nocy!
—Dobra, dajmy jej już spokój. Wszystkiego co najważniejsze już się dowiedzieliśmy.- powiedziała Alice wyczuwając sytuację.- Niech się dziewczyna wyśpi, pewnie jest zmęczona.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi.
—Dzięki!- szepnęłam do Alice.
—Nie ma sprawy - odszepnęła mi nieco głośniej, poczym wraz z Jazzem zniknęła za ścianą.
W pokoju zostałam tylko ja i Edward.
—Miłych snów,- uśmiechnął się do mnie, po czym zaczął kierować się ku schodom.
—Nie! Poczekaj. Zostań to ze mną. Nie chcę zostać sama, przynajmniej dokąd nie zasnę.
Edward uśmiechnął się i usiadł na ziemi obok kanapy tak, by móc się opierać o nią plecami.
Położyłam się za nim szczelnie przykrywając całe swoje ciało puchatym kocem.
Zerknęłam przez jego ramię na książkę , którą trzymał w rękach.
Rozpoznałam fragment. Była to scena, w której jedna z bohaterek książki „Wichrowe Wzgórza” Catherina zostaje ugryziona przez psa.
—Czytasz „Wichrowe Wzgórza”?- spytałam.
—Tak.-…- skąd znasz tę książkę?
—To była ulubiona książka mojej mamy. Czytała mi ją jak byłam małym dzieckiem.- uśmiechnęłam się do swoich wspomnień.- Teraz znam tą książkę chyba na pamięć.
—Poczytać ci?- spytał przyglądając się mi.
—Byłoby miło.- uśmiechnęłam się ukazując zęby.

Przez pewien czas słuchałam opowieści czytanej przez Edwarda, ale potem zasnęłam oddając się w objęcia Morfeusza.

______________________________
Dziękuje jak zwykle Oli i juz ostrzegam że jak będą jakieś głupie dopiski to jej sprawka ;]
Nie mam zamiaru zawieszać bloga po prostu miałam chwilową zaćmę względem weny twórczej.
Dedyk dla wszystkich :*


1 komentarz:

  1. OMG:) JESTEM ZACHWYCONA CO BĘDZIE DALEJ????? ROZDZIAŁ SUPER:) Z Niecierpliwością CZEKAM NA KOLEJNY:) POZDRAWIAM I żYCZE WENY:)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

http://www.youtube.com/watch?v=zvCBSSwgtg4