Następny dzień zapowiadał się wspaniale, i pomimo tego, że całe sklepienia nieba pokryte były grubą warstwą chmur, nie padał deszcz, a temperatura powietrza wzrosła powyżej 16 stopni Celsjusza. Wstałam z krzesłapoprawiając kremową rozpinaną kurtkę, przykrywającą białą koszulę za pośladki. Złapałam za torbę z książkami i pojechałam do szkoły. Dzisiejszego dnia nie będzie Cullenów. Dowiedziałam się tego wczoraj przy rozmowie z Edwardem.
Powoli próbując nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi, ruszyłam w kierunku oddziału, w którym miałam przeklęty angielski. Weszłam do klasy niezauważona i usiadłam na swoim stałym miejscu. Wyciągnęłam potrzebne książki i brudnopis. Założyłam nogę na nogę i zaczęłam bazgrać jakieś szlaczki w zeszycie, gdy nagle usłyszałam dźwięk odsuwającego się krzesła.
—Hej, Bells! - usłyszałam skrzeczący głos Mike’a. - pomyślałem, że źle zabrałem się do zapraszania cię na bal.
—Mike. Niestety nie mam ochoty iść z tobą na bal.- powiedziałam przez zęby, robiąc długopisem dziurę w kartce.
Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze pięć minut do dzwonka.
Wzięłam wielki haust powietrza i zaczęłam dokładnie czytać notatki z poprzednich lekcji.
—Może jednak? Bo ty i ja nie mamy pary?
—Mike, idź już sobie do swojej ławki. A z resztą ja już mam parę. Możesz zaprosić Jess. Wiem, że bardzo by chciała - powiedziałam próbując nastawić go na inną ofiarę.
—Masz już parę?
—Myłeś uszy?
Zapadła cisza, która jak najbardziej mi odpowiadała.
Wreszcie do klasy przyszedł nauczyciel. Po dzwonku wszystko minęło nadzwyczaj szybko i nim się obejrzałam siedziałam już na miejscu kierowcy w swoim aucie. Droga do domu nie zajęła mi dużo czasu i nim się obejrzałam stałam swoim volvo na podjeździe mojego domu.
—Dziś kompletnie nie mam co robić. Nie ma Cullenów, bo wyjechali na polowanie.- pomyślałam.
Zrezygnowana ściągnęłam buty, odsyłając je kopniakiem w kąt korytarza i powlokłam się do pokoju rzucając na łóżko. Nie miałam siły na nic. Nawet wstać nie miałam siły! Spróbowałam zasnąć, ale świat w którym żyłam miał co do mnie inne plany. Dryń! Dryń! Dryń!
Usłyszałam mój przeklęty dzwonek do drzwi.
—Kogo do cholery znów niesie?!- krzyczałam w myślach i energicznym ruchem otworzyłam drzwi wejściowe.
—Dzień dobry.- powiedział listonosz wpatrując się w kartkę. - List polecony dla pani Isabelli Swan. Czy jest w domu? - pytał unosząc oczy znad kartki.
—Tak. To ja. Gdzie mam podpisać?- spytałam niemiłym tonem.
—Tutaj - wskazał długopisem miejsce na formularzu i podał mi go.
Szybko i niestarannie walnęłam podpis na kartce i nie żegnając się, zabrałam list zatrzaskując drzwi przed nosem listonosza.
Kto mógłby do mnie napisać list?
Zaciekawiona wciągnęłam nóż do kopert z szafki i usiadłam na szafce kuchennej rozcinając pozłacany papier. W środku znajdował się list z równie drogo wyglądającego papieru.
Droga Isabello Mario Swan!
Mamy zaszczyt zaprosić panią na coroczny bal maskowy. Odbędzie się on na terenie Volterry we Włoszech, dnia 20.11.12r o godzinie 20:00 . Obowiązuje strój balowy, podobny do tych z przed stulecia. Można zabrać ze sobą osobę towarzyszącą.
Aro, Marek i Kajusz Volturi
Volturi. Poznałam ich przez to, że próbowali mnie zabić, ale moim rodzicom udało się ich przekonać, że nie jestem zagrożeniem dla całego świata i dali mi spokój. Potem chcieli poznać mnie i moje możliwości bliżej. Już wtedy, gdy byłam małą dziewczynką próbowali mnie wciągnąć do swojej armii mówiąc, że jestem wyjątkowa. Ale ja sie na to nigdy nie zgodziłam i nie zgodzę, ale na bal pójdę, ponieważ nie chcę ich wprowadzić z równowagi...
Rzuciłam list na stół w jadalni i skierowałam się do swojego pokoju.
Co ja mam robić do końca dnia?
Może wybiorę się do La Push, pomyślałam, po czym weszłam do garderoby zakładając na siebieszare luźne rurki, jeansową koszulę za pośladki zapinaną na guziczki oraz czerwone trampki. Do brązowej torebki na ramię wrzuciłam mojego Iphone’a i chusteczki, po czym wyruszyłam w drogę.
Na miejsce dojechałam dosyć szybko i z daleka słychać było jakieś śmiechy dochodzące z plaży.
Zaparkowałam przed domem Jacoba i powędrowałam piechotą w kierunku hałasu.
Na plaży zostało rozpalone ognisko. Chłopcy grali w siatkę a Leah z Emily i jakąś nieznaną mi dziewczyną siedziały na pniu.
—Hej, jak tam wam mijał czasz, gdy mnie nie było?- spytałam siadając obok Leah.
—Bella!- rzuciła się na mnie szczęśliwa.- Kiedy ty ostatnio u nas byłaś!?
—Szczerze, to nie pamiętam- uśmiechnęłam się do niej i odwzajemniłam uścisk.
—Ej, chłopaki! Bella przyjechała!- wydarła się obok mojego ucha, przez co mało nie pękły mi bębenki.
Męska część towarzystwa z niedowierzaniem popatrzyła na mnie i przestała grać i spojrzeli na mnie, przez co Seth oberwał piłką do siatki w głowę.
—No co, to już nie można wrócić na stare śmieci? - zapytałam uśmiechając się od ucha do ucha.
—Bella! - krzykną Jacob rzucając się na mnie i na Leah. Reszta postąpiła tak samo. No prawie tak samo, bo Sam jak zawsze był poważny i kilku ze sfory z którymi nie byłam tak zżyta nie zwracali na mnie uwagi.
—Duszność… Brak oddechu…- śmiałam się razem z całą resztą.
Gdy wszyscy ze mnie zeszli i przywitali się ze mną, Jacob przedstawił mi ową nieznajomą:
—To Ivy.- przede mną stanęła mała, drobna dziewczyna o ładnych rysach twarzy i długich brązowych włosach. Jednak coś innego rzuciło mi się w oczy. Miała piękne, duże, złote oczy otoczone gęstym wachlarzem długich rzęs.
—Bella Swan. –uśmiechnęłam się.
—Ivy Redbeard - uśmiechnęłam się do mnie nieśmiało.
—Czuję, że się zaprzyjaźnimy.
Teraz zwróciłam się do Jacoba:
—Mi tu mówisz, że nie mogę się spotykać z wampirami, a sami trzymacie jednego przy sobie? - powiedziałam z ironią w głosie.
—Bells, nie gniewaj się.
—Nie gniewam.-przytuliłam go.
—No to co, będziemy stać jak kołki, czy pójdziemy grać?- spytałam wydzierając piłkę Embry’emu.
—O, widzę, że nasza dziewczyna od wampirów ma dobry humor.
—A ma, ma.- uśmiechnęłam się rzucając w niego piłką.
—A można wiedzieć czemu?
Zarumieniłam się.
—O, to coś poważnego, zabieram ją - powiedziała Leah biorąc mnie pod łokieć.
Gdy odeszłyśmy na dobrą odległość spytała:
—Kto to?
—Że co?
—Nie udawaj, przecież widzę, że jesteś cała w skowronkach i do tego się rumienisz!
—Ehh… niech ci będzie… Edward Cullen – rzekłam z ociąganiem.
—Hmm… nawet ładny.- powiedziała.- Ale mogłaś sobie znaleźć kogoś ładniejszego.- zażartowała, przez co oberwałam sójkę w bok.
—Jak myślisz, jak na to zareaguje sfora?
—Nie bój się o nich. Przecież widzisz, że zbliżyliśmy się z wampirami, odkąd twój ojciec pojął za żonę wampira.- przerwała – No i patrz tam. Wampir - powiedziała wskazując Ivy podbródkiem- a nikt nie reaguje na nią jak na krwiopijcę, tylko jak członka stada - przerwała na chwilę zamyślona- A i jeszcze. Pamiętasz o tym, że jeśli mi o tym powiesz, to automatycznie wszyscy będą o tym wiedzieć, co nie?
—Co?- spytałam zdezorientowana.
—Telepatia. Nie pamiętasz?- powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
—O ty!
—Nie ma za co !- krzyknęła uciekając w stronę ogniska.
—Jak cię złapię, to coś ci zrobię! – krzyknęłam za nią i w wampirzym tempie ruszyłam do ogniska.
Cała zabawa się rozpoczęła i nikt nie miał do mnie żadnych pretensji o to, że zakochałam się w wampirze. No i dobrze, bo nawet gdyby coś mieli, to bym tego nie zmieniła.
Usiadłam obok Ivy i spytałam:
—Jak to się stało, że jesteś wampirem?
—Nie pamiętam kto mnie zmienił, ale pamiętam w jakich okolicznościach zostałam przemieniona.
Zachorowałam na jakąś poważną chorobę niedługo po tym, gdy moi rodzice i brat bliźniak zginęli w wypadku samochodowym.
W ten dzień przyszłam odwiedzić ich groby i wtedy coś, a raczej ktoś mnie ugryzł.
Gdy się obudziłam znajdowałam się w górach, nie wiem skąd się tam wzięłam, ale już wtedy byłam wampirem.
—Ile masz lat?
—100.- uśmiechnęła się.
Odwzajemniłam uśmiech i spytałam:
—Skąd się tu wzięłaś?
—Goniła mnie sfora wilków, ale nie ta, tylko jakaś inna.- przerwała- w moim mieście pojawili się z nikąd i zaatakowali bez ostrzeżenia.
Uciekałam aż dotąd. Tutejsza sfora przegoniła tamtą i pozwoliła mi tu zostać.
—Gdzie teraz mieszkasz?
—Przenocowałam u Leah i Setha, ale nie ma u nich zbyt dużo miejsca. Sami ledwo się mieszczą, a w dodatku ich matka mnie nie lubi.
—Mnie tak samo- zaśmiałam się
—Czemu? Przecież jesteś wilkołakiem.
—Nie. Jestem tak jak by pół-wampirem pół-wilkołakiem.- dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, jeśli to w ogóle możliwe i rozszerzyła oczy- wracając do rozmowy. Gdzie teraz zamieszkasz?
—Przeniosę się od Jacoba i jego ojca. Powiedzieli, że mają jeden pokój wolny, więc przyjęłam propozycję.
—To super, będziesz mogła tu zostać!
—Też się cieszę.
—Bella! Ivy! Chodźcie grać!- krzyknął do nas Jackob.
— Już! – odkrzyknęłyśmy równocześnie i poszłyśmy do przyjaciół.
* * *
Gdy wszyscy byli już zmęczeni i leżeli na plaży, pożegnałam się i pojechałam do swojego domu,
Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie gorącą czekoladę wsypując do niej pianki i skupiłam się na jakimś nudny programie telewizyjnym.
Gdy byłam już zmęczona, poszłam do siebie do pokoju i zanurzyłam się w swojej garderobie szukając piżamy.
Nagle poczułam się dziwnie. Oczy zaczęły mnie szczypać i pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam pragnienie. To uczucie natężyło się, a ja myślałam że oszaleję.
Muszę się napić krwi.
Założyłam na siebieszare luźne dresowe spodnie, białą podkoszulkę i granatowo-szarą bluzę z kapturem.
Przechodząc przez korytarz zobaczyłam swoje odbicie. Sama się siebie przestraszyłam.
Nie miałam już brązowych oczu. Moje tęczówki były czarne jak węgiel, a ich wielkość nie była normalna, bo zajmowała większą część oka. Włosy na tle jeszcze bardziej bladej skóry stały się ciemniejsze. Jezu co się ze mną stało?
Zeszłam na dół i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Mój stan się chyba pogarszał, bo oczy zaczęły mi lekko połyskiwać, a włosy zmieniły kolor z brązowego na hebanowo czarny.
Wzięłam do ręki jedną z pustych butelek stojących na stole i zapakowałam do torby.
W lesie znalazłam się bardzo szybko.
Już po kilku sekundach odczułam słodką woń pumy.
Siedziała w krzakach czając się na mnie. Ruszyłam w jej stronę i rzuciłam się na nią.
Szamotałyśmy się parę minut, po czym skręciłam jej kark. Szybko wgryzłam się w tętnicę, łapczywie wypijając każdą kropelkę czerwonej substancji.
Ciągle czułam niedosyt. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy dochodzące z lasu. Słyszałam śpiew ptaków, ale nagle dotarła do mnie słodka woń kolejnej ofiary.
Długo nie czekałam aby ją znaleźć.
Skoczyłam na kolejną pumę skręcając jej kark.
Znów wgryzłam się w szyję zwierzęcia i wysuszyłam go całkowicie z krwi.
Wreszcie czułam się normalnie. Żadnego pieczenia i drapania w gardle.
Złapałam jeszcze dwie sarny i napełniłam butelkę ich krwią.
Gdy wróciłam do domu, butelkę z krwią wrzuciłam do lodówki, a sama ruszyłam w kierunku swojego pokoju.
Po drodze spojrzałam w lustro. Znów wyglądałam normalnie. Moje oczy miały brązowy odcień i normalny rozmiar. Włosy pojaśniały, a cera nabrała trochę koloru.
Wtedy moją uwagę przyciągnęły ubrania - były całe we krwi. Zazwyczaj udaje mi się tego uniknąć… Najwidoczniej byłam bardzo głodna.
Wzięłam szybki prysznic, po czym rzuciłam się na łóżko zasypiając.
* * *
Rano obudził mnie budzik w komórce. Myślałam, że zaraz rozwalę go o ścianę, ale się powstrzymałam. Wstałam ciągnąc za sobą nogami. Czułam się dosłownie jakbym miała kaca. Wyciągnęłam z szafy szarą bluzkę z białymi naszywkami przy dekolcie, rurki i luźną marynarkę. Wskoczyłam w nie szybko, po czym usiadłam przed toaletką rozczesując włosy i robiąc delikatny makijaż. Pobiegłam w wampirzym tempie do kuchni.
Z szafki wyciągnęłam moje ulubione płatki śniadaniowe. Wsypałam je do miseczki i sięgnęłam do lodówki po mleko. Nagle moje spojrzenie napotkało butelkę wypełnioną czerwoną cieczą. Wyciągnęłam ją oraz butelkę z mlekiem, którym zalałam płatki.
Postawiłam czerwoną butelkę na blacie i zjadłam płatki przyglądając się jej.
Z nikąd poczułam denerwujące drapanie w gardle, któro przerodziło się w ostre pieczenie. Skrzywiłam się, bo wiedziałam o co chodzi. Mój organizm domagał się krwi.
Wzięłam do ręki butelkę z krwią, odkręciłam ją, przez co otulił mnie słodki zapach substancji.
Nalałam jej troszkę do plastikowego kubeczka, po czym wypiłam ją za jednym razem.
Pragnienie nie ustąpiło. Przechyliłam całą butelkę pijąc z gwinta, uważając, aby nie poplamić bluzki.
Nim się zorientowałam, butelka była pusta, a mi pozostało tylko oblizać wargi. Zabrałam z wieszaka szkolną torbę z książkami i ruszyłam do auta.
Na parking szkolny dojechałam w kilka minut i stanęłam na swoim stałym miejscu.
Spojrzałam w lusterko wsteczne i oniemiałam.
Miałam złote oczy… Zamrugałam raptownie, a kolor moich oczu znów wrócił do odpowiedniej barwy.
Wysiadłam z auta, biorąc do torebki na wszelki wypadek okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam w stronę Cullen’ów.
Z daleka słyszałam śmiech Emmett’a i podniecone głosy dziewczyn.
Ciekawe o co chodzi.
Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się na powitanie
—Hej- wszyscy odpowiedzieli mi radosnym „Hej” i wrócili do czynności wykonywanej wcześnie.
—Edward, o co im chodzi?- spytałam łapiąc go za dłoń.
—Są bardo zafascynowani wczorajszym polowaniem.
—A co było w nim tak niezwykłego?- dociekałam, przez co Edward chyba się speszył.
—Nic, polowanie jak zawsze... –spauzował- Emmett zrobił furorę, bo zjadł trzy niedźwiedzie gryzzli..
Ściemniał. Czułam to. Postanowiłam dalej nie drążyć tego tematu.
—Choć, bo nie zdążymy przed dzwonkiem.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie i pociągnęłam w kierunku sali od biologii.
___________________________________
Z dedykacją dla:
Ameli ( Olki ) -sorki że cię tak poganiałam XD
Asi - No i widzisz przez Cb ucierpiała niewinna osoba
Rozdział pięknie napisany:D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co jest Belli i co ukrywają Cullenowie
Do napisania :*
Super blog:)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam wszystkie notki i bardzo mi się podoba chcę więcej
więc moja droga...
nie męcz nas
i daj jak najszybciej to nn
plisssssss
PS: bo będzie szantaż na gg!!:P
Katerina
Co się dzieje z Bellą? I co Cullenowie ukrywają?
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Już się nie mogę doczekać kolejnego.
Pozdrawiam !