Z oddali wszystko wyglądało tak, jak by nic się nie
zmieniło. Nic, ale jednak coś.
Może to przez te wszystkie rzeczy powystawianych na podjeździe, albo modne
firanki wiszące w otwartych oknach.
Niepewnie pokonałam labirynt stworzony przez stare szafki i z konsternacją
spojrzałam na klamkę drzwi frontowych, którą po krótkim namyśle nacisnęłam.
Rozległo się ciche klik i drzwi, bez ani jednego skrzypnięcia,
otworzyły się ukazując mi nowy świat. Uderzył mnie silny zapach świeżej farby,
tkanin i drewna.
Korytarz, który nie był już korytarzem z przed dnia, wyglądał jakby był wyjęty
z książki dla projektantów wnętrz. Ściany zostały starannie obłożone kamieniem, a
podłogę wyłożono białą materiałową wykładziną. Dopiero po chwili zauważyłam
drzwi w odcieniu ciemnego dębu. Otworzyłam je i moim oczom ukazało się kilka,
podłużnych wieszaków, na których wisiały płaszcze. W każdym razie nie
przypominam sobie by były tu ostatnio jakiekolwiek drzwi… Wycofałam się z
pomieszczenia i przeszłam do salonu oddzielonego od korytarza zgrabnym łukiem
ściennym.
Pierwsze wrażenie zaparło mi dech w piersiach. Alice umieściła w tym pokoju
całą duszę tego miejsca. Ściany utrzymane były w kremie. Na środku stały trzy
kanapy, obłożone modnymi, kolorowymi poduszkami i niski stolik. Kominek został
starannie wyczyszczony i obłożony kamieniem. Na półeczce od kominka, zostały
ułożone stare figurki i ksiązki, a tuż powyżej znajdowało się ogromne lustro z
ozdobną, złotą ramą.
Okna zostały powiększone, na tyle by zajmowały jedną drugą ściany.
Na jednej ze ścian wisiała plazma. Po kątach zostały poustawiane nowe komody,
ale też te stare, które nadawały się jeszcze do użytku. Salon został wypełniony,
po brzegi, figurkami, obrazami, książkami i nawet mapami, które zostały skręcone
w dwu i pół metrowe rulony, postawione do przeciętnych rozmiarów wiklinowego
kosza, stojącego w rogu pokoju.
Nie zapominając o najważniejszym fragmencie. Stary, zabytkowy fortepian
przeniesiony z pokoju muzycznego, który został umieszczony na podwyższeniu
niedaleko wejścia.
Z uśmiechem na twarzy wróciłam na
korytarz, z którego przedostałam się do kuchni.
To pomieszczenie nie zmieniło się w ani jednym calu. No może poza tym że Alice
dodała tu kilka gadżetów AGD.
Znów wróciłam na korytarz. Niepewnie ruszyłam po schodach, które nawiasem mówiąc
zostały odnowione i nie trzeszczały gdy się po nich chodziło.
Zaczęłam po koli oglądać wszystkie pozostałe pokoje.
Miejsce, które zostawiłam sobie na deser to mój pokuj.
Niepewnie nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi.
Poczułam że przestaję oddychać z zaniemówienia. Przed sypialnia była urządzona
tak jak zawsze marzyłam. Sterylny biały kolor, został zamieniony na zgniłą
zieleń. Wzdłuż ścian zostały ułożone półki z książkami oraz komody. NA środku
stała biała kanapa i niski stolik dookoła którego poumieszczane były durze
kolorowe poduchy.
Alice nie żałowała z ozdobami. Można było zauważyć, że wszędzie zostały
poumieszczane, starocie typu globus na trzech nogach, szachy z kości słoniowej,
szklane i marmurowe figurki, przedpotopowe meble i tym podobne pierdółki.
Nie pożałowała mi też kwiatów. Na parapetach było wręcz zielono. Ściany w
niektórych miejscach obrosły bluszczem, nadając pomieszczeniu fajnego
charakteru. Wyczuwam, że maczał w tym palce Harry. Tylko kiedy? Może wrócił na
chwilę do domu, gdy poszłam na polowanie? Zaciągnęłam się powietrzem
doprowadzając do płuc utęsknioną dawkę tego życiodajnego pierwiastka. Po
otrząśnięciu się z szoku, ruszyłam wprost do sypiali.
Nie było już starych drzwi ani obrazu. Trzystopniowe schody prowadziły do raju.
Na podłodze zostały ułożone ciemnobrązowe panele, które zostały przykryte
białym dywanem. Przez otwarty balkon wpadało powietrze, rzucając białymi
zasłonami w powietrzu. Niedaleko mnie stało duże łóżko z baldachimem. Z
westchnieniem podeszłam
do niego i usiadłam wtapiając palce w miękką, satynową pościel.
Alice przeszła samą siebie. Położyłam się wbijając wzrok w baldachim. Nagle
natrafiłam dłonią na coś sztywnego. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na
niezidentyfikowany przedmiot. List. A dokładniej była to kartka zgięta na pół,
której wierzchniej częci zostalo napisane moje imię. Ciekawa liścik, który od
środka był zapisany starannym lekko pochylonym pismem.
Alice wyciągnęła nas na kolejny remont.
Znajdujemy się jakieś osiemdziesiąt
kilometrów na zachód, w
domu twojego wuja. Przyjdź do nas kiedy nacieszysz
się domem. Tęsknię za tobą.
Z uśmiechem odłożyłam kartkę na nakastlika. Rozglądnęłam się jeszcze raz po
pomieszczeniu. Nie było więcej drzwi oprócz tych, przez które weszłam i tych,
które prowadzą, na dół, do tajemnego wyjścia przez kominek. A tak poza tym, to
gdzie jest Harry? Ma dziwny zwyczaj znikania, bez ostrzeżenia. Zbiegłam na
parter i bez krzty wahania wybiegłam z domu, prosto w las. Biegłam dość długo.
Można powiedzieć, że pokonałam już jakieś trzy czwarte drogi.
Nagle usłyszałam szelest. Stanęłam jak wryta i przyjęłam pozycję obronną.
-Głupia w lesie żyją zwierzęta. To pewnie jakaś sarna- pomyślałam i rozluźniłam
napięte mięśnie.
Nagle odgłos powtórzył się w towarzystwie przeszywającego do szpiku kości śmiechem.
Przełknęłam głośno ślinę i znów przybrałam pozycję obronną.
- Kim jesteś!?- wrzasnęłam.- wyjdź i pokaż się! Chyba, że nie masz odwagi!
Rozbieganym wzrokiem uważnie skanowałam
otoczenie, gdy nagle zza drzewa wyszedł młody chłopak, opierając się o nie. Był
na 100% wampirem. Miał krwistoczerwone oczy, bladą cerę i krótko przystrzyżone,
brązowe włosy.
Cofnęłam się o krok i przyjrzałam mu się uważnie. Dopiero teraz zauważyłam, że
w zaciśniętą w pięść dłoni trzyma moją bluzę, która zniknęła z polany.
Mężczyzna nie odpowiedział, ale przybrał nieco bardziej drapieżna postawę. W
jego oczach było widać gniew i chęć zemsty.
Cofnęłam się o kolejny krok.
- Nie zbliżaj się! Jestem niebezpieczna!
- Może i udało cię się zabić Victorię, ale ze mną nie będzie już tak łatwo.
Imię rudowłosej wampirzycy przyprawiło mnie o lekki dreszcz.
- Osobą dla której ona była bardzo ważna.- przerwał zbliżając się do mnie.-
Osobą, która zemści się, w sposób okrutny i powolny.
Z dzikim warkotem rzucił się na mnie i kopną mnie z całej siły w brzuch.
Wylądowałam na pobliskim drzewie zginając się w pół. Nie wiedziałam, że jako
wampir odczuję ból. To chyba pierwszy raz od przemiany.
Wzięłam głęboki spazmatyczny wdech próbując się uspokoić. Niestety po niedługim
czasie zostałam złapana za włosy i wytargana na środek polany. Udało mi się
zadać mu kilka ciosów w udo, ale on nawet się nie zachwiał. Złapałam go za
kostkę i pociągnęłam mocno próbując go przewrócić. Udało się. Oboje
wylądowaliśmy na mokrej trawie. Wykorzystując sytuację odsunęłam się od niego i
pozwoliłam aby moje moce zawładnęły moim ciałem. Trawa zaczęła rosnąć i rosnąć
aż wreszcie stworzyła wielki mór, który na pozór wyglądał jak coś
niezniszczalnego. Marzyłam żeby tak było, ale moje nadzieje prysły gdy przez
zieloną ścianę przedostała się pięść napastnika. Przestraszona odskoczyłam, a
trawa z szybkością światła powróciła do swojego naturalnego wyglądu.
Próbowałam z powietrzem. Zerwał się mocny, porywający wiatr, który niósł z sobą
szczątki poobrywanych roślin, konarów i kamieni. Mój napastnik nic sobie z tego
nie robił. Szedł pewnym krokiem prosto w moją stronę bliżej i bliżej, a ja nie
mogłam nic zrobić. Dopadł mnie. Dostałam serię ciosów w twarz. Oszołomiona znów
upadłam na ziemię.
Zaczęłam panikować, a to tym bardziej
nie pomagało mi w użyciu jakiegokolwiek z żywiołów. Byłam sparaliżowana
strachem, jak mucha po ugryzieniu pająka.
Leżałam na ziemi, próbując odsunąć się od napastnika.
- Zabije cię, tak jak ty, zabiłaś ją.
Wycedził przez zęby i podniósł mnie za ubrania do pionu. Próbowałam się jakość
bronić, uderzyć go, ale był silniejszy i na każdy mój ruch miał odpowiedź.
Ledwo trzymając się na nogach popatrzyłam mu prosto w oczy.
Odpowiedział słodkim głosem i wgryzł się w moja szyje. Zaczęłam krzyczeć.
Czułam jak do moich żył wdziera się paląca substancja, dosłownie jakby ktoś
strzykawką dostarczał do mojej krwi żrący kwas. Czułam jak skóra na szyi blisko
ugryzienia zaczyna powoli pęka.
Mój krzyk roznosił się potężnym echem po całym lesie.
Usłyszałam kilka znajomych głosów,
gdzieś z oddali. Próbowałam coś powiedzieć, ale jedyne co wydostawało się z
mojego gardła to krzyk.
Nagle mój napastnik został ode mnie odsunięty.
Stałam bez życia chwiejąc się na wszystkie strony, a potem czułam jak spadam w
otchłań.
- Niech ktoś ją złapie!- krzyk odbił się echem w mojej głowie.
Słyszałam odgłosy walki. Jakieś głosy. Czułam czyjeś ręce, które delikatnie
objęły mnie w tali i uniosły do góry jak szmacianą lalkę, ratując przed
upadkiem.
Głowa nieprzyjemnie uciekała mi do tyłu, tak jakbym nie spała przez co najmniej
dwa dni.
Ból w żyłach powoli i leniwie przemieszczał się w kierunku mojego serca, potem
rąk, brzucha, nóg i głowy, która niemiłosiernie bolała. Moje ciało przeszły
nieprzyjemne drgawki. Poczułam jak ktoś kładzie mnie na coś miękkiego. Moja głowa
bezwładnie opadła na poduszkę i nie ruszyła się nawet o milimetr.
Otworzyłam z trudem oczy i zachłannie przyglądałam się pomieszczeniu. Kilka
kanap, foteli, kominek… Salon.
Dookoła kręciły się jakieś osoby…
Chyba dwie.
- Alice! Zadzwoń po Carlisle! Już!
- Nie mogę znaleźć telefonu!
- Mój leży na fortepianie.
Zmarszczyłam brwi w wyrazie bólu.
- Ciszej.- szepnęłam i położyłam się na plecach.
Moje ciało cięgle przeszywał zimny i nieprzyjemny dreszcz.
Twarz znana w każdym detalu, a zarazem nie. Poczułam na policzku ciepły dotyk.
Przycisnęłam źródło ciepła do siebie, próbując przy okazji zagrzać sobie rękę.
W oddali słyszałam rozmowę telefoniczną.
Nikłe i niewyraźne imię przebiegło w moim umyśle Edward.
Zmarszczyłam brwi jeszcze mocniej przyciskając do policzka ciepłą i kojącą
dłoń.
- Edward zimno mi.- wychrypiałam.
Źródło ciepła zniknęło a ręka która je trzymała piekła, jakby trzymała przed
chwilą rozżarzony węgiel.
Po chwili poczułam jak coś mnie okrywa. Ta rzecz nie była bardzo ciepła. Była
obojętna.
- Edward. Chodź do mnie. Jesteś taki ciepły.- z zachłannością machałam przed sobą dłońmi,
ale moje palce łapały tylko i wyłącznie powietrze.
Chłopak usiadł na kanapie przez co materac ugiął się lekko i położył się obok
mnie przytulając do siebie. Na moją twarz wpełzł malutki uśmiech.
Z wdzięcznością wtuliłam się w jego tors
i spróbowałam chodź na chwilę stłumić ból, który bez przerwy krążył po moim
ciele.
- Wszytko będzie dobrze.- usłyszałam przejęty głos mojego ukochanego. Poczułam,
że delikatnie całuje mnie w czoło, tak jakby bał się, że może być to ostatni
raz.
Drgawki nie minęły nawet na chwilę. Odzyskałam już lepszą świadomość, ale wciąż
czułam ten okropny ból. Nie było mi już
zimno.
Edward siedział przygarbiony na ziemi obok kanapy i gładził moją dłoń.
- Carlisle powiedział, że nic jej nie będzie. Możliwe że potrwa to jeszcze
kilka godzin, ale przyleci na wszelki wypadek, a teraz trzeba jej dać dawkę
krwi.
Chłopak jęknął i pocałował moją dłoń. Czułam się jak roślinka.
- Wszystko będzie dobrze.- te słowa Edward, już od jakiś dwóch godzin,
wypowiadał co chwila jak mantrę.
To były pierwsze słowa mojego wujka, gdy wrócił do domu.
Widziałam w ich twarzach zaniepokojenie i troskę. Wszyscy usadowili się w
salonie przyglądając się mi uważnie.
- Zaraz mi przejdzie.- mój głos szwankował i to nie tylko dlatego, że nie
wierzyłam w to co mówię. Ja po prostu wiem, że umrę, nawet po mimo wszystkich
zapewnień Carlisle.
Czułam
jak jad, który znajduje się teraz w każdej nano komórce mojego ciała.
Jedyną rzeczą, która podtrzymywałaś mnie trochę na duchu to dłoń Edwarda, która
ściskała moją jak boa dusiciel.
- Moje lekcje, niezbyt ci się przydały.
- W takich sytuacjach nie da się skupić.- uśmiechnęłam się.- Ale trochę go
poturbowałam.
Jego usta wykrzywiły się w grymasie, który najprawdopodobniej miał być
uśmiechem.
- Kto to był?- ciszę przerwał Jazz, który obejmował Alice.
- Nie wiem. Chyba ktoś od Victorii.
- Ale mówiłaś, że zabiłaś Victorię.
- Bo zabiłam.- obróciłam się na bok tak by mieć wygodniejszą pozycje do
rozmowy.- Pamiętam, że gdy ją spaliłam i zostawiłam na polanie, ktoś krzyczał.
Nie wiem kto. Możliwe że to on.- mówiłam z trudem.- Powiedział, że chciał mnie
zabić dla zemsty.
- Nie oddamy cię bez walki.- powiedziała hardo Alice.
- Al… Nie uważasz, że on już wygrał?
- Nie! Wyjdziesz z tego! Nawet nie snuj takich ciemnych myśli.- warknęła na
mnie.
- Miło że w to wierzysz, ale ja jestem już prawie dwiema nogami w grobie.
- Ty też powinnaś w to wierzyć. Nie można się tak po prostu poddawać. Z resztą
Carlisle powiedział, że nic ci nie będzie.- wtrącił się Harry mrożąc mnie
spojrzeniem.- masz rodzinę, która cię potrzebuje. Pomyśl o tym.
Gdy miałam już coś powiedzieć Harry uciszył mnie gestem ręki.
- Wiem, że teoretycznie tylko ja jestem twoja rodziną, ale to tylko powiązanie
genów. W praktyce zdobyłaś nową, kochając rodzinę.
Umilkłam i zamknęłam oczy. Skuliłam się. Ból przestał nawiedzać moje ciało, ale
to nie zmieniało faktu, że czułam się jak podpalana laleczka woodu.
- Ja nie chcę umierać.- wyjąkałam szlochając.
Edward mocniej ścisną moją dłoń.
- Nie umrzesz. Wszystko będzie dobrze.- Wyszeptał pocieszająco.
Powoli chyba i on zaczyna wątpić w swoje słowa.
- Przestańcie! Ona nie umrze! Przecież Jaspera pogryzło wiele wampirów i żyje!
Alice miała rację. Spojrzałam na Jaspera.
- Owszem. Ale nie miałem takich objawów. -przerwał- od razu po ugryzieniu,
funkcjonowałem normalnie.
Alice dała mu z łokcia w brzuch.
Al chyba chciała podnieść mnie jakoś na duchu, ale nie przewidziała takiego
obrotu sprawy.
Uśmiechnęłam się ledwo widocznie.
Do pokoju weszła Elizabeth z kubkiem wypełnionym do połowy krwią. Z daleka
czułam jej zapach.
Edward pomógł mi usiąść, a ja łapczywie schwyciłam kubek z osoczem i wysiorbałam
duży łyk. Moje kubki smakowe oszalały i zaczęły
lekko piec pozostawiając metaliczny posmak. Szybko połknęłam ciecz. Czułam jak
spływa po moim przełyku wprost do żołądka. Po chwili jednak poczułam mdłości.
Zakryłam sobie usta dłonią, ale zanim zdążyłam zareagować cała treść wypitego
przed chwilą płynu znalazła się na zewnątrz. Spanikowany Edward zaczął coś
krzyczeć, ale ja nie zwracałam na nikogo uwagi.
Oparłam się o oparcie i wytarłam brodę rękawem. Ohydny metaliczny posmak
pozostał mi w ustach.
- Zabiorę ja na górę i pomogę się jej przebrać.- zaoferowała się Alice.-
Elizabeth, pomóż mi ją przenieść.- przerwała podchodząc do mojej kanapy.- A ty
Edwardzie zadzwoń do Carlisle.
Może być z nią gorzej niż przypuszczał.
- Nie mów o mnie tak jakby mnie tu nie było.- warknęłam cicho.- i opadłam z powrotem
na poduszki.
- Pomogę wam.- usłyszałam głos wujka i po chwili poszybowałam w górę.
Z szeroko otwartymi oczami przyglądałam się jak szybko przemieszczamy się po
korytarzach.
Po krótkim czasie dotarliśmy do garderoby.
Zostałam usadowiona na kozetce. Zostałyśmy same we dwie.
- Alice? Mogę iść przynajmniej opłukać twarz? O własnych siłach ?
Dziewczyna z zaciętą miną złapała mnie pod ramię i pociągnęła do łazienki.
Oswobodzona z uścisków, pod czujnym
okiem Alice obmyłam twarz i szyję z krwi.
Szczerze? Wyglądam gorzej niż myślałam. Biała jak śnieg cera, bielsza niż
zazwyczaj. Trochę zsiniałe usta i wory pod oczami, a na dodatek ślad po
ugryzieniu lekko zsiniał. Opłukałam kilkanaście razy buzię po czym Alice
zawlokła mnie z powrotem do garderoby.
Nie słuchając moich protestów przebrała mnie w białą lekko bufowaną koszulkę i
czarne jeansy.
Byłyśmy same w garderobie, a Al. miotała się po niej jak mini tornado szukają
czegoś.
- Tak?- dziewczyna bez patrzenia na mnie ciągle przeszukiwała szuflady.
- Jak Edward zniósł czas, kiedy wyjechałam?- spytałam speszona leżąc na
kozetce.
- Co to za pytanie?- powiedziała zdenerwowana wręczając mi balerinki.
Popatrzyłam na nią smutnymi
oczami.
- Nie mów. Bo zdenerwujesz mnie jeszcze bardziej. A tego nie chcemy.-
uśmiechnęła się i pomogła mi wstać prowadząc mnie z powrotem do salonu.
W pokoju znajdowali się Jazz i Edward siedzący na kanapie. Zakrywał sobie twarz dłońmi, lecz w chwili
gdy mnie usłyszał, wyprostował się, przeczesał niedbale włosy dłonią i
uśmiechną się lekko.
O własnych siłach dotarłam do kanapy i położyłam się kładąc głowę na kolana
Edwarda.
- Jak się czujesz?- usłyszałam jego zatroskany głos.
- Lepiej.- spojrzałam ukradkiem na Alice, próbując przekazać jej żeby nie
myślała o naszej rozmowie.
- Carlisle będzie za niecałą godzinę.
Zamknęłam oczy i wypuściłam ze świstem powietrze z płuc.
- Pojadę po niego z Alice.- wtrącił się Jasper.
- Gdzie Harry i Elizabeth?
- Poszli po krew. Pewnie zaraz wrócą.- Alice zaczęła powoli wstawać- Będziemy
się powoli zbierać. Bo nie zdążymy.- pociągnęła za sobą Jaspera- Bello tylko
nie zejdź nam na zawał.- ostrzegła mnie, próbując rozluźnić atmosferę.
Edward spiął się. Najwidoczniej nie spodobał mu się jej żart.
- Bardzo śmieszne Alice.- zaśmiałam się cicho i uśmiechnęłam do niej.
Pięć minut później Al i Jasper wyjeżdżali z posiadłości, a my zostaliśmy sami.
W pokoju panowała cisza. Zapach farby i nowych mebli wymieszał się z zapachem
mieszkańców domu.
Położyłam się na plecach wciąż trzymając głowę na kolanach Edwarda. Spojrzałam
w jego oczy. Pamiętam, że moja mama powtarzała mi, że oczy są zwierciadłem duszy. Nigdy tego nie
rozumiałam. Nie umiałam wyłapać emocji jakie targają człowiekiem poprzez
parzenie w czyjeś oczy. Edward był
pierwszą osobą, u której to zauważyłam. Jego oczy zawsze ukazywał wiele emocji,
których nie widziałam w oczach innych.
Uśmiechnęłam się szeroko ukazując zęby.
- Czemu się tak patrzysz?
Z jego głosu nie upłynęło jeszcze napięcie. Pocałowałam go w dłoń i
uśmiechnęłam się szerzej.
- Kocham cię.- wyznałam szczerze.
Usiadłam z trudem i go przytuliłam.
- Też cię kocham.- pocałował mnie delikatnie w usta i wtulił się we mnie
wdychając mój zapach.
______________________________________________
Dzień dobry, cześć i czołem dziewczęta ;] Mam anginę :( Masakra. Ale przynajmniej nie muszę chodzić do szkoły XD
Chcę życzyć wszystkiego co najlepsze mojej najukochańszej przyjaciółce Katarzynie. Mojego Robaka :*
(Pseudonim Młoda)
NN z dedykacją specjalnie dla niej oraz Paulineee, Katerina5350, Isabelli i Wampirzycy Darii. Wasze komentarze podtrzymują mnie na duchu i uświadamiają że nie jestem aż tak beznadziejna XD Kocham was :* Całuję, pozdrawiam dziewczynom które piszą życzę weny! Do napisania !!
Ps.
Postanowiłam nie dodawać zdjęć z wyglądem domu. Z resztą nie mogłam żadnych znaleźć. Postanowiłam, że pozwolę wam samym wyobrazić sobie te pomieszczenia z moją małą ingerencją :) Mam jakoś dosyć, czegoś takiego, że jak czytasz książkę wyobrażasz sobie głównych bohaterów, pomieszczenia i są one idealne piękni i w ogóle i po kilku miesiącach czy latach wychodzi film na podstawie tej książki i aktorzy nie oddając wyglądu osób które są opisane w książce -,-